Kolejki do lekarzy: pomóżmy Panu Premierowi! Ciąg dalszy.
Rzadko się zdarza, by – tak jak w przypadku problemu kolejek do lekarzy – realizacja deklaracji premiera leżała w interesie całego społeczeństwa, niezależnie od poglądów politycznych i innych zasadniczych czynników podziału. Kontynuujmy zatem wyszukiwanie łatwo (przy odrobinie dobrej woli) naprawialnych absurdów systemu.
Poprzedni wpis dotyczył zakazu komercyjnej dostępności placówek medycznych w zakresie, w którym związane są one kontraktem z NFZ, mimo wyczerpania przewidzianego w kontrakcie limitu. Dziękuję za Państwa komentarze.
Dzisiaj o następnym czynniku kolejkotwórczym: narzuconym przez NFZ ograniczeniu elastyczności wykorzystania kontraktu. Posłużmy się dwoma historyjkami. Obydwie prawdziwe.
Do przychodni przyszpitalnej przychodzi pacjent, pozostający pod jej opieką. Niestety, ten akurat dzień nie jest dniem przyjęć lekarza, który prowadzi naszego pacjenta. W zwykłej przychodni ten konkretny lekarz byłby w takiej sytuacji nieosiągalny, ale w przyszpitalnej istnieje duża szansa, że pracuje w tym momencie w swoim oddziale szpitalnym, czyli zazwyczaj kilka pięter nad przychodnią, w tym samym budynku. Ten szczegół ma istotne znaczenie dla naszej opowiastki. Wróćmy zatem do naszego pacjenta – podchodzi do okienka w rejestracji i mówi, że leżał niedawno tu, w szpitalu, pozostaje pod opieką tej poradni, a konkretnie – doktora „X” i od trzech dni zdecydowanie gorzej się czuje. Pani Rejestratorka telefonuje zatem na oddział, do doktora „X”: przyszedł pański pacjent, źle się czuje, wiem, że dzisiaj nie ma pan planowych przyjęć w poradni, ale może mógłby pan go zbadać? Doktor przychodzi, bada. Okazuje się, że konieczna jest zmiana dawek leków i dodanie jednego nowego. Recepta, odnotowanie wizyty w dokumentacji. Czyli, właściwie wszystko poszło tak, jak być powinno i nie ma o czym gadać. Z punktu widzenia zdrowego rozsądku i potocznie rozumianej przyzwoitości – tak. Jednak kilka miesięcy później, po kontroli NFZ, szpital płaci NFZ dotkliwą karę. Przyjęcie pacjenta poza zgłoszonymi do NFZ godzinami było jaskrawym naruszeniem zasad kontraktu przez doktora „X”. gdyby polecił rejestratorce odesłać chorego do domu i przyjął zgodnie z ustalonym harmonogramem, np. za dwa dni, wszystko by było OK. Gdyby stan pacjenta przez ten czas się pogarszał na tyle, że nie wystarczyłaby porada ambulatoryjna i trzeba by go było przyjąć do szpitala – też by było OK. Nie szkodzi, że system poniósłby większe koszty, bo szpital musi kosztować więcej, niż poradnia (o samopoczuciu pacjentów w ogóle się w NFZ raczej nie myśli). Ważne, że warunki kontraktu zostały by dotrzymane. Bo wolno pacjenta przyjąć do szpitala, ale udzielić mu pozaplanowej porady – już nie. Kontrakt określa bowiem nie tylko, ilu pacjentom można pomóc, ale również – kiedy wolno to zrobić. Jak to mawiają Bracia Rosjanie: „I straszno, i smieszno”.
Jest jeszcze suplement do tej historyjki. Ponieważ kary w takich sytuacjach zapłacił niejeden szpital, niektóre z nich przebiegle przestały wywieszać przy drzwiach gabinetów swoich poradni dni i godziny przyjęć, przy nazwiskach poszczególnych lekarzy. Czujny NFZ wypatrzył jednak ten niedopuszczalny akt dywersji i kary posypały się znowu.
Historyjka druga zdarzyła się w Gdańsku. Mogę podać szczegóły, bo rzecz została opisana przez „Rzeczpospolitą”. Jeżeli wierzyć autorce artykułu (a wierzyć raczej można, bo trzyma ona stronę NFZ) było tak: szpital miał kontrakt na gastroskopie i kolonoskopie, czyli endoskopowe badania przewodu pokarmowego. Tu konieczna dygresja: kolonoskopia jest cennym narzędziem we wczesnym wykrywaniu nowotworów i stanów przednowotworowych. Opóźnianie jej wykonania może potencjalnie mieć dramatyczne następstwa dla pacjenta. Koniec dygresji. Część kontraktu (wyceniona niżej) dotyczyła badań pacjentów ambulatoryjnych, a część (pięciokrotnie lepiej płatna) – pacjentów leżących w szpitalu. Limit badań ambulatoryjnych wyczerpał się szybko, dyrektor szpitala wystąpił więc do NFZ o jego zwiększenie, lecz bez skutku. Kolejka rosła. Zaczęto więc wykonywać badania z puli szpitalnej, która była z kolei słabo wykorzystana. Nie można było ich rozliczać jako ambulatoryjne, wobec odmowy NFZ zwiększenia kontraktu, a szanse na refundację za tzw. nadwykonania są w naszej rzeczywistości bliskie zeru. Rozliczano zatem badania ambulatoryjne, jako szpitalne. Sprawa się wydała, NFZ zgłosił ją do prokuratury, jako wyłudzenie. Prokuratura rozpatrzyła i… ku furii NFZ umorzyła, uznając, że szpital nie miał innego wyjścia, jeżeli chciał pomagać pacjentom, jakkolwiek przyznał – cytuję za „Rzeczpospolitą”: „że szpital pacjentów rozliczał niezgodnie ze stanem faktycznym i rozliczeniem świadczeń w dokumentacji”. Pani Redaktor Izabela Kacprzak zatytułowała swoją relację w „Rzeczpospolitej”: „Ślepy prokurator w szpitalach”, co jest błędem merytorycznym, bo gwoli konsekwencji powinno być: „prokurator i sędzia”, jako że sąd stanowisko prokuratury podtrzymał. Ja zaś mam nadzieję, że orzekanie przez Panią Redaktor o dysfunkcji organu wzroku prowadzącego sprawę prokuratora było skutkiem chwili słabości, a nie – trwałego deficytu wyobraźni i empatii. Podsumowując cała sprawę: NFZ mógł wydać mniej pieniędzy i jednocześnie pomóc pacjentom, ale wyraźnie nie chciał.
W dwóch ostatnich wpisach starałem się wykazać, że część problemu kolejek wynika z dramatycznie złych rozwiązań systemu, których naprawienie nie wymaga zainwestowania ani grosza, za to sporo: rozsądku, konsekwencji i odwagi cywilnej. Należy mieć nadzieję, że korektą szkodliwych absurdów współpracownicy Pana Premiera zechcą zająć się jak najszybciej.
Komentarze
@ Gospodarz
„Należy mieć nadzieję, że korektą szkodliwych absurdów współpracownicy Pana Premiera zechcą zająć się jak najszybciej.”
Czy Pan tak na powaznie? Kim sa ci „wspolpracownicy pana premiera? Wedlug jakiego systemu za sluzbe zdrowia odpowiadaja „jacys wspolpracownicy”?
Struktura polskiego panstwa jest przeciez dosyc przejrzysta. Za ministerstwo odpowiada minister, a rozlicza go z tej odpowiedzialnosci premier. Premiera natomiast rozlicza nie kto inny jak DZIENIKARZE. Wiec skoro minister nie odpowiada za balagan, premier tego nie widzi to pytam tak wprost: kto Pana zdaniem nie wywiazuje sie ze swoich obowiazkow? Ja mysle ze zarowno minister jak i premier. Czy jest Pan innego zdania? Pozdrawiam.
To ja doloze kwiatek jak ogolnie pojeta sluzba zdrowia marnuje (jestem tego pewien) celowo nasza kase: moja 1,5 roczna corka miala zapalenie stawu biodrowego (podobno jest to dosyc czeste). Zostala wzieta na szpitalny oddzial dzieciecy gdzie poza zbadaniem krwi i moczu oraz podawaniem nurofenu nie robiono NIC. Efekt: po tygodniu trzymania na oddziale dziecko wrocilo do domu z rotawirusem.
Trzy miesiace pozniej znow ten dam problem i znow wyrok ,,do szpitala” – tym razem pomni poprzedniego doswiadczenia odmowilismy.
Znow chcieli wyludzic proste dniowki z NFZtu
@ slavczan
Na zachodzie zaczal robic kariere nowy rodzaj szpitali zwanych „Outpatient Day Care”.
W tych szpitalach wykonuje sie zabieg a pacjenci sa po zabiegu zabierani do znajdujacego sie obok hotelu z opieka pielegniarska, co kosztuje znacznie mniej niz przebywanie w szpitalu. Nie ma mowy o czyms takim jak „pplska obserwacja”
Widac lekarze na to jeszcze nie wpadli ze do badania stanu pacjeta sluzy wiedza i nowoczesna aparatura. No coz, Polska jeszcze nie jest w pierwszym swiecie. To tylko media uwazaja inaczej.
@ Marcin – które media? „Rzepa”?
Natomiast Gospodarz musi być potężnie naiwny sądząc, że rzeczywistość wzięta żywcem z Kafki i Gogola, w jakiej po 24 latach „demukracji” tkwimy, będzie ewoluować ku lepszemu. Albowiem w hierarchi „waadzy” istnieje dobór negatywny: im ktoś jest bardziej cyniczny, zakłamany i podły, tym wyżej „zachodzi” (casus ministra B. A.). Raczej zaklinajmy, aby nie było jeszcze gorzej.
Kolejki do lekarza tworzą tzw przewlekle chorzy, którzy co miesiąc przychodzą do przychodni po receptę. Są to leczący się ( tak jak ja ) na nadciśnienie, cholesterol itp.
Wg wyliczeń angielskich tacy pacjenci stanowią u nich ok 70% wszystkich. U nas pewnie jest podobnie. Pacjent musi osobiście zgłosić się do przychodni, wręczyć recepcjonistce kartkę z wykazem potrzebnych leków i ustalić termin odbioru recepty. Recepcjonistka wyszukuje kartotekę pacjenta i wraz z kartkę zanosi do lekarza, a ten wypisuje receptę.
Lekarz nie widzi pacjenta, ale bierze pieniądze od NFZ jak za wizytę. Pacjent po kilku dniach zgłasza się ponownie do przychodni po receptę.
Jak widać jest to strata czasu pacjenta, fikcyjna praca lekarza i koszty NFZ. Anglicy rozwiązali to tak, że pacjent co miesiąc zgłasza się do wybranej apteki po odbiór recepty i zakup leku. Proste i oszczędne. Polecam i pozdrawiam.
Czy ktoś zadał sobie pytanie, dlaczego służba zdrowia miałaby pracować sprawniej, niż inne dziedziny pozostające w gestii państwa?
Może ktoś poda przykład, gdzie państwo właściwie czymś zarządza; byłby to zapewne optymistyczny akcent w całym tym bardaku.
Za mało i za cicho mòwi się o tych wszystkich paradoksach i ZŁEJ pracy, ZŁEJ woli NFZ. Byle urzèdnik tej firmy więcej szkodzi opiece zdrowia w Polsce, niż warta jest jego praca. Jeżeli zsumować ilość ludzi zatrudnionych w NFZ i pomnożyć przez ich szkody wykonane lekarzom i pacjentom, wartość byłaby tak ogromna, że przerasta zdolności rozumowe rzàdzàcych w naszym kraju
Do sugadaddy. Państwo polskie jedno co robi dobrze to daje mnòstwo tematòw dla dziennikarzy, politykòw i kabareciarzy o swojej nieudolności. Można w nieskończoność pisać, mòwić, krècić mnòstwo programòw, zakładać ròżne partie opozycyjne – każdy może zarobić lub tylko wyżyć się na krytyce rzádu.
Astor51
12 stycznia o godz. 10:23
Pomysł dobry. Tylko co, jeśli z jakichś powodów lek skonczy sie wczesniej, niż przewiduje norma. Choruje od 15 lat na astme i zużywam zwykle wiecej leku niz pisza na ulotce. Zalezy od intensywności pracy, a nawet jakosci powietrza na zewnątrz.
W mojej przychodni nie trzeba przychodzic osobiscie, wystarczy telefon do rejestracji i kartka podpięta do kartoteki. Chyba że zabraknie druków recept wydrukowanych na Twoje nazwisko, wtedy musisz przyjść osobiscie z dyskietką, żeby wydrukować na zapas. Nie jest to Anglia, a Górny Śląsk. Za ta dyskietki, pierwszego szefa Śląskie Kasy Chorych, Pana Sośnierza, następcy sądzili. A system funkcjonuje do dzisiaj i dobrze sie sprawdza. Na bazie tych dyskietek można stworzyc np. elektroniczną recepte, czy zapisac na nich przebieg leczenia.
w mediokracji można do woli krytykować telewizyjne pacynki, które „do wyboru” dają nam Media. Właściciele Mediów, za pomocą Sondaży, sprawdzają, czy ogłupiani z każdej strony za pomocą Mediów Obywatele, wolą w TV pacynkę z lewej czy może z prawej. I raz na 4 lata organizują „wybory”, tak aby każdy Obywatel „wziął odpowiedzialność” za panujący SYF, i potulnie spłacał w podatkach odsetki od zadłużenia.
Kiedy Obywatelowi ten System przestaje się podobać, dostaje on w Mediach łatkę „faszysty”, co to powoduje „burdy” i nie chce się cieszyć z „naszej wolnej i demokratycznej Polski”.
I tak do następnych wyborów, lewy cylinder, prawy cylinder, ekonomiczny silnik napędzający kolejne wojny chodzi jak dobrze wyreguloway mechanizm.
OBEY, CONFORM, WATCH TV.
Andrzej52
12 stycznia o godz. 11:11
Ty to masz dobrze.
Ja od drugiego roku życia choruję na astmę, ale po lekarstwa muszę stawić się osobiście u swojego lekarza. Ostatnio Pani doktór powiedziała że nie będzie mnie mogła wypisywać leku na trzy miesiące jeśli nie zrobię minimum spirometrii. Z tym badaniem nie ma problemu odpłatnie , ale nie łatwo jest go zrobić bezpłatnie bowiem tam gdzie zwykle to robiłem wymagają wpierw skierowania od specjalisty lub ich lekarza.
Aby dostać się do lekarki muszę pójść do przychodni na parę godzin przed otwarciem , bo to jedyny sposób by dostać numerek. Zbyt późno się pójdzie i pani w recepcji mówi numerków już nie ma.
@Młody Pelikan: dorośnij, może przy okazji zmądrzejesz. Strzelanie fochów na wszystko wokoło jeszcze nigdy nic nie naprawiło. Podaj konstruktywne rozwiązanie albo chociaż jak gospodarz wskaż konkretny błąd w systemie, zamiast dzielić się ideologicznym bełkotem ONRu.
Cóż, państwo prawa.
W Ameryce znają to lepiej i od dawna. Główna słabość państwa prawa to to, że nieodwołalnie prowadzi do rządu prawników. I administratywistów, ha ha.
NFZ to instytucja żywcem przeniesiona z PRL. Mamy tu centralne planowanie i nakazowo-rozdzielcze zarządzanie rynkiem usług medycznych. Lekcja PRL-u jak widać nikogo niczego nie nauczyła. Sam system zresztą, działa dobrze, dokładnie tak, jak został zaprojektowany. Zaprojektowali go urzędnicy dla siebie i dla realizacji strategicznych celów postawionych przez polityków. Istota tego systemu polega na maksymalnym utrudnieniu pacjentom dostępu do usług medycznych i refundowanych leków w celu zmniejszenia wydatków państwa na ochronę zdrowia.
Cały felieton szanownego Autora opiera się na prostodusznym założeniu, że celem tego systemu jest dobro pacjenta. Gołym okiem widać, że tak przecież nie jest. Gdyby Fundusz akceptował wizyty poza harmonogramem – jak w pierwszym przykładzie, to musiałby zapłacić za więcej wizyt i refundować więcej leków. Dużą kolejka, to duże prawdopodobieństwo, że pacjent poszuka pomocy prywatnie, czyli poza systemem – co oznacza oszczędność NFZ. W ubiegłym roku NFZ zaoszczędził 2 miliardy zł.
Przykład drugi pokazuje wykorzystanie furtki, której urzędnicy nie wzięli pod uwagę konstruując system. Ta nieszczelność zostanie załatana, chociażby przez zastraszenie innych, którzy by chcieli ten sposób naśladować. Natomiast nie ma mowy, by istniejące przepisy się tu zmieniły.
Jako człowiek pracujący w tym systemie chciałbym jeszcze dodać, że za kilka lat będziemy to, co jest teraz wspominać z łezką w oku. Zapewniam wszystkich, że będzie gorzej, znacznie gorzej. I dopiero wtedy system się zawali, tak jak zawalił się PRL.
Przykład PRL powinien nauczyć wszystkich, że każdy system tzw. solidarnościowy – czyli kto musi to płaci, a korzystają wszyscy – również ci, co nie muszą, zawsze i nieodmiennie ponosi klęskę, gdyż z upływem czasu, coraz mniej jest płacących, a coraz więcej korzystających.
Jestem lekarzem i znam system opieki ambulatoryjnej specjalistycznej od poszewki. I wiem jedno, potencjał, ktory jest obecnie mógłby wystarczyć na zmniejszenie kolejek dramatycznie . Wystarczyłoby kilka dość prostych rozwiązań. Jednak jest pewien problem, byłyby kosztowne politycznie, właściwie zmiany, pomimo ze wcale nie utrudniłyby dostępu przez pierwszy okres trwania byłyby zabójcze dla rządzących , np opłata za wizytę u specjalisty ( symboliczna) . Ale takich zmian musiałoby być kilkanaście i właściwie rząd przegrywa wybory. Juz to przerabiał Buzek , rząd został grillowanych, chociaż bez jego zmian byłyby dziś zgliszcza. Powiem wam tylko, ze przyjmując w Porani Kardiologicznej, w której zapisy są na rok do przodu na 30 pacjentów przyjętych dwudziestu nie powinno być wogóle skierowanych do kardiologa. Są dni , ze wracam z poradni na oddział i zastanawiam sie , czy był ktoś kto rzeczywiście powinien być diagnozowaniu i leczony w poradni Kardiologicznej ( poważnie)
maciek.g
12 stycznia o godz. 17:02
Mój lekarz przepisuje mi leki na 3 miesiace. Spirometrię miałem ostatnio latem, ale w celach kontrolnych. Wyszło nieźle. Takie badanie zleca moj lekarz pielęgniarce i jest robione od ręki. Do lekarza ide po leki co drugi raz, cierpie równiez na kregosłup. (praca). Rejestruje sie rano telefonicznie i umawiam na konkretne godzine (najczęściej 14). Czekam max. 10 minut.
W mieście jest druga przychodnia. Tam do lekarza rodzinnego trzeba rejestrować sie 2 dni wczesniej.
Wydaje mi sie, że nie tylko system jest winien. Równiez ludzie w nim pracujący.
Andrzej52
12 stycznia o godz. 20:56
Widocznie Śląsk rządzi się swoimi prawami, bowiem to co piszesz jest niezgodne z wymaganiami jakie narzucił NFZ, bo tam wyraźnie napisano, że lekarz nie ma prawa wystawić recepty bez kontaktu z pacjentem i nawet jedna z zarządzających tym funduszem (obecnie zwolniona) w wywiadzie mówiła, że to absurd jest ,że lekarze wystawiają recepty bez badania pacjenta.
U mnie w przychodniu był czas, że mogłem zgłosić się na recepcję i tam poprosić o wystawienie recepty na lekarstwa na astmę. Pielęgniarka wyciągała moją dokumentacje dołączała mój wniosek i na drugi dzień mogłem przyjść na recepcję odebrać receptę. Niestety ci z NFZ zagrozili karami przychodni i sytuacja zmieniła się. Przed wdrożeniem tego zarządzenia można było przyjść do przychodni w godzinach jej pracy i numerek do lekarza zazwyczaj się otrzymywało , można też było telefonicznie sobie zamówić wizytę jeżeli sprawa nie była pilna i tak robiłem wtedy gdy co jakiś czas lekarz prowadzący wydając receptę zażądał widzenia się ze mną.
Po wdrożeniu zarządzenia NFZ kolejki po numerki do lekarzy z dnia na dzień dramatycznie wzrosły .W krotce zrezygnowano z telefonicznego umawiania wizyt i obecnie jest tak jak opisałem.
Dr Skues
12 stycznia o godz. 19:17
Szykowałem się do napisania, że obecny system centralnie zarządzanej opieki zdrowotnej działa identycznie jak systemy gospodarcze realnego socjalizmu znanego nam z PRL, ale mnie ubiegłeś.
Jasnym jest, że ten system nie ma prawa dobrze działać , nie mówiąc już o tym, że można go zrobić przyjaznym dla pacjenta i działającym w jego interesie.
Dla mnie jedynie system w którym pieniądze na leczenie są związane z pacjentem ma prawo działać skutecznie w jego interesie. Czyli mówiąc prościej pacjent powinien za pieniądze potrącane mu na zdrowie uzyskiwać ubezpieczenie opiewające na określoną kwotę (coś tak jak ubezpieczenie samochodu) z którego może płacić za leczenie i lekarstwa. Ubezpieczyciel powinien określić do jakiej kwoty są zwracane koszty (wizyta u lekarza, szpital , leki itd), co uchroni pacjenta od wyciągnięcia mu szybko pieniędzy z ubezpieczenia i zapewni lepsze zarządzanie tymi pieniędzmi. Pacjent oczywiście musi mieć prawo do wybrania droższej usługi, ale musi być świadomy, że musi dopłacić z własnej kieszeni różnicę w cenie. Dla usługodawcy będzie bez znaczenia czy płaci się z ubezpieczenia czy inaczej. Przy takim systemie pacjent może leczyć się gdzie chce i u kogo chce i jak chce, co dobrze wpłynie na rynek i szybko wyłoni lepszych usługodawców.
Ponieważ pieniądze z ubezpieczenia mogą się wyczerpać , lub takiego ubezpieczenia z powodu nie opłacenia składki, może nie być ,musi być jeszcze ubezpieczenie działające w przypadku zagrożenia życia, by szpital czy inny ratujący nie zastanawiał się, czy uzyska zwrot kosztów ratując osobę, co do której nie wie, czy jest ubezpieczona (lub ma odpowiednią kwotę na koncie). Na takie ubezpieczenie też musi być pobierana składka i to ubezpieczenie nie było by przypisane do pacjenta.
Te ubezpieczenia były by obowiązkowe i każdy zarabiający musiałby na nie odprowadzać składkę (czyli tak jak obecnie składka na zdrowie)
Oczywiście każdy obywatel mógłby zawrzeć z dowolnym ubezpieczycielem prywatna umowę dotyczącą leczenia.
Ludzie szybko by się zorientowali, że trzeba szanować pieniądze z ubezpieczenia bo nie jest to worek bez dna i mieli by świadomość, że są to ich pieniądze.
Skoro to ich pieniądze to w przypadku śmierci podlegały by takim samym prawom spadkowym jak te na kontach i w testamencie można by określić komu chcemy te pieniądze przekazać. (wielkość ubezpieczenia jest związana ze składką jak została uiszczona , a więc ta składka powiększyła by te wpłaconą przez obdarowanego (oczywiście pomniejszona o koszty spadku).
@ Lekarz sugeruje że LPK są idiotami. To ja już nic nie rozumiem.
Kiedy wreszcie ktoś odważy się powiedzieć głośno, że jedną z przyczyn finansowej zapaści publicznej służby zdrowia są lekarze?
Ich wynagrodzenia w szpitalach osiągnęły kosmiczną wysokość, a szpitale bankrutują – zapewne za otrzymane w szpitalach pieniądze lekarze będą mogli wykupić bankrutów.
Ordynatorzy kierują oddziałem szpitalnym i jednocześnie prywatną (własną) kliniką – to jawny konflikt interesów i pole do znanych wszystkim nadużyć.
Itp., itd.
Ministrami zdrowia są lekarze. Dyrektorami w publicznej służbie zdrowia – lekarze. To lekarze tworzą reguły gry. I to lekarze najwięcej – w wymiarze finansowym – zyskują na istniejącej sytuacji. Wnioski są proste – nie ma żadnej nadziei dla pacjentów.
W kolejnym exspose, w swojej trzeciej kadencji, Pan Premier zajmie się tą sprawą – wypowie jednocześnie zdecydowaną wojnę z nieprawidłowościami w służbie zdrowia, za które obarczy się kryptopisowców.
No może jeszcze zwiększenie administracji w NFZ poprawi, co nieco, całą sprawę…
Mozecie sie tutaj ze soba klocic, zwalac wine na lekarzy, etc a prawda jest taka ze w rankingu krajow europejskich Finlandia jest na pierwszym miejscu jak chodzi o sluzbe zdrowia a Polska na ostatnim. Dlaczego? Bo w Polsce niestety gospodarka nie prcuje, a to sie najbardziej daje zauwazyc w instytucjach ktore sa na garnuszku panstwa. Dlaczego sa kolejki? Bo probuje sie zrobic cud gospodarczy polegajacy na tym ze spoleczenstwo wylecza kolejki..Ludzie jeszcze tego nie zrozumieli ze w krajach gdzie brakuje pieniedzy na sluzbe zdrowia zawze beda kolejki. Dlatego aby tych kolejek nie bylo to trzeba zaczac od tego: skad wziac pieniadze na sluzbe zdrowia? Dlaczego w PRL-u byly kolejki do sklepow? Bo brakowalo towaru. Dlaczego sa kolejki w sluzbie zdrowia dzisiaj? Bo brakuje peiniedzy na na to by ilosc uslug byla wystarczajaca co do ilosci potrzeb.
Dlaczego skoro wiadomo ze jest taka sytuacja nikt nie chce powiedziec prawdy? Prawda jest niewygodna dla rzadzacych. Skoro coraz mniej ludzi oracuje w tym kraju to skad maja byc pieniadze na socjalne cele?
Jakie jest wyjscie? Zaczac dobrze gospodarowac. Jak to zrobic? Doprowadzic do tego by kompetentni ludzie rzadzili w kraju.
@ciemnoludek
13 stycznia o godz. 14:19
Rzeczywiście. Wszystkiemu złu w służbie zdrowia są winni lekarze i ich kosmiczne zarobki, które rujnują państwo polskie. Najprostszym rozwiązaniem jest zaprojektować system opieki zdrowotnej bez lekarzy – będzie taniej.
Ciekawe tylko, czemu tylu lekarzy ucieka od tych ‚kosmicznych zarobków’ za granicę.
ciemnoludek
13 stycznia o godz. 14:19
zła diagnoza, to co piszesz nie ma istotnego wpływu.
płatnik składek
13 stycznia o godz. 14:35
nieprawda ,jeśli ktoś zyskuje to pracownicy NFZ. Lekarze więcej mogli by zyskiwać gdyby zdjęto im kaganiec jaki nakłada na nich NFZ
Marcin
13 stycznia o godz. 21:17
Pieniądze niczego nie zmienią bo nie pieniądze powodują kolejki do lekarzy. Na tym blogu już było podawane wiele przyczyn powstawania kolejek i patologi polskiej SZ.
@Dr Skues
Cytuję informację prasową nt. raportu Komisji Europejskiej:
„Na to, że polska służba zdrowia zmaga się z poważnymi problemami, zwraca uwagę także Komisja Europejska. Poświęciła ona temu tematowi opublikowany w grudniu raport.
Polscy pacjenci często skarżą się na brak dobrej organizacji w służbie zdrowia i długie kolejki do lekarza. Z raportu Komisji Europejskiej wynika, że aby je ominąć, gotowi są dodatkowo zapłacić. W 2011 roku na łapówki wręczane lekarzom polska rodzina wydała średnio ponad 300 złotych. Na tak zwane „gesty wdzięczności” za wizytę – ponad 140 złotych.
Bruksela zauważa, że korupcja w polskiej służbie zdrowia występuje także przy zamówieniach publicznych. Firmy produkujące sprzęt medyczny przekupują osoby odpowiedzialne za przetargi lub oferują szpitalom „darowizny” w zamian za zakup konkretnego wyposażenia. Choć sytuacja powoli się poprawia, bolączką pozostaje wciąż społeczne przyzwolenie na dawanie łapówek.
Innym poważnym problemem jest nepotyzm. W raporcie czytamy, że jest on „wyraźnie zauważalny w klinikach uniwersyteckich, gdzie rodzinne klany przekazują sobie wydziały czy instytuty”. Wśród lekarzy istnieje bowiem przekonanie, że medycyna jest rodzinnym biznesem, więc tego typu działania są wręcz wskazane.”
Widzimy więc, że najwięcej na problemach publicznej złużby zdrowia zyskują właśnie lekarze. To oni kierują służbą zdrowia, oni tworzą reguły gry w opiece zdrowotnej i oni nie pozwolą, by cokolwiek się zmieniło. Nie będą przecież zabijać kury znoszącej złote jajka.
W ostatniej Polityce, w artykule na ten temat, pada co prawda to sakramentalne: „sztuczny tłok”, ale niestety Joanna Solska chętniej podąża innymi tropami. Tymczasem przyczyny zapaści są podobne jak w szkolnictwie wyższym na niskim poziomie-wieloetatowość i tworzenie kiepskich, sztucznych bytów !. I tak trwa sobie wzajemne naganianie i mydlenie oczu biedakom. Tylko, że w tej drugiej branży trupy są niestety prawdziwe i jest ich coraz więcej.. Upadek elit tych zawodów i żądza pieniądza to zasadnicze przyczyny marności w obydwu dziedzinach. Dodajemy do tego polityczną nędzę postsolidarnościowych elit i mamy gotowca.
Ciekawe, wiekszosc piszacych uwaza ze ten obecny system NFZ zostal „zywcem” przeniesiony z PRL. Tylko jest maly problem, w PRLu ten system dzialal, nie bylo wiekszych kolejek do lekarzy, podobnie jak na zabiegi w szpitalach. Interesujace, ze obecnie ten system nie dziala! Moze komus na tym specjalnie zalezy? Aby np sprywatyzowac calkowicie lecznictwo na wzor hamerykanski?
@znafca
14 stycznia o godz. 11:21
Oczywiście, że komuś zależy. Powyżej napisałem, komu.
znafca
14 stycznia o godz. 11:21
Masz rację co do tego, że obecny system ochrony zdrowia nie jest przeniesiony żywcem z PRL’u. Wielu piszących stwierdza, że jest centralnie sterowany a tak wyglądały rządy z PRL. Masz też rację że system w PRL działał lepiej niż ten obecnie funkcjonujący, bowiem mniej problemów sprawiał pacjentom. Niestety na tym systemie nie można się wzorować , bo był zły i bardzo kosztowny.
Nie masz racji w ostatnich zdania swego postu. Dobrze zrealizowana prywatyzacja i dobrze zorganizowana opieka lekarska zapewniająca największe korzyści dla pacjentów mogą ze sobą współgrać. Już obecnie pacjent leczący się w prywatnej przychodni często nawet o tym nie wie bowiem nie ponosi kosztów leczenia.
Na świecie nigdzie nie dopracowano się systemu z którego pacjenci byli by w pełni zadowoleni i każdy ma jakieś mankamenty , niemniej jest wdrożonych parę takich które działają przyzwoicie i nie generuja wielkich kosztów.
NIGDY prywatny system nie bedzie dobry. Prywatnych interesuje jedynie zysk, wiec beda sie zajmowac jedynie tymi, ktorzy sa tani w leczeniu, lub tymi ktorzy zaplaca nawet wysokie sumy za leczenie.
W medycynie jest niestety tak, albo dobra i droga, albo tania i malo warta.
maciek.g
Recepty.
Byłem dzisiaj u mojego lekarza. Rozporządzenie NFZ obowiazuje juz kilka ladnych lat. Lekarze i przychodnie sie do tego rozporządzenia nie stosuja. Mój lekarz po prostu wpisuje w kartotece, że pacjent był u niego. NFZ nie jest w stanie tego sprawdzić, musial by przy każdym lekarzu postawić urzednika. Równiez w sąsiednich gminach można otrzymac recepte na telefon. Tak powstaje martwe prawo. Taka polska specjalność.
znafca
W moim mieście (G.Ślask, 20 tys.m) sa 3 przychodnie, wszystkie prywatne. W powiecie sa 2 szpitale, obydwa prywatne. Jeden należy do sióstr zakonnych, drugi jest sp.z.o.o. będąca wlasnościa powiatu. Siostry sukcesywnie remontuja swój szpital, powiat rozbudował i wyremontował szpital. Wygląda jak na „hamerykańskich” filmach. Obydwa nie maja długów. W szpitalu powiatowym jest kardiologia, a u sióstr chirurgia, czyli szpitale zamiast konkurować, uzupelniaja się.
Nic, co jest państwowe, czy to firma, czy służba zdrowia, nie bedzie dobrze zarządzane, a zawsze bedzie miejscem, w którym można zatrudnic kolesi. I w którym rzadza zwiazki zawodowe, a nie zarząd.
@Andrzej52
ciekaw jestem jak wyglada ta „prywatnosc” w tym opisywanych przypadkach? Czy przychodnie zostaly wybudowane z prywatnych srodkow? A z jakich srodkow jest oplacany personal? Piszesz „prywatny” szpital, to dlaczego zostal rozbudowany i wyremontowany przez powiat??? Prywatne to bedzie jedynie w przypadku, gdy calosc „zafunduja” sobie lekarze, ktorzy sami sie oplaca wraz z personalem a koszta pokryja pacjenci. Inne system to cos takiego jak mawial znany polityk, ..nie pies, ni wydra, cos na ksztalt…
Co do panstwowego to w przypadku Polski masz calkowicie racje.
znafca
14 stycznia o godz. 18:56
Wetnę się do waszej rozmowy z @Andrzej52
Tak się złożyło, że w 2011 roku kamień zaczopował mnie moczowód w nerce i powstało wodonercze. Wykryto to dopiero gdy jedna z przytomnych lekarek pierwszego kontaktu skierowała mnie na usg nerek (dłuższy czas lekarze pierwszego kontaktu nie mogli sobie poradzić z nawracającymi wysokimi temperaturami i zakażonym ecoli moczem.) Badanie wyjaśniło przyczynę. Lekarz rodzinny dał skierowanie do specjalisty i tu zaczęły się schody bo do jakiej przychodni nie dotarłem informowano mnie, że mogą mnie przyjąć za rok, Ja oczywiście wiedziałem, że stan wymagał natychmiastowej pomocy chirurgicznej i czekanie mogło by skończyć się nie tylko utratą nerki , ale wręcz zgonem. W tej sytuacji za poradą znajomych znalazłem prywatnie przyjmującego nefrologa pracującego w szpitalu mającym kontrakt z NFZ. Telefon i następnego dnia już jechałem na wizytę. Na wizycie krótkie badanie, wywiad i obejrzenie usg , diagnoza konieczna operacja URSL i skierowanie do szpitala (oczywiście do tego w którym pracuje ten lekarz). Oprócz skierowania dostaję informację, że mam czekać na telefon ze szpitala i siostra dyżurna poinformuje mnie o terminie operacji. Płacę 150 zł. Już nazajutrz telefon ze szpitala z informacją kiedy i z jakimi badaniami mam się zgłosić do szpitala. Czekam niecałe dwa tygodnie w między czasie zażywając antybiotyk zapisany mnie przez lekarza. Mimo że nie zdążyłem odebrać posiewu moczu jadę do szpitala na zabieg bo dyżurna mówi że mimo tego przyjmie ,mnie na oddział.
Szpital do którego jadę jest prywatny,mieści się w Otwocku i powstał dzięki pomocy Unii Europejskiej która wspomogła prywatnego inwestora.
tu masz link
http://www.ecz-otwock.pl/
Zostaje przyjęty , zabieg URSL wykonano moczowód udrożniony, niebezpieczeństwo katastrofy usunięte. Nie muszę pisać że wyposażenie szpitala bardzo dobre i nowoczesne. Nie płacę w szpitalu ani grosza. (Płaci NFZ) .
W szpitalu w czasie w którym tam przebywałem gro pacjentów to ci opłacania z NFZ, tylko nieliczni płacili sami. Masz więc wyjaśnienie dotyczące pytań które zadałeś ( skąd środki na budowę i na czym szpital zarabia by opłacić personel i wszystko co potrzebne by placówka działała i oczywiście by zarobili ci których jest ona własnością.)
Żeby nie ta prywatna działalność medyczna być może już dziś bym nie pisał na blogu
@maciek.g
jak widze nadal jest problem ze zrozumieniem okreslenia „PRYWATNE”!
znafca
Nie mam ochoty, ani czasu bawić sie w demagogie. Radze postudiowac kodeks spółek handlowych.
maciek.g
Dzięki.
Wszyscy dyskutanci mają ,oczywiscie, rację.Jak w tym starym szmoncesie.
Ale..czy któryś z ww szanownych ,włączajac najszanowniejszego Gospodarza,zastanowił się ,czy rzeczywiscie ?
Na fanaberie długiego życia,protezowanego na siłę,ale ze smakiem,bez udręki,mogą pozwolic sobie nieliczni.To jest kosztowne.Poza możliwosciami społeczeństw ubogich ,które pozostaną ubogie niezależnie (a właściwie zależnie) od tzw opcji politycznej ,która by nie wygrała to bedzie tak samo.
Medycyna „przyszłosci narodowej” (brzmi prawie nazistowsko) jest potrzebna.
Osobnik osiągajacy swój kres genetyczny nie powinien (ustawowo) platac się pod okienkami rejestracji.Niech wezmie ziółka czy inne placebo.Zmówi paciorek.Postara się w swojej parafii o kwitek upoważniajacy do właściwej eskorty i mowy od rzeczy.Ze wzgledu na rodzinę i sąsiadów.Jemu i tak już będzie wszystko jedno.
Cała parę,jaką jeszcze się uda znależc,nasze społeczeństwo (oksymoron) winno skierowac na dzieci i ,ewentualnie,astamatyków w sile wieku.Z tymi ostatnimi,bez przesady.Potrzebny jest organ ,w randze ,przynajmniej IPN,wydajacy,nie podlegające zaskarżeniu,orzeczenia o kresie genetycznym.Partyjni winni byc traktowani specjalnie.Niezaleznie od barw.
To co piszę nie jest specjalnie odkrywcze.Nie jest także,jednak,hipokryzją.Dyscypliną uprfawianą namiętnie i bezwstydnie przez tzw polityków a nawet (sic!) niektórych (proszę zauważyc „niektórych”) blogerów.
I po co my płacimy ubezpieczenie zdrowotne a i tak jak jesteśmy chorzy to idziemy do prywatnego lekarza żeby nie stać w kolejce i dodatkowo płacimy. Ale najlepsze jest to że nawet jak chodzimy do prywatnych przychodni to i tak na tych z nfz kolejki się nie zmniejszają.
@ lekarz81
Wiadomo ze czy to bedzie usluga swiadczona przez prywatna przychodnie czy przez panstwowa, lekarz przeciez i tak w prywatanej nie precuje szybciej. To nie jest obsluga maszyny ktora mozna podrkecic.
@Dr Skues
13 stycznia o godz. 21:55
Wyjeżdżają za granicę chyba tylko nieudacznicy. Pozostali lekarze zarabiają w Polsce:
http://polska.newsweek.onet.pl/ile-pracuja-i-zarabiaja-lekarze-newsweek-pl,artykuly,278591,1.html
Marcin
16 stycznia o godz. 23:43
Chyba nie czytałeś lub jeśli czytałeś to niewiele zrozumiałeś z poprzednich wpisów w których blogowicze pisali skąd biorą się kolejki u lekarzy. Biorą się z biurokracji NFZ i z zarządzeń tej instytucji. Lekarzy opłacanych przez NFZ obowiązują przepisy którą ta instytucja ustanawia pod groźba zerwania kontraktu , a więc i straty pieniędzy. Lekarzy przyjmujących prywatnie przepisy te nie obowiązują.
@ maciek.g
To co uwazasz ze jest lepsze: zmienic przepisy NFZ, czy prywatyzowac sluzbe zdrowia? A moze NFZ sluzy temu by sprywatyzowac sluzbe zdrowia a wy wszyscy temu przyklaskujecie bo nie rozumiecie ze to jest przemyslane dzialnie?
Marcin
18 stycznia o godz. 4:0
Już pisałem, że zmienianie przepisów w NFZ jest czymś podobnym do naprawiania Systemu jaki był w PRL, ciągle reformowano i wciąż było to nieskuteczne bowiem błąd był w założeniu systemu, a tego żadnymi reformami naprawić się nie da.
Ja już na tym blogu napisałem jak widzę naprawę służby zdrowia
http://lekarski.blog.polityka.pl/2014/01/12/kolejki-do-lekarzy-pomozmy-panu-premierowi-ciag-dalszy/#comment-9948
Marcin
A tu inny przykład z innej dziedziny
Wielu na tym blogu i to nie tylko ci co określają się jako ateiści oceniają, że kościół jego hierarchowie bardzo szkodzą Polsce i społeczeństwu. Tym czasem jak przyjrzymy się fundamentom na których ta instytucja została zbudowana to trudno znaleźć szkodliwe ludziom stwierdzenia. Dekalog oprócz trzech pierwszych punktów dotyczących wierzących jest w pełni zgodny z prawami cywilnymi większości krajów. Wypowiedzi Jezusa (przypisywane przez kościół jemu) też zawierają pozytywne treści. Przykładowo nawołują do rozdziału religii od władzy świeckiej (Bogu co boskie Cezarowi co Cezara), lub np w przypowieści o winnicy wskazanie, że ważne jest przestrzeganie umowy , a nie istotna ilość i ciężkość pracy. W Ewangeliach też trudno znaleźć treści antyspołeczne. Wypowiedzi tzw Ojcowie kościoła również nie zawierają treści szkodliwych dla Kraju.
Skąd bierze się to złe spostrzeganie tej instytucji?
Wyjaśnieniem jest fakt, że ci co mieli wyjaśniać religię stworzyli instytucję, którą uznali za najważniejszą i zamiast dla człowieka zaczęli działać dla korzyści instytucji , co zresztą łączy się z korzyściami dla zarządzających i pracujących w tej instytucji.
Działanie dla instytucji zaczęło rozbiegać się z korzyściami dla ludzi i obecnie kościół instytucjonalny zdecydowanie więcej przynosi szkody niż korzyści.
Naprawić tego obecnie istniejącego kościoła się nie da reformami, bowiem zło jest w założeniu. Nic dziwnego, że obecnie gdy dostęp do informacji jest łatwy jak nigdy przedtem lawinowo wali się ta budowla i kościół instytucjonalny w wielkim tempie traci wyznawców.
Obecnie tak dobre wyniki jakimi chwalą się hierarchowie kościoła polegają na manipulacji, bowiem większości nie zależy na oficjalnym wychodzeniu z kościoła bo to tylko kłopot, a zysków żadnych.
Wystarczy jednak by zrobiono tak jak przykładowo w Niemczech gdzie wierni zobowiązani są do płacenia na swoją religię i natychmiast by się okazało ilu jest naprawdę wspierających tę instytucje. Z różnego rodzaju sondaży wynika ze mogło by ich być poniżej 50% .
@ Marcin
Służba zdrowia jak sama nazwa wskazuje to SŁUŻBA ludziom a nie usługowa działalność merkantylna.
W takiej formie funkcjonowania lekarz zarabia, gdy świadczy usługi czyli leczy chorych. Im wiecej i dłuzej leczy tym więcej zarabia lecz my pacjenci nie chcemy być LECZENI lecz chcecmy być WYLECZENI – szybko i skutecznie !
Jest tu sprzeczność interesów stron a niestety – w tym przypadku strony nie są sobie równe.
Jeśli już prywatyzacja i merkantylizacja ma być faktem to tylko na jednej, jedynej zasadzie – UMOWY O DZIEŁO.
Ja płacę lekarzowi nie za to, że mnie leczy lecz za to mnie wyleczył. Jak nie wyleczy to pieniędzy nie otrzymuje. Wtedy taki układ ma sens, interes lekarza i pacjenta są zgodne.
A naszej służbie zdrowia przydali by sie specjalisci od organizacji i zarządzania a lekarze niech się zajmą tylko leczeniem.
Szczytem głupoty są przypadki, że kosztowne urządzenie diagnostyczne ( tomograf czy rezonans magnetyczny ) stoi bezczynne choć kolejka pacjentów długa, bo wyczerpał sie limit zakontraktowanych badań. Nawet początkujęcy ekonomista wie, że im droższe urządzenie tym intensywniej winno być użytkowane. Jeśli np. roczna amortyzacja tomografu wynosi 200 000 PLN to przy 500 badaniach/rok udzaił amortyzacji w koszcie badania wyniesie 400 PLN, a gdy wykona sie 2 000 badań to 100 PLN – o 300 zł taniej.
I jeszcze jedno ważne pytanie: skoro i tak „żondzi” Enefzet, to po chu…stkę nam Min. Zdrowia?
@ maciek.g /kaesjot
Nie bardzo bym sie zgodzil z tym ze w PRL-u byly kolejki kilkumiesieczne jak sa obecnie. Nie bylo tez zadnych limitow jak chodzi o koszty leczenia danego szpitala.
Byl centralnie planowany budzet ministerstwa zdrowia dlatego czy byl szpital w miescie wojewodzkim czy powiatowym dzialaly one podobnie. Nie chce wchodzic w szczegoly tego co dotyczy amortyzacji sprzetu medycznego, bo to jest oczywiste ze jest nie do pomyslenia ze urzadzenie sie kupuje po to by zamiast sluzyc jaknajwiekszej ilosci pacjentow, jest ono limitowane przydzialami pieniedzy dla obslugi. To ja bym temu ministrowi doradzil, moze samoobsluga? Sklepy sa samoobslugowe dlaczego nie szpitale? To przeciez droga do najlepszego byznesu.
I juz na powaznie my sobie tutaj strzepimy jezyk, a ktos za rozwiazywanie tych problemow przeciez bierze pieniadze. Pokazywalem juz palcem kto, nie bede sie powtarzal. Jeszcze tylko przypomne stare polskie przyslowie: jak nie potrafisz nie pchaj sie na afisz. Sa tacy ktorzy potrafia, zrobcie im miejsce, jest tyle zawodow jak fryzjerzy, krawcy, dlaczego sie uparliscie byc politykami? Pozdrawiam.
kaesjot
Ciekawy pomysl z „umową o dzielo” dla lekarzy (placówek służby zdrowia). Tylko widze jeden problem, co z przypadkami nie rokujacymi wyzdrowienia, albo z nieuleczalnymi chorobami, jak. astma. Obawiam sie, że nikt nie chciałby takich pacjentow leczyc. Moim zdaniem można wprowadzić jakis ryczalt, a za wyleczenie pacjenta – premia.
My tu kombinujemy jak poprawic stan opieki zdrowotnej, a rządzący chyba czytaja ten blog. Kilka dni temu czytam, że chca wprowadzić elektroniczna rejestracje do specjalistów, zwiększyć zakres badań przez lekarzy rodzinnych. Czyli to , co proponuja blogowicze. Tylko dlaczego tego nie wprowadzono kilkanaście lat temu ?. Najdziwniejsze, że przeciwko tym zmianom sa przedstawiciele środowiska służby zdrowia.
Marcin
19 stycznia o godz. 0:36
To, że w PRL nie było kolejek do lekarzy takich jak obecnie wynika z prostego faktu, że wówczas wszystkim centralnie zarządzało Państwo i o wszystkim decydowało KC partii. Ministrowie oczywiście byli partyjni byli wysoko w strukturze partyjnej. Pieniądz był przydzielany przez rządzących i to co dana placówka lub szpital dostawał zależało od obrotności ich dyrektora i jego układów z rządzącymi. W tym systemie nie było potrzeby wykazywać się oszczędnościami i ograniczeniami wynikającymi z odpisu na zdrowie, bowiem wszystkie pieniądze szły do wspólnego garnka i każdy starał się z niego wyszarpnąć ile się udało (oczywiście jeśli miał takie możliwości). Rządzący mieli mniejszy kłopot ze służbą zdrowia bowiem wszystko było państwowe i wszystkim rządziło KC. KC oczywiście zależało by ludzie jak najmniej psioczyli na służbę zdrowia i reagowali (choć z ogromnym opóźnieniem na docierające do nich informacje o miejscowych problemach). Jeśli uważano za słuszne kazano przyjmować więcej pacjentów i nie interesowało ich jak to lekarze mają zrobić. Oczywiście im dalej od centrali tym bardziej rosły działania poza układowe i lekarze dorabiali jak umieli. Gdy ktoś chciał mieć lepszą opiekę lub leczenie dawał łapówkę i było to nagminne. Rządzący przymykali na te zjawiska swe oczy i się kręciło. Jednak z powodu braku środków technicznie lekarze byli bardzo źle wyposażeni , a szpitale stać było jedynie na podstawowe środki do pracy. Łóżka w szpitalach często dla przykładu były często w stanie katastrofalnym i naprawiane by się nie rozleciały.
Braki pieniędzy w służbie zdrowia na wszystko były na porządku dziennym. Ale tak jak fabryki tak i placówki zdrowia pracowały. Rozjazd jednak między wyposażeniem naszych placówek zdrowia i tych zachodnich wciąż był większy.
Przywrócić tego systemu z PRL po prostu się nie da bo trzeba by zmienić system zarządzania krajem , czyli wrócić do realnego socjalizmu
maciek.g. Marcin
Kłótnia o to czy w PRL-u służba zdrowia była lepsza ( a co to oznacza ? ) niż teraz nie ma sensu. Na pewno była mniej zbiurokratzyzowana, słabiej wyposażona w sprzęt diagnostyczny ( wiadomo – postęp techniczny ) ale też mniej było chorych bo nie było tyle tego „śmieciowego żarcia” a wiadomo, że 80% chorób ma swe źródło w diecie.
Raczej pokazujmy absurdy i narnotrawstwo środków ( przydatna tu byłaby np Analiza Wartości ) i proponujmy skuteczne i efektywne rozwiązania
Panowie.
Powtórze to, co napisalem pod poprzednim tematem o „służbie zdrowia” w PRL-u. Przeżylem sam.
Andrzej52
6 stycznia o godz. 10:16
Andrzej52
19 stycznia o godz. 11:21
Nie licytujmy się bo to nie ma sensu.
Byliśmy młodsi o 30 lat, zdrowsi a do lekarza wtedy chodziło się najczęściej po L-4 niż po pomoc, bo z przeziębienia można było się wyleczyć „babcinymi” metodami.
Dla mnie lekarz to nie zawód – to misja, do pełnienia której oprócz wiedzy fachowej niezbędny jest odpowiedni charakter. Lekarz nie wykonuje pracy, lekarz niesie pomoc cierpiącym ludziom. I chodzi o to, by w miarę posiadanych środków i mozliwości byłaby ona najbardziej efektywna i skuteczna.
Podstawa działania to profilaktyka – wcześniej wykryte schorzenie skutecznie i taniej wyleczyć niż w stadium zaawansowanym.
U nas jedynie kodeks pracy wymaga badań okresowych ale w wiekszości przypadków to lipa, formalność – żeby był „papierek” na wypadek kontroli. Nie ma tego w odniesieniu do pozostałych obywateli ( za wyjątkiem dzieci ale róznie tu bywa ).
Z zapisami do specjalistów – elektroniczny system eliminowałby dublujące się zapisy na wizyty. Uniknęłoby się sytuacji gdy zapisanych jest 20-u a przychodzi 10-ciu.
Poza tym jak specjalista wyznacza kolejną wizytę to powinna ona już być „zaklepana” a nie na zasadzie ” niech pan spróbuje za 3 m-ce” . Zrozumiałe jest , że jak się zacznie leczenie u jednego, to trzeba u niego kontynuować ( chyba, że nie jest się z niego zadowolonym ).
kaesjot
Po L-4 nigdy nie chodzilem, grypki tez leczę babcinymi sposobami. Nie chodzi mi o licytacje, a o pokazanie jak bylo. Chocby to, że do RTG musiales jechac do szpitala, a teraz zrobia Ci w Twojej przychodni bez czekania. Albo to, że równiez w Twojej przychodni masz kilku specjalistów.
Co do badań okresowych, masz racje, ale jaki problem raz na rok poprosić Twojego lekarza o kompletne przebadanie. U mnie nie ma problemu, lekarz wypisuje skierowanie.
„Poza tym jak specjalista wyznacza kolejną…..”
To sprawa bardziej organizacji pracy, a nie systemu
Kaesjot
Podsunąłes mi myśl. Gdyby tak każdemu obywatelowi założyć „karte zdrowia” w formie karty czipowej , na której byly by zapisywane coroczne ,obowiazkowe, badania profilaktyczne, ile można by zaoszczędzić na późniejszym leczeniu.
kaesjot
19 stycznia o godz. 11:01
Ja się nie kłócę , ale piszę jak było i dlaczego. Piszę tez, że nie ma do systemy z PRL powrotu bowiem zupełnie inaczej zarządzane jest państwo , a więc nie ma po co dawać go jako przykładu czy przeciwstawiać go systemowi obecnemu.
„umową o dzieło” dla lekarzy (placówek służby zdrowia), to jest zupełnie zły pomysł. Lekarze pozbywali by się trudnych przypadków i tych chorych którzy są chorzy przewlekle, raka itp. Jedynym sposobem jest możliwość stworzenia rynku usług lekarskich który ocenił by jakość usług i wartość lekarzy i placówek SZ. Wymaga jednak to systemu innego niż ten obecny
Andrzej52 wyraźnie pokazuje, że służba zdrowia na śląsku jest lepiej zorganizowana niz przykładowo na Mazowszu (gdzie mieszkam).Na dodatek jakoś bardziej olewają tam zarządzenia NFZ
Andrzej52
19 stycznia o godz. 12:48
Kiedyś taki pomysł mi sie pojawił – baza danych zawierajaca historię zdrowia każdego pacjenta. Może to być centralna baza albo, tak jak piszesz , każdy pacjent miałby swoją kartę indywidualną. Idziesz do dowolnego lekarza, podajesz mu swą kartę i ma on pełną informację o całej twojej historii zdrowotnej. Szczególnie ma to znaczenie, gdy leczysz sie u kilku różnych specjalistów
Technicznie jest to realne, potrzeba tylko czasu na przeniesienie informacji z papierowej kartoteki na kartę.
@ kaesjot
„Kiedyś taki pomysł mi sie pojawił – baza danych zawierajaca historię zdrowia każdego pacjenta.”
Orwel sie klania. Gdy baza danych wykaze ze pacjent ma x chorob to komputer stwierdzi ze: nie warto inwestowac w pacjenta, odstawic do eutanazji.
Lepiej sobie tego nie zycz, bo to juz w niektorych miejscach dziala. Nawet nie wiesz do czego te dane sa komus potrzebne. Pozdrawiam.
Marcin
20 stycznia o godz. 3:00
Zgodzisz się chyba z tym, że korzystniej dla pacjenta jest, gdy leczący go LEKARZ ma pełną informację o nim, gdyż wielu leczy się u kilku specjalistów naraz ( np. kardiologa, diabetologa, urologa ), każdy w innej poradni a do tego dochodzi jeszcze lekarz rodzinny.
Nie musi to być centralna baza – może wystarczą zapisy na karcie, którą posiada pacjent.
Myślę, że nie powinno być problemów z zabezpieczeniem zapisów przed skopiowaniem ale to zadania dla fachowców.
@ kaesjot
Tak mozesz myslec, ale chyba wiesz ze na danych ktore sa gdzies skladowane bazuja rozne instytucje, czesto prywatne. A co bedzie jak sluzba zdrowia prejdzie calkowicie w rece prywatne? Taka jest teraz tendencja. Jedynym slusznym rozwiazaniem jest takie ze kazdy czlowiek posiada dla wlasnej wiedzy swoj stan
zdrowia. Przeciez zaden lekarz nie bedzie dbal o twoj organizm bardziej niz ty sam.
On moze byc dla ciebie tylko doradzca, decyzje zawsze podejmujesz sam. Abys takie decyzje mogl podejmowac musisz wiedziec co tobie dolega i radzis sie specjalistow w podjeciu dzialan. Powiedz sam po co komus wiedza o twoim zdrowiu? A co bedzie jak ci w tych danych ktos zrobi blad i napisze ze jakas
dolegliwosc ktorej nie masz i nie beda mogli ci wiasciwie zdiagnozowac jakiegos
problemu? No i najwazniejsza sprawa, jezeli ktos bedzie chcial napisac w twoich papierach ze masz jakies umyslowe odchylenia, to wtedy juz nikt nie zlikwiduje tego. Tak wiec zagladanie do twojego organizmu jest tym samym co zainstalowana
kamera w twoim domu. Chcialbys miec taka kamere ktora cie stale obserwuje?
Pozdrawiam.
@ kaesjot
Jeszcze dodatek do poprzedniego wpisu. Na stronie pana Hartmana-etyka byl kiedys rozwazany nastepujacy dylemat: gdy bedzie zalozmy wypadek samochodowy i lekarz ktory jedzie do akcji ratowania stwierdzi ze moze ratowac tylko jedna osobe co wtedy? Jezeli zajrzy do bazy danych w ktorej bedzie wiadomo ze cierpisz na x chorob a ta druga osoba chociaz mniej poturbowana ma lepszy rekord medyczny, wtedy system skaze cie na smierc. Wiec takie moga byc skutki calkowitej informacji o pacjencie jezeli na wlasn prosbe pozwoli rozpowszechniac informacje o swoim zdrowiu. Pozdrawiam.
Marcin
20 stycznia o godz. 8:40
Za pomocą noża, czy siekiery mozna zabić człowieka – zakazać stosowania nozy i sieker.
Wiesz zapewne, że pewne leki pomocne w jednej chorobie szkodza i innej lub wywołują groźne interakcje w skojarzeniu z tamtymi lekami. Lekarz nie majacy pełen wiedzy o stanie zdrowia pacjenta czasami zamiast pomóc moze mu zaszkodzić.
Tak więc trzeba rozważyć korzyści i potencjalne zagrozenia – co przeważa i jak się zabezpieczyć przed dostepem nieuprawnionym.
kaesjot
Taka karta była bardzo pomocna nie tylko w Twojej przychodni, ale mając zapisane na niej leki i schorzenia, była by bezcennym źródłem informacji w razie potrzeby naglej pomocy, szczegolnie jak pacjent jest nieprzytomny, a nie ma przy nim osoby znajacej jego schorzenia. Poza tym karta mogła by pelnic role elektronicznej reacepty, pacjenci przewlekle chorzy nie musieli by udawać sie po recepte do lekarza. Malo tego, na podstawie takiej karty można by stworzyć „medyczne Schengen”, lekarz w każdym kraju UE mialby dostęp do historii leczenia pacjenta, równiez bardzo ważne w nagłym wypadku. Oczywiście ta karta była by potwierdzeniem ubezpieczenia zdrowotnego. Taki był w przybliżeniu zamysl Pana Sośnierza, jak na Górnym Śląsku wprowadził karty w 1999r. ,ktore funkcjonuja do dzisiaj. My nie mamy legitymacji ubezpieczeniowych, tylko kawałek plastiku.
A co do ratowania rannych w wypadku, to obowiązują pewne procedury.
Andrzej52
20 stycznia o godz. 9:20
„Taki był w przybliżeniu zamysl Pana Sośnierza, jak na Górnym Śląsku wprowadził karty w 1999r. ,ktore funkcjonuja do dzisiaj”
Popatrz – „warszawioki” mieli podane jak na tacy a przez 15 lat nie potrafili tego rozgryźć i wdrożyć w całym kraju 😉
kaesjot
Jak by bylo mało, to jeszcze go włóczyli po sądach przez kilka ładnych lat, a zarzut brzmial : że za tanio sprzedal powierzchnie reklamową na karcie. W koncu sąd go uniewinnił.
Dlaczego tego pomyslu z kartami nie rozwinął rząd Buzka, który nominował na szefa Śląskiej Kasy Pana Sośnierza, tylko byly premier Buzek raczy wiedzieć. Nastepny rząd, jak to w „polskiej tradycji”, rozwalil caly system kas chorych, wprowadzając centralizację. Wcześniej skladki pozostawały w rejonie, teraz rządzi i dzieli „warsiawa”. Nie na darmo @Luap twierdzi, że państwo polskie jest najbardziej scentralizowanym na świecie.
@ kaesjot
Slyszales o handku organami? Jezeli ten system swiatowy bedzie sie komputeryzowal w strone medycyny, czlowiek wkrotce bedzie traktowany przez sluzbe zdrowia jako potencjalny nosiciel organow. Wystarczy sprywatyzowac sluzbe zdrowia a rozwinie sie na wielka skale handel organami. Wtedy juz nic cie nie uchroni przed tym ze w pewnym momencie ktos zapragnie twojej nerki, albo serca i bedziesz juz tylko cialem albo do kremacji albo do pochowku. Czy o to ci chodzi?
To z cala pewnoscia czeka ten swiat. Jednak im pozniej nastapi tym lepiej dla tych ktorzy jeszcze w takim swiecie nie zyja.
Szkoda że mózgu nie można przeszczepić.
W tej chwili nr 1 w serwisach informacyjnych jest kolejna tragiczna sprawa, o którą chciałbym zapytać Szanownego Gospodarza…
Marcin
20 stycznia o godz. 18:36
Moim zdaniem przesadzasz.
Jest oczywiście takie zagrożenie jak piszesz ale wierzę, ze jest to mało znaczący margines.
Tak jak z nożami – miliardy używają z pozytkiem a tylko nieliczni do popełnienia przestępstwa.
Uważam, że korzyści przemawiają za projektem.
Muszę jednak dodać, że jeśli tzw. „działalność medyczną” ( celowo nie użyłem okreslenia „służba zdrowia”) będzie się traktowało jak normalną pracę a nawet jako intratny biznes to prawdopodobieństwo zrealizowania się Twoich wzrasta.
Wkraczamy tu w obszar zazębiający się ze sprawą ( jak się domyślam ) sygnalizowaną tu przez szanownego Hu hu ale myślę , że Gospodarz odniesie się do sprawy w następnym wpisie ( oby szybko by sprawa nie przebrzmiała ).
@ kaesjot
NIe wiem jak mozesz wierzyc w uczciwosc ludzi w warunkach ktore sam wiesz panuja w Polsce? Wszystko jest na sprzedaz lacznie z pierwszymi pozycjami na listach wyborczych i to gdzie: do parlamentu europejskiego gdzie podobno sie walczy z korupcja. I ty liczysz na to ze ktos bedzie ciebie traktowal jak miliardera w sytuacji gdy wszystko beda mieli byznesmeni zdrowiowi na talerzu podane przez kazdego w postaci jego stanu organow. Byloby tak ze zdrowe pluca, watroba na wage zlota, jeszcze za zycia. A slyszales o przypadkach ze wycieto pacjentowi nie ten organ, abo nie te noge? No to wyobraz sobie ze dla pieniedzy ktos wytnie ci zdrowa watrobe bo nadziany facet ktory pil ja potrzebowal, a twoja byla bez skazy jedyna wsrod tysiecy? Ja oczywiscie tu podaje skrajne sytuacje, bo tylko takie okreslaja niebezpieczenstwo. Jak chcesz by twoje choroby byly znane to masz taka mozliwosc, ale nie kaz wszystkim sie na to zgadzac. Gdyby na przyklad sasiedzi mowili o kims:” ten gruzlik co mieszka po sasiedztwie, z nim sie nie zadawaj, bo roznosi zaraski.” Skad by wiedzieli? Bo pani x zna pania y a pani y pracuje w sluzbie zdrowia i moze sprawdzic kazdego sasiada. Pozdrawiam.
Marcin
20 stycznia o godz. 22:10
To co – pora umierać ?
@ kaesjot
Czy pora umierac? Na pewno z punktu widzenia ekonomii osoba chora to balast.
Bank i firma ubezpieczeniowa beda pierwszymi klientami banku zdrowia.
Oczywiscie nie w sensie zeby pomoc, raczej zeby unikac jak zarazy.
Jest takie powiedzenie ktore mowi: wszyscy chcemy byc piekni, zdrowi i bogaci.
To trzecie wcale nie warunkuje dwoch pierwszych. Za pieniadze mozna wszystko tylko zdrowia sie nie kupi. Z czlowiekiem jest jak z samochodem, im wiecej mechanikow bedzie w nim grzebalo, tym krocej bedzie chodzil. Jak sie chce by dlugo chodzil to po pierwsze trzeba przestrzegac fabryczna instrukcje, a po drugie miec lekka noge by gaz nie byl ciagle do dechy. No i nie lac w niego jakiegos paskudztwa ktore moze mu skrocic zywot. Tak jest tez z czlowiekiem, jak nie wie ze lac do gardla mozna wszystko bez ograniczen pewne znisczenie wnetrza, chociaz nadwozie po wypolerowaniu jak nowka. w srodku zlom. Pozdrawiam.
Firmy ubezpieczeniowe już dziś są istotnie zainteresowane stanem zdrowia swoich klientów. Przed zawarciem polisy na życie oceniane jest dodatkowe ryzyko związane z ubezpieczeniem konkretnego osobnika. Brane są pod uwagę nałogi (np. palenie papierosów), stan zdrowia (często zakłady ubezpieczeń wymagają tutaj dodatkowych badań we własnych placówkach), grupa zawodowa (niektóre są bardziej narażone na śmierć czy choroby niż inne), a także uprawiane sporty (tu znów szczególnie interesujące są ‚”sporty niebezpieczne”).
Jednak ubezpieczyciel nie poprzestaje zwykle na naszym stanie zdrowia. W wypełnianej ankiecie padają też pytania o choroby, powody śmierci innych członków rodziny.
Wszystko to razem ma pomóc w jak najdokładniejszym wyznaczeniu oczekiwanej długości życia ubezpieczonej osoby, co oznacza wyznaczenie jak najbardziej uczciwej składki.
Do tej pory możliwość wystąpienia u ubezpieczonego chorób indukowanych genetycznie wykrywana była pośrednio poprzez sprawdzenie, czy nie występowały one dotychczas w rodzinie. Obecnie to samo możliwe jest bezpośrednio poprzez badanie genetyczne kodu osoby ubezpieczonej i w niektórych krajach wymaga się od klientów wyników takich testów. Na razie tylko w przypadku szczególnie wysokich sum ubezpieczeniowych, ale w przyszłości…
Szklany klient, szklany pacjent… Trzeba wiedzieć, co się opłaca 🙄
Marcin, kaesjot
Patologi związanych z opieka zdrowotną nie da się uniknąć w żadnym systemie społecznym.
Straszenie prywatyzacją służby zdrowia pisząc, że to spowoduje drastyczny wzrost oszustw i świadomego szkodzenia ludziom w pogoni za zyskiem jest taką samą demagogią, jak stwierdzenia komunistów, że tylko komunizm uszczęśliwi ludzi.
Państwo jedynie ma stwarzać warunki by działania na szkodę ludzi nie opłacało się i jeśli będzie robić to skutecznie, system prywatny może dobrze służyć zdrowiu i leczeniu ludzi. To tak jak ze złodziejstwem i morderstwami dla zysku , nie da się tego zupełnie zniwelować w żadnym systemie ,ale jak widać w państwach maksymalnie sprywatyzowanych nie widać by te zjawiska się nasilały , ani też by zmniejszały się , gdy kraj jest centralnie zarządzany.
Zawsze można wynajdować jakieś marginalne zdarzenia by straszyć nimi ludzi (niektórzy politycy w tym się specjakizują)
@ maciek.g
Dzisiaj nie ma kapitalizmu w sensie takim jak rozumie sie to pojecie, jest w zamian
korporacjonizm ktory niestety skoncentrowany nie jest na coraz lepszym sluzeniu klientowi, lecz maksymalizacji zysku. Jezeli ten korporacjonizm otrzyma zielone swiatlo w sluzbie zdrowia, jest pewne ze straci z oczu pacjenta na rzecz byznesu.
Jakie tego beda skutki nie warto dyskutowac, bo korporacje dzialaja zawsze tak samo, czyli jest umowa ze uzgadnia sie ceny i nikt sie nie wychyla. Zjawisko nieuczciwosci juz wewnatrz korporacji to zagadnienie z ktorym bedzie walczyla sama korporacja. Dla pacjenta nie bedzie mialo zadnego znaczenia czy za lozko zaplaci do kieszeni korporacji czy do kieszeni lekarza. Jedna bedzie roznica: wtedy bylo co laska, tera juz z cennika.
maciek.g
23 stycznia o godz. 10:29
Znasz zapewne powiedzenie ” kruk krukowi oka nie wykole”.
Mało masz przykładów „solidarności zawodowej” lekarzy , prawników a ostatnio ( Janków Przygodzki ) ekspertów budowlanych ?
Oddanie korporacjom prawa nadawanie uprawnień do wykonywania danego zawodu , rzekomo w imie poprawy jakości skończyło się w praktyce reglamentacją dostępu do niego . Oczywiście z preferowaniem nepotyzmu – absolwent prawa z wyróznieniem nie może załapać się na aplikację a nie ma tego problemu miernota ale za to synuś Pana Mecenasa.
Zgadzam się z Marcinem.
Kiedyś miałem potrzebę skorzystania prywatnie z usług laryngologa. Okazało się, że wystarczy płukanie ucha – trwało może 5-10 minut.
Zapłaciłem Pani Doktor 100 zł – dla większości Polaków to więcej niż dniówka a zabieg mogłaby w publicznej przychodni wykonać pielęgniarka – za darmo.
Nie będę powtarzał tego, co napisałem wcześniej tylko powtórzę, iż dla mnie służba zdrowia to SŁUŻBA a nie BIZNES.
KOLEJKI DO LEKARZY WZIELY SIE STAD,ZE PRZED LATY -9O I DALSZE ABSOLWENCI MEDYCYNY JAK MOJA CORKA NIE MOGLI WYBIERAC SPECJALIZACJI INNYCH NIZ MEDYCYNA RODZINNA .DLATEGO NIE MA KARDIOLOGOW ,ENDOKRYNOLOGOW I INNYCH SPECJALNOSCI .JAK KTOS SIE UPARL NA KARDIOLOGIE PRACOWAL PRZEZ ROK NA WOLONTARIACIE ZA DARMO I JAKOS DOCZOLGAL SIE DO SWOJEJ KARDIOLOGII .CZESC WYJECHALA ZA GRANICE ,GDZIE TEZ NIE CZEKAJA NA NICH Z PRACA .DLATEGO ARLUKOWICZ NIE MOZE BYC CZARODZIEJEM I STWORZYC TYCH SPECJALISTOW ,BO ICH W POLSCE NIE WYPRODUKOWAL NFZ I MINISTERSTWO .KOGO WIESZAC TERAZ ?ZMIENIAC MINISTROW PO KOLEI ,BO NIE SA CZARODZIEJAMI ?
W dobrze zorganizowanym państwie administracja odpowiedzialna za polityka zdrowotna monitoruje potrzeby roznego rodzaju specjalistów i stan nasycenia nimi a nastepnie wraz z władzami uczelni ustala plan kształcenia odpowiedniego rodzaju i ilosci specjalistów a nie puszcza tego „na zywioł” w nadzieji, żre rynek sam to wyregoluje. To tak jakby puscić kierownice roweru w nadziei, ze sciezka sama nas do celu doprowadzi.
Rzecz nie dotyczy wyłacznie medycyny ale praktycznie wiekszosci uczelni i kierunków.
Kształci sie magistrów i inzynierów w niepotrzebnych specjalnosciach i ilościach przekraczxajacych potrzeby rynku pracy podczas gdy pozyskanie wykwalifikowanego robotnika czy technika graniczy z cudem.
@ hager
Skoro brakuje specjalistow takich jak kardiologow i endokrynologow to jaki to
problem zaimportowac na przyklad z Ukrainy. Arlukowicz nie musi byc czarodziejem tylko czlowiekiem myslacym. Widocznie ma z tym problem.
Dochodzi jeszcze sprawa rywalizacji miedzy lekarzami. Znam lekarza o dość rzadkiej specjalnosci ( w półmilionowym miescie w internecie znalazłem tylko dwóch tej specjalnosci ). Miał spore problemy ze specjalizacją z uwagi na utrudnienia czynione przez czynnych wówczas ( nielicznych zresztą ) lekarzy tej specjalności.
Nie mozna tego puścić na Żywioł, gdyż będą preferowane ” modne i dochodowe ” specjalności. Trzeba tym sterować a to już rola ministerstwa i władz uczelni medycznych. Określone pule limitów w poszczególnych specjalnościach finansowane ze środków MZ i/lub NFZ, konkursowy nabór. Oczywiscie mogą takze inni, po zaliczeniu egzaminu ale za własne pieniadze. Mozna oczywiście wprowadzić zasadę przesunięc do grupy finansowanej przez państwo, biorąc pod uwagę osiagniecia w trakcie okresowej oceny.
Za PRL-u funkcjonował system stypendiów fundowanych przez zakłady pracy – nie wiem czy teraz coś podobnego istnieje.
Zaimportować z Ukrainy?
Przy założeniu, że mają naprawdę odpowiednie kwalifikacje. I nic, tylko marzą o pracy w Polsce.
Poznałem (prywatnie) jednego lekarza z Iwano-Frankiwska (dawniej Stanisławów). Był to wprawdzie „tylko” lekarz ogólny, więc może grzybica jego stóp nie poddawała się jego usiłowaniom, ale takiego obrazu choroby nie widziałem jeszcze nigdy, a demonstrował bez krępacji. Można by ilustrować podręczniki.
Ale zęby miał w komplecie. Złote.
@ 1300 gramow
Ciekawy sposob myslenia. Znaczy ze na Ukrainie nie ma dobrych lekarzy?
W Chinach pewnie tez nie ma dobrych lekarzy? Polska numero uno na swiecie, tylko jeszcze nie wiemy w czym. Niewatpliwie w wielkim mniemaniu o sobie.
Nie wykluczam możliwości istnienia dobrych lekarzy w żadnym kraju. Pytanie tylko, czy dobrzy ukraińscy lekarze marzą o pracy w Polsce.
Bylejacy polscy lekarze też nie robią zagranicznej kariery.
W przypadku lekarzy z Ukrainy jest sporo przeszkód natury administracyjnej, bo ich dyplomy nie są uznawane automatycznie, nie obejmuje ich bowiem dyrektywa UE 2005/36 dotycząca wzajemnego uznawania kwalifikacji zawodowych.
W przypadku obywateli spoza UE, sytuację rozstrzygają przepisy wewnętrzne: lekarz po uznaniu w drodze nostryfikacji dyplomu może się ubiegać w Polsce o ograniczone prawo wykonywania zawodu w celu odbycia stażu podyplomowego i złożenia Lekarskiego Egzaminu Państwowego. Dopiero po spełnieniu tych dodatkowych warunków może się ubiegać o prawo wykonywania zawodu.
W 2013 r. (stan na 7 listopada) minister zdrowia wydał 12 decyzji o uznaniu tytułu specjalisty uzyskanego za granicą, z czego 4 dotyczyły tytułów uzyskanych na Ukrainie.
Podczas kiedy z Polski wyjechało ponad 8 tysięcy lekarzy, to z zagranicy przybyło niewiele ponad 800, z czego jedną trzecią stanowią Ukraińcy i Białorusini. Ukraińców jest ok. 200, roczny przyrost w ciągu ostatnich lat nie przekraczał 5 proc.
I jak żyć w tym kraju. Ja muszę płacić prywatnym klinikom, żeby mnie leczyli…
@ 1300 gramow
To znaczy ze minister sportu powinien wydawac zgode na zatrudnienie w polskich druzynach nowych graczy z importu. Zawsze myslalem ze minister zdrowia to jest od tego zeby kierowac mnisterstwem a nie weryfikowac kwalifikacje lekarzy.
No coz. A jak sprowadzi sie cieslow to ktory minister bedzie wydawal decyzje?
Myślę, że to chyba jednak w Twoim interesie, Marcinie, jeśli jakaś instancja weryfikuje kwalifikacje lekarza specjalisty z kraju spoza Unii. Wolałbyś sprawdzać sam, czy np. Twój mongolski urolog ma na pewno specjalizację w tej dziedzinie potwierdzoną odpowiednimi referencjami, a nie jest np. hydraulikiem z dyplomem z fotoszopu?
Weryfikować mógłby też cieć w przychodni, ale podobno dla wyników leczenia korzystne jest zaufanie pacjenta do terapeuty, a co stempel od ministra, to stempel od ministra.
Chociaż, czy ja wiem… Może masz rację i nie trzeba fatygować ministra. Zdarzają się bowiem geniusze bez uprawnień i nikt się nie skarży.
@Marcin
Tu się z Tobą nie zgodzę. Zdarzały się afery z leczącymi ludzi „lekarzami”, którzy nie mieli nawet wykształcenia medycznego.
Nie stawiałbym znaku równości między tym, co nabrał małpiej wprawy w operowaniu piłką za pomocą nóg a lekarzem, od którego fachowości zależy zdrowie a nawet zycie ludzkie. Czy to robi minister czy ktoś inny musi być to człowiek ( instutucja ) której opinii ludzie mogą zaufać. Wg mnie nie powinny być one zależne od korporacji zawodowych, ze względów, o których pisałem wcześniej.
Argumenty 1300 gramów do mnie przemawiają.
Lekarze stomatolodzy sa najmilsi jak jednoczesnie wyrywasz zab na kase chorychi pieniadze troche mniejsze jak normalnie. Ja dzis wyrywalam ruszajacy sie zab na ubezpieczenie narobil mi bolu najpierw przy zastrzyku a pozniej przy rwaniu. Nie mialam stanu zapalnego ale porzadnylekarz nie rwie zeba przy stanie zapalnym lub daje lepszy zastrzyk.Jak moge sprawdzic czy lekarz nieuczciwie wpisze mi lipna wizyte do komputera ma moje dane a pacjent nie ma wplywu ile wizyt wpisze
Pan Premier zrobi przegląd szpitali i będzie dobrze. On lubi przeglądać
Jak to jest. Anonim z PO sam przyznaje, że kolejki są częścią systemu. Żeby zostali naprawdę chorzy, a Ci którzy mogą poczekać i Ci którym nic nie jest żeby sobie po prostu poszli.
Cały wieczór ślęczę nad przeszukiwaniem zasobów Internetu i wreszcie dotarłam tutaj. Wiem, że to niezgodne z tematem wpisu, ale mimo wszystko pozwolę sobie zadać to pytanie:
Czy lekarz może obecnie przepisać przewlekle choremu receptę na leki, które pacjent bierze stale, bez oglądania tego pacjenta. Zgodnie z interpretacją NFZ oraz komunikatem Rzecznika Praw Pacjenta, z sierpnia 1013, wydaje się, że może a nawet powinien to zrobić na prośbę pacjenta. Nie wiem jednak, czy ta interpretacja od tej pory się nie zmieniła. Help! Mam już naprawdę serdecznie dość.