Przestańmy liczyć pielęgniarki, zacznijmy myśleć!

Na dłuższą metę problem braku pielęgniarek jest ważniejszy dla naszego osobistego bezpieczeństwa, niż bratnia pomoc Putina dla kolejnych krajów.

Niedawno ukazała się notatka PAP, rozpowszechniona przez inne media, o alarmującym braku pielęgniarek w Polsce i o perspektywie pogłębienia tego niedoboru. Nie po raz pierwszy w niedługim czasie. Ukazała się – i nic. Komentatorzy medialni (a to oni sterują uwagą społeczeństwa) dyskretnie przemilczeli temat, lub zbyli go garstką dyżurnych komunałów. Szkoda, bo warto zastanowić się wreszcie nad przyczynami zjawiska – ich zdefiniowanie może stanowić punkt wyjścia do prób racjonalnego rozwiązania problemu.

Przypomnijmy dane z notatki:  wskaźnik liczby pielęgniarek przypadających w Polsce na tysiąc mieszkańców, jest najniższy w UE. Co więcej, średnia wieku pielęgniarek jest wysoka (47 lat), czego naturalną konsekwencją będzie istotny odpływ znacznej części z nich na emeryturę, w nieodległej przyszłości. Następstwem może być dramatyczny niedobór, który za 8 lat może wynieść ok. 46% szacowanego zapotrzebowania, jeżeli trendy w tej grupie zawodowej nie ulegną zmianie. Dla porównania – zgodnie z informacją Der Tagesspiegel (podaję za onet.pl), obecny niedobór pielęgniarek wynosi 28,5%.

Analiza samych liczb jest prosta i nie wnosi niczego, czego byśmy od dawna nie wiedzieli: z zawodu pielęgniarskiego w Polsce odchodzi więcej ludzi, niż do niego przychodzi. Można by tutaj jedynie uzupełnić, że przejście na emeryturę nie są jedyną pozycją po ujemnej stronie bilansu. Odejścia do innych zawodów, na długo przed osiągnięciem wieku emerytalnego, oraz emigracja, z pewnością mają tu znaczenie, chociaż jest to z mojej strony bardziej intuicja, niż pewność – nie znalazłem wiarygodnych danych na ten temat.

Znacznie ważniejsze od liczb są przyczyny zjawiska.

Jedną z podstawowych są oczywiście zarobki. Bardzo niskie zwłaszcza, gdy oceniamy je w kontekście specyfiki zawodu. Obciążenia fizyczne i psychiczne są w pielęgniarstwie bardzo duże. W zespołach zabiegowych (bloki operacyjne, oddziały intensywnej terapii, szpitalne oddziały ratunkowe, pracownie kardiologii inwazyjnej, etc.) jest to działanie pod dużą presją czasu, często przez większość całego, dwunastogodzinnego dyżuru. W oddziałach zachowawczych obciążenia fizyczne, to przede wszystkim pielęgnacja bardzo chorych pacjentów, często zupełnie niesamodzielnych. Oczywiście nie wpuściłbym żadnego polityka do sali zabiegowej. Myślę jednak, że dobrze by każdemu z nich zrobiło na wyobraźnię, gdyby musiał samodzielnie przeprowadzić poranną toaletę u unieruchomionej osoby, przebrać ją i zmienić jej pościel. Trzeba to robić możliwie szybko, bo poranek pielęgniarki jest bardzo pracowity: leki, zastrzyki, pobranie badań… Obciążenia fizyczne sprawiają, że problemy zdrowotne pojawiają się u pielęgniarek nieuchronnie. Zazwyczaj już po kilku latach uprawiania zawodu. Zwłaszcza problemy z kręgosłupem.

Obciążenia psychiczne są oczywiste. W oddziałach ostrej medycyny, oraz zabiegowych, stres jest nieunikniony: rzeczy dzieją się szybko i czasem – niestety – nieodwracalnie. Zaś w oddziałach zachowawczych wcale nie bywa łatwiej. Chorowanie jest estetyczne tylko w głupawych serialach. Poza tym ludzie chorzy wcale nie muszą być mili. Ci niemili czasami jeszcze hamują się wobec lekarzy, ale wobec pielęgniarek nie zawracają sobie głowy pozorami dobrego wychowania. Również nie wszyscy lekarze traktują pielęgniarki z należytym zawodowym szacunkiem, do czego jeszcze wrócę poniżej. Ile lat besztania – najczęściej za nieswoje winy – można znieść?

Zarobki powinny być współmierne do stopnia odpowiedzialności. Wiecie Państwo z publikacji medialnych, czym może się skończyć podanie nie tej tabletki, lub zawartości nie tej strzykawki. Wymóg bezbłędnego działania jest w tym zawodzie bezdyskusyjny, ale też wynikająca z niego presja powinna być należycie wynagradzana, dopóki jakość pracy zostaje zachowana.

Wreszcie – zarobki powinny być adekwatne do umiejętności. Że zaś są one wśród polskich pielęgniarek wysokie – nie mam wątpliwości. Doświadczona pielęgniarka przewyższa niejednego lekarza w trafności oceny stanu chorego, a zazwyczaj również – umiejętnościach zabiegowych. Chociażby – uzyskaniu dostępu dożylnego (niezbędnego do podania leków) u ciężko chorego pacjenta, ze zniszczonymi żyłami.

Skoro już jesteśmy przy umiejętnościach: w odniesieniu do ich poziomu, pozycja zawodowa pielęgniarek jest porażająco zaniżona. Wspomniałem powyżej o besztaniu przez lekarzy, ale nie to wydaje się być głównym kłopotem. Skandaliczne zachowania lekarzy wobec pielęgniarek zdarzają się – jak się wydaje – niezbyt często. Znacznie poważniejszym i częściej spotykanym problemem jest brak zawodowego partnerstwa. Nazbyt często pielęgniarka traktowana jest w Polsce przez lekarza jako skrzyżowanie uchwytu na strzykawki i robota potrafiącego wykonać proste czynności – sprawnego, ale niesamodzielnego intelektualnie. Pozostaje to w jaskrawym kontraście do systemów funkcjonujacych w innych krajach, gdzie doświadczone pielęgniarki składają wizyty domowe przewlekle chorym pacjentom (na przykład, z niewydolnością serca), oceniając ich stan, lub samodzielnie dyżurują w oddziałach zachowawczych (lekarz jest „pod telefonem”). Takie rozwiązania zostały przetestowane jako bezpieczne i zarazem ekonomiczne, bo przecież płaca pielęgniarki zawsze będzie niższa od lekarskiej, chociaż znacznie wyższa, niż w Polsce.

Opisany brak partnerstwa zawodowego ma jeszcze jeden skutek uboczny. Rozmawiając z niektórymi pielęgniarkami dowiedziałem się, że wcale nie chcą większej samodzielności, za którą szła by również większa odpowiedzialność, ale i – lepsza pozycja zawodowa. Na moje dictum: „Ale przecież umiesz wystarczająco dużo!”, rozmówczyni przyznawała mi rację, ale pozostawała przy swoim zdaniu. Cóż, lata systemu: „słuchaj, siedź cicho i wykonuj” przyniosły skutek.

Konsekwencją zaniżonego statusu zawodowego pielęgniarek jest marna pozycja wyjściowa w negocjacjach z dyrektorami szpitali. Powszechna filozofia by zrobić jak najwięcej, jak najmniejszymi siłami, za jak najmniejsze pieniądze, nie bacząc na jakość, a jedynie – na finanse szpitala, znajduje swoje odzwierciedlenie w systemach zarządzania. Nie tylko płace pielęgniarek są niskie, ale obsady dyżurowe – zbyt nieliczne. Wywiązanie się ze wszystkich zadań należących do zespołu pielęgniarskiego staje się czasami w takich przypadkach prawie niemożliwe. Dyrektor wie, że w konfliktowej sytuacji lekarze mogą zawsze grzecznie przeprosić i wyjść, pozostawiając wymówienie na jego biurku. Prywatna praktyka może da im mniejsze dochody, ale pozwoli przetrwać, do znalezienia następnego kontraktu, lub etatu. Pielęgniarki praktyk prywatnych niestety nie mają, ale poczucie, że nie mają dokąd pójść – jak najbardziej. Dyrektorzy wykorzystują to bezlitośnie w swoich działaniach.

Nie dziwota zatem, że co pewien czas któraś dziewczyna „pęka” i odchodzi z zawodu, lub emigruje. W tym drugim przypadku barierę stanowiła zazwyczaj słaba znajomość języków obcych, oraz wymagania formalne państw UE. Restrykcje są łagodzone, dziewczyny uczą się języków obcych, zapotrzebowanie na pielęgniarki w krajach UE jest znaczne, więc możemy się jeszcze niemile zdziwić, gdy prognozy deficytu okażą się niedoszacowane.

Przejdźmy z kolei do drugiej strony bilansu: napływ do zawodu. Mój znajomy znakomity manager mawia, że do zajęcia mogą przyciągnąć trzy czynniki (oczywiście, wystarczy jeden): zarobki, prestiż, oraz głęboki sens tego zajęcia. Spójrzmy zatem na pielęgniarstwo oczami młodych ludzi, wybierających sobie zawód. Zarobki? Prestiż? Mam nadzieję, że histeryczny śmiech kandydatek i kandydatów, po przedstawieniu tych dwóch kwestii niezbyt Państwa zdziwi. Sens? To już zupełnie inna sprawa: pomoc chorym ludziom wyprzedza o lata świetlne większość innych zajęć.

Pielęgniarstwo jest zatem dobrym zawodem dla niezłomnych idealistów, nie mających problemów z płaceniem rachunków, dzięki innym źródłom utrzymania. W ten sposób niechcący uzyskaliśmy definicję idealnej kandydatki, lub kandydata do zawodu pielęgniarskiego w polskiej rzeczywistości. Na takie osoby liczy Pan Premier, Pan Minister Zdrowia i cały Sejm. Niestety, populacja niezłomnych idealistów bez problemów finansowych, nigdzie na świecie nie jest zbyt wielka. Dlatego potrzebujemy znakomitych, dobrze zmotywowanych profesjonalistów. Żeby ich pozyskać, trzeba zreformować system pielęgniarstwa tak, by osoby wykonujące w Polsce ten zawód miały poczucie sensu swojej pracy, ale również – satysfakcji finansowej i należnego prestiżu zawodowego. Inaczej jesień życia dzisiejszego pokolenia 60+ i następnych może wyglądać dosyć koszmarnie.