Między szansą na Nobla a piekłem namiętności
Cóż za końcówka roku! Pan Premier swoim przemówieniem otworzył nadzieje na polskiego Nobla, a Pani Prezes NFZ padła ofiarą miłości! Po co nam tabloidy, skoro rzeczywistość przypomina telenowelę? Pan Premier zorientował się, że dramatyczny stan systemu opieki zdrowotnej w Polsce może być przyczyną, że przegra kolejne wybory. Wobec tego, już po kilku latach urzędowania postanowił, że coś z tym zrobi. No dobrze, przesadziłem: nie postanowił, ale zadeklarował. Wiem, że to nie to samo. Tak, czy inaczej, zauważył problem, czym wprowadził mnie w stan uniesienia: odżyły moje nadzieje na Nagrodę Nobla! Wiele lat temu wydedukowałem istnienie pewnej struktury w ludzkim organizmie. Wprawdzie nie udało się anatomom, ani patomorfologom odnaleźć jej, ale można było bez trudności zauważyć następstwa jej funkcjonowania. Nazwałem ją synapsą (synapsa, to połączenie dwóch komórek nerwowych, przez które przewodzony jest impuls) dupno-głowową, bowiem wspomniane działanie przejawiało się w bardzo prosty sposób: jeżeli ktoś dostał zdrowo od życia po tyłku, to rozjaśniało mu się w głowie. Spójrzmy choćby na Pana Premiera – wystarczyły powtarzalnie katastrofalne sondaże by uznać, że problem zdrowia obywateli nie da się przykryć nawet całą siecią autostrad. Przedtem kwestia jakby dla Pana Premiera nie istniała. Co było do okazania. Dziękuję serdecznie panie Premierze. Oczekuję z cierpliwym spokojem na nominację ze Sztokholmu. Wraz z bziiiu-ekspertami od brzozy wybieram się do Panteonu sławy. Inna rzecz, że samokrytycznie muszę stwierdzić – skuteczność rozjaśniania w głowie pod wpływem wspomnianego odległego bodźca jest niepewna. Wróćmy bowiem do Pana Premiera: niby zauważył problem, ale jednocześnie poparł w wyborach partyjnych Panią Marszałek (z niedawnej funkcji – Panią Minister Zdrowia), współsprawczynię dzisiejszego chaosu i ewidentną promotorkę Pana Ministra Zdrowia, oraz jego (że tak zażartuję) zespołu fachowców. I co? Pan Minister ma przejrzeć na oczy i obwieścić, że to Pani Marszałek pomyliła się, a on tylko jej pomyłki kontynuował i że się odcina? Przecież Pani Marszałek-Wiceprzewodnicząca zrobiłaby mu taką reprymendę, przy której stratowanie przez grupę piłkarskich patriotów jest drobnym urazem! No, chyba, że nie doceniam zdolności Pani Marszałek do autorefleksji i samokrytyki. Z drugiej jednak strony – Pani Marszałek nigdy takich talentów nie wykazywała, albo starannie je ukrywa. Czyli – chyba jednak z Nobla nici…
Krótko po wstrząsającym oświadczeniu Pana Premiera, Pan Minister Arłukowicz wystąpił o odwołanie Pani Prezes NFZ ze stanowiska. Niektórzy mówią, że powodem był konflikt na Olimpie opieki zdrowotnej. Nic podobnego! Pani Prezes NFZ padła ofiarą miłości! Powinna była już dawno wylecieć za działanie wbrew interesom pacjentów, ale dopóki nie podważyła jakości postanowień Pana Ministra Arłukowicza, wydawała się być nietykalna. Tymczasem każdy, kto wystarczająco uważnie obserwuje Pana Ministra mógł zauważyć, że jest on namiętnie zakochany. Konkretnie – zakochany w sobie i to z wzajemnością. Każdy, kto wskaże niedoskonałość podmiotu tego uczucia staje się śmiertelnym wrogiem. Pan Profesor Książyk stracił stanowisko dyrektora Centrum Zdrowia Dziecka mimo, że powołana przez Samego Pana Ministra komisja wykazała, że system jest absurdalny, a zarzuty Pana Profesora – w dużej mierze słuszne. Posłowie z Komisji Ochrony Zdrowia zostali na grudniowym posiedzeniu właściwie zbesztani przez Pana Ministra za to, że dostrzegli niedoskonałości systemu. Pani Prezes NFZ wskazała na brak spójności przepisów (a czuwa nad nimi Pan Minister) i tylko wystąpiła do sądu o rozstrzygnięcie wątpliwości. Popełniła błąd – i straciła stanowisko. Panu Ministrowi nie chodziło przy tym odwołaniu o rewolucję jakościową, zmierzającą do przełamania niemocy systemu. Następca (a niedawny zastępca) Pani Prezes wyleciałby w tym samym momencie, gdyby takie były intencje odwołującego. Odpowiada wszak za skandalicznie niską wycenę niektórych procedur medycznych. Nieee, stanowczo nie o to chodziło! To była kwestia zranionej miłości. A że własnej, to cóż z tego?
Pomyślicie zapewne Państwo: to jakaś groteskowa szopka. Cóż, każdy kraj ma taką szopkę, jaką sobie wybuduje…
Komentarze
Panie Doktorze,
świetny tekst obawiam się tylko, że to jest głos wołającego na puszczy. Naszym decydentom przydałoby się aby musieli leczyć się w publicznych placówkach zdrowia, a nie w rządowych, no i żeby mieli jak najniższe dochody, nawet poniżej naszej średniej krajowej ale nie pensji a emerytury. Może wtedy dotarłoby do nich o co w tym całym bałaganie chodzi! A synapsa dupno-głowowa – fantastyczne określenie i bardzo trafne. 😀
Wątpię nawet w nominację do Nobla bo istnienie synapsy dupno-głowowej oznaczałoby prawdziwość porzekadła, że Polak mądry po szkodzie. Tymczasem ostatnie badania polowe wykazują zdecydowanie poprawność oceny, że Polak i przed i po szkodzie jednakowo mądry. Czyli połączenia brak.
P.S. Proponuję wziąć raczej udział w festiwalu cyrkowym w Monaco. Jak zwykle i co roku w okolicach Nowego Roku. Szansa na zobaczenie Księcia. To bardziej poważna i pożyteczna impreza niż służba zdrowia PL.
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku
…”I cóż, że królowie są nadzy?
Trochę tolerancji dla władzy”
/J.Lec/
jak zwykle świetny artykuł, krotko rzeczowo wyjaśnienie co jest grane, dziękuje panie doktorze
Dlaczego mnie to nie dziwi?
Nie mam ochoty na ciągłe pojękiwanie, które obecnie jest w modzie. Premier i rząd radzą sobie całkiem dobrze w tym niełatwym czasie. Robią błędy, ale mylić się jest rzeczą ludzką. Najbardziej zajadli krytycy nie chcą pamiętać, że w swoim czasie mogli coś zaradzić, a nic nie zrobili. Odnosi się to do byłych ministrów zdrowia, a także pewnego sławnego ekonomisty, współautora nieszczęsnej reformy ZUS.
@Andrzeju, popieram. a może Andrzeje tak mają, że nie narzekają ?.
W moim powiecie sa dwa szpitale. Obydwa prywatne. Wlaścicielem jednego, starszego, sa siostry zakonne, drugiego jest spółka z.o.o. , należąca do powiatu. Obydwa nie mają dlugów. Siostry systematycznie remontuja szpital. Szpital powiatowy jest wyremontowany, dobudowana nowa część, wielkości poprzedniej starej. Wygląda jak na amerykańskich filmach.
W moim mieście, podstawową opieke lekarską sprawuje spółka z o.o. Ma trzy przychodnie. W przychodni, która ja odwiedzam, mim zdaniem wszystko funkcjonuje bardzo dobrze. Do lekarza rejestruje sie rano, na określona godzinę. Przychodzę, czekam 5-10 minut. Nie ma problemu z badaniem typu EKG, spirometria, RTG, czy krew.
Gorzej ze specjalistami. Ale to sprawa konkretnego lekarza, jego „charakteru”, a nie systemu. Jest Pani Neurolog, która ma we krwi spóżnianie o kilkadziesiąt minut. Czy Pani Ortopeda, która potrafi pość na urlop, nie informując zapisanych w kolejce pacjentów. Jest tez pewien Jaśnie Pan Lekarz Rodzinny, (w drugiej przychodni)ok. czterdziestki, który potrafi pacjenctce osiemdziesięcioletniej skarżącej sie na silny bół kręgoslupa :”A czy wie Pani , ile ma Pani lat ?”.
Tak wygląda nasza slużba zdrowia. Nie tylko system, pieniadze są winne kiepskiej sytuacji tej „służby”. Również, a może przede wszystkim ludzie zatrudnieni.
Na Nowy Rok życze wszystkim żebyśmy musieli jak najmniej potrzebować porady służby zdrowia.
Zapomnialem dodać, rejestruje sie do lekarza oczywiście telefonicznie. Stale leki również moge telefonicznie zamówić (oczywiście receptę).