Letnia szkółka przetrwania: zawał, zgaga, czy nerwoból?
Ostatnio rozegrało się. w kręgu moich bliższych i dalszych znajomych, kilka bliźniaczo podobnych historii: ktoś z zawałem serca czekał z wezwaniem fachowej pomocy, biorąc dolegliwości za zgagę, lub inne przypadłości żołądkowe i lecząc się samodzielnie domowymi metodami. W dwóch przypadkach opóźnienie rozpoczęcia terapii zawału było na tyle duże, że chorych nie dało się uratować. A przecież wcale tak nie musiało być.
Wiedza zawarta w tym tekście ma bardzo wiele lat, ale wciąż jest aktualna, chociaż niestety – wciąż zbyt mało rozpowszechniona. Jej znajomość może ocalić życie. Skuteczność leczenia zawału serca zależy bowiem w dużej mierze od czasu jaki upłynął od początku objawów do rozpoczęcia terapii. Niepokojąco często, czas od początku bólu zawałowego do próby udrożnienia tętnic wieńcowych staje się niedopuszczalnie długi, z powodu zbyt późnego wezwania pomocy medycznej przez pacjenta. Stąd kolejny odcinek Letniej Szkółki Przetrwania poświęcony jest odróżnianiu bólu zawałowego (czyli niedokrwienia serca, zagrażającego obumarciem jego części) od innych bólów w klatce piersiowej. Ten mikro-podręcznik zawiera oczywiste uproszczenia, które nie powinny wpłynąć jednak na jego przydatność w praktyce.
Lokalizacja – ból zawałowy najczęściej zlokalizowany jest za mostkiem, przez co może być mylony ze zgagą, zwłaszcza, gdy ma charakter piekący (patrz: niżej) i niezbyt nasilony. Lokalizacja zamostkowa nie jest jednak bezwzględną regułą. Zdarzają się nie tak rzadko zawałowe bóle w górnej części brzucha, tuż pod zebrami i w innych, dziwnych lokalizacjach. Dlatego interpretacja bólu jedynie na podstawie miejsca jego występowania może być ryzykowna. Z kolei ból w okolicy koniuszka serca, czyli nieco poniżej lewego sutka, najczęściej nie jest bólem zawałowym, ani w ogóle nie jest następstwem niedokrwienia serca. Piszę: najczęściej, bo w medycynie praktycznej nie istnieją trzy pojęcia: „nigdy”, „zawsze” i „na pewno”
Charakter bólu – bardzo często jest piekący (ta nieszczęsna „zgaga”), ale również często bywa zaciskający, lub rozrywający. Wtedy trudniej o pomyłkę. Zwłaszcza uczucie bolesnego zaciskania za mostkiem powinno skłonić do jak najszybszego poszukania fachowej pomocy. W przeciwieństwie do niego – wyraźnie kłujący, punktowym charakter bólu prawie zawsze oznacza, że wprawdzie może obrzydzić on życie, ale nie stanowi śmiertelnego niebezpieczeństwa.
Promieniowanie bólu – czyli kierunki jego rozchodzenia się. Ból promieniujący zza mostka do żuchwy, lub obydwu ramion, to alarm. Promieniowanie zza mostka do lewej ręki, lub górnej części brzucha jest również bardzo niepokojące i wymaga energicznego działania. Dla odmiany – ból promieniujący wyraźnie opasująco wzdłuż żeber, pod łopatkę, najczęściej oznacza przyczynę tyleż dokuczliwą, co niewinną (patrz: odtwarzalność bólu).
Nasilenie bólu – nie musi wcale korelować ze stopniem zagrożenia. Bardzo silny i ostry, kłujący ból pochodzi najczęściej ze ściany klatki piersiowej, a nie z serca. Dokuczliwy, ćmiący, ale absolutnie „do wytrzymania” – może być oznaką śmiertelnego niebezpieczeństwa.
Odtwarzalność bólu – taki, który daje się odtworzyć, nie jest zazwyczaj wynikiem niedokrwienia serca. Przekładając na ludzki język – jeżeli uciśnięcie okolicy, w której odczuwany jest ból powoduje zdecydowane jego nasilenie, to mówimy, że taki ból można odtworzyć uciskiem. Jego źródłem jest najczęściej ściana klatki piersiowej (czyli układ kostno-mięśniowy, oraz włókna nerwowe), a nie niedokrwienie serca. Tak samo jest w sytuacji, gdy ból nie pozwala oddychać, bowiem każdy wdech powoduje gwałtowny, ostry, promieniujący wzdłuż żeber ból. Takie odtwarzanie bólu ruchami oddechowymi klatki piersiowej, zwłaszcza u osoby młodej, zazwyczaj przemawia przeciwko niedokrwieniu serca, jako przyczynie.
Czynniki ryzyka – powinny skłaniać do poważniejszego potraktowania każdego bólu w klatce piersiowej, nawet takiego, który na podstawie opisanych powyżej cech wydaje się nie być niedokrwienny. Najważniejsze z nich:
- przebyty już uprzednio zawał serca
- płeć męska
- wiek >50 lat u mężczyzn i > 60 lat u kobiet
- długoletnie palenie papierosów
- nadwaga, a zwłaszcza otyłość
- nadciśnienie tętnicze
- cukrzyca
- przebyty udar mózgu
Warto jednak pamiętać, że dziwny ból w klatce piersiowej u bardzo młodego człowieka, zwłaszcza po spożyciu substancji pobudzających (również tych legalnych, typu „energy drink”), powinien skłonić do czujności.
Objawy towarzyszące i stan ogólny – powinny decydować o wezwaniu pomocy. Jeżeli bólowi, nawet nietypowemu, towarzyszy uczucie duszności (nie mylmy go z nasilaniem się bólu podczas wdechu), osłabienie, bladość, obfite pocenie się, odczuwalne zaburzenia rytmu serca, znaczny wzrost, lub spadek ciśnienia tętniczego – sytuacja wymaga możliwie szybkiego działania.
Wzywając pomoc warto jak najdokładniej opisać dolegliwości (przydatny może być powyższy schemat), istniejące u chorego czynniki ryzyka i jego stan ogólny.
Warto pamiętać, że szybkie udrożnienie tętnicy wieńcowej może zapewnić zachowanie pełnej, lub prawie pełnej, sprawności serca, jako pompy krwi. Późne zaś – może nie uchronić przed inwalidztwem, lub wręcz – śmiercią chorego.
Komentarze
Szanowny Panie Doktorze!
I ja również w tym już roku miałam wątpliwą przyjemność trzech pogrzebów. Najgorszy to młoda kobieta, która zmarła na zawał, ale nie pierwszy (tego nawet nie zauważyła) no i jeszcze Hepatitis C. Bezobjawowa, prawdopodobnie nabyta podczas pobytu w szpitalu.
Ale, podobnie jak inni, osoba ta czując się źle nie chciała iść do lekarza. Lekarze dają wyraźnie do zrozumienia, że swoimi wizytami narażają system zdrowia na koszty a lekarzom zajmują czas. A choroby są wyimaginowane, co najwyżej silny katar. Po wizycie u lekarza człowiek czuje się jak śmieć albo cwaniak, który chce naciągnąć biedne państwo na koszty. Niechodzenie do lekarza zdaje się być postawą obywatelską. Proszę sobie wyobrazić, że ludzie o takiej postawie jeszcze bywają. Pewnie niedługo wymrą.
Piszę bo wczoraj byliśmy na cmentarzu. Państwo, gdzie tylko silny przeżyje.
Bardzo dobra „instrukcja obsługi”. Już poleciłem ją swoim znajomym. Może dla niektórych z nich, będzie to swoiste zauważenie, że wszyscy jesteśmy śmiertelni, ale dlaczego pchać się na „wycieczkę” do św. Piotra na własne życzenie.
I tak jak pisze Vera nie znosimy się leczyć i iść do lekarza. Bardzo wielu ludzi, nawet bardzo porządnie wykształconych uważa, ze pójście na badanie to ujma i pokazanie, jaki jestem słaby ! Co najgorsze, to nawet nie chcą pójść prywatnie do lekarza, choć pieniądze mają. Przecież oni nigdy nie chorują, a potem odprowadzamy ich.
Vera
Młoda kobieta zmarła na zawał?
Właśnie po lekturze teksu Gospodarza zaczęłam się zastanawiać, czy to wszystko można odnieść do kobiet przed menopauzą. Ponoć są one chronione przez estrogeny czy cóś.
No i czytałam też kiedyś gdzieś, że objawy zawału u kobiet mogą być inne niż u mężczyzn.
Liczę na wyjaśnienia Pana Doktora 🙂
Pomijając uwarunkowania genetyczne, do zawałów u kobiet przed menopauzą walnie przyczynia się palenie papierosów, które podobno niweluje ochronne działanie estrogenów. Inne czynniki to nadwaga, wysokie ciśnienie, cukrzyca, nadmierny stres wraz z brakiem socjalnego wsparcia.
Kobiety bardziej obawiają się raka piersi niż zawału, tymczasem na choroby układu krążenia umiera co druga, a na raka piersi jedna na 25.
Na zawał umiera już więcej kobiet niż mężczyzn, a wiąże się to z przekonaniem zarówno pacjentek jak i lekarzy, że zawał to typowa choroba męska. W związku z tym lekceważone są symptomy (inne niż u mężczyzn), a i szanse na przeżycie są mniejsze, bo nie wzywa się w porę karetki. No bo kto wiąże uczucie mdłości, wymioty, bóle brzucha i pleców ze zbliżającym się zawałem a nie depresją okresu przekwitania. A jak się ma pecha i pójdzie do lekarza ignoranta…
Badania wykazały, że kobieta z anginą pectoris musi pójść do lekarza 4 razy częściej niż mężczyzna, aby uzyskać tyle samo uwagi i zainteresowania, co pacjent-mężczyzna.
Aby nie stać się bezsilną ofiarą w rękach niekompetentnego medyka, należy umieć rozpoznać objawy nadciągającego nieszczęścia i w porę udać się po pomoc.
Objawy choroby wieńcowej, która często poprzedza zawał, pojawiają się conajmniej kilka dni wcześniej.
Jeśli objawy opisane przez Autora (ucisk i ból pod mostkiem, promieniujący do ramienia i żuchwy) pojawiają się przy wysiłku fizycznym lub przy psychicznym stresie, a mijają po uspokojeniu, należy udać się do lekarza i domagać wysiłkowego EKG.
Jeśli trwają również w stanie spoczynku, również te nietypowe (mdłości) wskazany jest pośpiech.
Lepiej raz wezwać lekarza niepotrzebnie, niż wcale lub za późno.
Zawał pojawia się nagle, ale jest na ogół rezultatem długiego procesu, trwającego miesiące i lata.
Według długoletnich badań kliniki uniwersyteckiej w Hamburgu wieńcowej chorobie u kobiet towarzyszy zawsze co najmniej jeden z wymienionych wyżej czynników ryzyka, a najczęściej kombinacja kilku z nich.
Nagromadzenie kilku faktorów (nadwaga, cukrzyca, palenie, wysokie ciśnienie etc.) powinny skłonić nawet osoby czujące się zdrowo do kontrolnego badania stanu serca (wysiłkowe EKG), że nie wspomnę o zmianie trybu życia na zdrowszy – więcej sportu, mniej papierosów, zdrowsze jedzenie…
Podobno 200 g owoców i warzyw dziennie zmniejsza ryzyko problemów wieńcowych o ok. 60 procent, zaś 100 g tłustego mięsa i wędlin – zwiększa je o 150 procent.
Palenie papierosów przez kobiety sprawia, że ryzyko zawału u 50-letniej palaczki jest 4-krotnie wyższe niż u jej niepalącej rówieśnicy.
Nie mamy wpływu na płeć, wiek i uwarunkowania genetyczne, ale styl życia kreujemy sobie sami w dużym stopniu.
Regularna aktywność fizyczna, zdrowsze odżywianie, rezygnacja z palenia tytoniu – to jest w zasięgu naszych możliwości.
przepraszam, ze nie na temat,
ale chcialem odpowiedziec panu danze, na wie heisst er noch mal?, na wpis, cyt:
„18 lutego o godz. 14:24
@ byk: panski wpis kreujacy Gustl Mollath jako niemieckiego Mandele jest absurdalny. Gustl Mollath po tym gdy pobil do nieprzytomnosci i pogryzl! wlasna zone zostal uznany za niepoczytalnego i zamkniety w bayreuther szpitalu psychiatrycznym – diagnoza ciezka paranoja i niekontrolowane agresje, zagrozenie dla spolecznosci. Gdy sie okazalo, ze niema dowodow na korupcje w banku, w ktorym pracowala jego zona media „wywachaly” juz spisek bankow, panstwa, wymiaru sprawiedliwosci i demonizacji forensische Psychiatrie … i publikum bije brawa! . Medialni inkwizytorzy i Pan nie wspominaja o listach do prezydenta Niemiec i Papierza , w ktorych Gustl Mollath oskarza tysiace ludzi i korupcje, czaren kasy, malwersacje, pobicie, o setkach zaglodzonych dzieciach itd. … reasumujac Panie byk, Pana wpis jest jak samonapedzajaca sie tanadeta.”
prosze posluchac…
http://www.youtube.com/watch?v=QZ2k2niHogM
dziekuje
1300 gramów (ciekawe, czego?…)
Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź 🙂
Znów mnie dziś obrabowano, zapomniałem lekarstwa na przewlekłą chorobę skóry, jestem na urlopie, bez lekarstwa nie się znośnie odpoczywać, w aptece nie chcą sprzedać, mimo błagań, stracone dwie godziny na szukanie lekarza, osiem dych i mi pediatra wystawił receptę, bez badania oczywiście, ale osiem dych inkasując.
Lekarstwo pełnopłatne, mniej niż połowa tej kwoty, marża mafii razy trzy jak mi z obliczeń wyszło, zamiast trzydzieści kilka, ponad stówa za lekarstwo została w systemie.:))))
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/df-lekarka-ujawnila-nieprawidlowosci-w-instytutucie-matki-i-dziecka/xbbwn
@ 1300 gramów – a gdzie na tej liście ryzyka jest uwarunkowany ewolucyjnie (wpadka ślepej natury) i środowiskowo permanentny niedobór witaminy C?
Permanentny niedobór witaminy C? Wpadka ślepej natury? 😯
Od jakiegoś czasu wiadomo, że w organizmach pozbawionych zdolności syntezy kwasu askorbinowego występuje bardzo wydajny mechanizm wychwytu utlenionej formy witaminy C, czyli kwasu dehydroaskorbinowego (DHA). Związek ten powstaje w wyniku reakcji witaminy C z wolnymi rodnikami tlenowymi, kiedy to cząsteczki kwasu askorbinowego są niejako poświęcane w obronie innych związków, krytycznych dla przeżycia. W efekcie tej reakcji powstaje utleniona forma kwasu askorbinowego, czyli kwas dehydroaskorbinowy (DHA).
Organizmy ssaków wyposażonych przez naturę w zdolność syntetyzowania kwasu askorbinowego traktują DHA jako związek zużyty, a więc nadający się tylko do wydalenia. Zgoła inaczej DHA traktują organizmy ssaków, które nie syntetyzują kwasu askorbinowego, a do których należy człowiek. Otóż w naszych organizmach kwas dehydroaskorbinowy nie jest wydalany, lecz zostaje pochłonięty przez czerwone krwinki (erytrocyty zajmujące się m.in. przenoszeniem tlenu), a następnie na powrót zredukowany do aktywnej formy i wydzielony do krwi, skąd jako witamina C trafia do innych tkanek. Czy ma to coś wspólnego z defektem ewolucyjnym?
Organizmowi ludzkiemu wystarczy pobranie z pożywienia zaledwie 1 mg wit. C na kilogram masy ciała w ciągu doby.
Niedobór witaminy C manifestuje się ogólnym osłabieniem, bólami mięśniowymi, apatią, brakiem apetytu, bladością skóry i błon śluzowych, pękaniem drobnych naczyniek krwionośnych, dużą podatnością na choroby zakaźne, zwiększoną łamliwością kości, wolniejszym gojeniem się ran. Na koniec – szkorbutem.
Nadmiar witaminy C powoduje zakwaszenie moczu, upośledzając wydalanie kwasów i zasad. Kwaśny odczyn moczu może powodować wytrącanie się moczanów oraz cystynianów i w rezultacie tworzenie się kamieni w drogach moczowych
Zwiększone ryzyko wystąpienia chorób sercowo-naczyniowych wiązane jest raczej z niedoborem wit. E.
@ 1300 gramów
Opisany powyżej mechanizm wtórnego wychwytu (re-uptake) metabolitów askorbinianu niecałkowicie kompensuje braku wynikającego z defektu genetycznego – tym bardziej, że aby powstały metabolity, musi być dostarczony w odpowiedniej ilości właśnie egzosubstrat czyli witamina C…
Normy ustalające rzekomo limit dzienny dawki w granicach 1mg/kg b.m., o trzy rzędy wielkości niższe, niż te, jakie w wyniku endosyntezy uzyskują ssaki, już dawno „się zdezaktualizowały”. Nawet w UE „dozwolono” na dawkę dzienną askorbinianu w ilości 1200 mg…
A nieliczne doniesienia o ubocznych skutkach dotyczyły wyłącznie suplementacji bardzo dużymi dawkami syntetycznej formy tej witaminy, często będącej racemiczną mieszaniną odmian L- (aktywnej) i D- (nieaktywnej).
Problem niedoboru wit. C wcale nie podważa równie istotnego niedoboru tokoferoli i tokotrienoli (E). Tym bardziej że w reakcjach unieczynniających nadmiar związków wolnorodnikowych, to właśnie wit. C współpracuje z wit. E poprzez jej metaboliczną „regenerację” (wraz ubichinonem Q10 i glutationem).
Pozdrawiam.
@ Hu hu
aby zapobiec szkorbutowi, wystarczy dawka 10 mg witaminy C dziennie. Nawet Eskimosi (Inuici) nie jedzący cytrusów ani papryki, ani żadnej zieleniny nie padają jak muchy na zawał ani nie mają szkorbutu, bo ich tradycyjne pożywienie dostarcza im tej witaminy dostatecznie dużo. Mózg i wątroba foki i karibu, skóra wieloryba (muktuk), jedzone na surowo mrożone ryby, wodorosty, ptactwo morskie – wszędzie jest dużo witaminy C. Muktuk zawiera jej więcej niż cytrusy. Wszędzie, gdzie jest kolagen, można oczekiwać tej witaminy.
Dodatkowa dawka witamin z dzikich jagód (eskimoskie „lody” z jagód i tłuszczu) i daje się przeżyć całkiem zdrowo.
Jeśli się żyje tradycyjnie…
Skutki „westernizacji” diety eskimoskiej (chipsy, pizza, ciastka, słodkie napoje, frytki etc.) i jej zbliżania do fast foodu nie dają na siebie długo czekać. Otyłość, diabetes i inne choroby cywilizacyjne można tam obserwować in statu nascendi.
Wspomniałem na początku, że szkorbutowi zapobiega już dzienna dawka 10 mg wit. C. Dowiodły tego doświadczenia amerykańskie i brytyjskie. Ponadto nie stwierdzono klinicznej różnicy między osobami otrzymującymi 10 mg a traktowanymi dawką 70 mg.
6-tygodniowa suplementacja dawką 70 mg sprawiła, że w wyniku diety pozbawionej witaminy C objawy szkorbutu pojawiły się dopiero po 6-8 miesiącach.
Korelację między lekko podwyższonym poziomem witaminy C u osób zdrowych, a mniejszym ryzykiem chorób wieńcowych zauważono w jakichś badaniach, które z kolei wskazywały na odwrotną zależność (od wit. C) występowania nowotworów u mężczyzn, ale nie u kobiet…
Pożiwiom, uwidim 😉
@ 1300 gramów
Ale kto tu mówi o klinicznym szkorbucie?
Ta choroba to już objaw skrajnego rozpadu kolagenu łącznotkankowego.
Natomiast chroniczny subkliniczny „szkorbut”, czyli długoletnia degeneracja naczyń krwionośnych, jest zjawiskiem powszechnym. Niestety.
Przykład Eskimosów (Inuitów) oraz innych ludów subpolarnych akurat jest średnio trafiony – sam piszesz że w ich pierwotnej diecie askorbinianu nie brakowało (za to brakowało potraw wywołujących hiperinsulinemię…) i generalnie cieszyli się oni niezła kondycją, chociaż, ogólnie mówiąc, nie grzeszyli długowiecznością… A u Masajów i przedstawicieli ludu !Khoisan poziom wit. C w osoczu był 12 razy większy niż Europejczyków – i tam bynajmniej chorób krążenia też nie stwierdzono…
Co do raka zaś – jeden z wielu przykładów:
J Verrax, Pedro B. Calderon: „Pharmacologic contrentrations of ascorbate are achieved by parenteral administration and exhibit antitumoral effects”. PMNT Unit, Toxicology and Cancer Biology Research Group, Lovain Drug Research Institute, Universite Catholique de Louvain, Bruxelles, 2008-2009.
To były naprawdę duże dawki…
Szkorbut to był tylko przykład na ekstremalny brak witaminy C i jego konsekwencje. Skoro lansujesz tezę o zabójczym dla ludzkiego organizmu błędzie ewolucji 😉
Inuici umierali (i umierają) przed osiągnięciem wieku, w którym Europejczycy zaczynają chorować wieńcowo i dostawać zawałów, już o tym kiedyś była tu mowa.
Masajowie, lud Turkana – brak chorób chroniczno-degeneratywnych przy oczekiwanej średniej wieku 40 lat?
A Pigmeje?
Tam z kolei niski wzrost ma być winien bardzo krótkiej średniej życia…
Na Kaukazie żyją długo i zdrowo, bo jedzą jogurt, a w niektórych włoskich okolicach średnia wieku wynosi ponad 90 lat…
Dieta, geny, praca na roli, czyste środowisko, dobre kontakty międzyludzkie czy dosyć witaminy C?
A może wszystko razem?
I fakt, że młodzi tam nie umierają, bo powyjeżdżali za pracą?
Owszem, wszystko razem, tu pełna zgoda. Jeżeli w życiu osobniczym czy grupowym istnieje odpowiedni bilans czynników sprzyjających nad niekorzystnymi, to te pierwsze mogą kompensować te drugie. Dlatego „ośrodki długowieczności” (m.in. Kaukaz, Sichuan, Mandżuria, Okinawa, wybrane okolice na Bałkanach, Peloponezie i w Alpach, Andy-Vilcamamba, etc) różnią się warunkami i stylem życia tamtejszych populacji, ale „rezultat” jest podobny.
Niech zgadnę: pokłosiem naszej dyskusji o statynach sprzed 2 miechów jest tekst w akt. numerze „P” broniący ustalonego „konsensusa”, hę? Po cienkim lodzie stąpacie, Redaktorzy i mogę wam to udowodnić.
Hu hu
Też czytałam. Orędownicy i przeciwnicy statyn toczą walkę o moją duszę. Na razie biorę, mięśnie mi się jeszcze nie rozpadły. I czytam. Wniosków właściwie nie sposób wyciągnąć.
Statyny jak mniemam (jestem kompletnym laikiem) mają chronić moje naczynia krwionośne przed zatkaniem cholesterolem, a co za tym idzie przed zawałem czy wylewem. Wysoki poziom cholesterolu mam „od zawsze”. Jestem przy tym bardzo szczupła, dużo ćwiczę (rower), odżywiam się raczej bez szaleństw, prawie nie jem mięsa i nic tłustego.Tak samo inne kobiety z mojej rodziny. Mama ma 74 lata, jest sprawna i energiczna, serce zdrowe (lekarz jej ostatnio zakazał jeść masło, no czy to ma sens?). Jej siostra – 85 lat, otyła, cholesterol wysoki, serce zdrowe. Ich matka zmarła będąc po 90-tce. Nie wiem na co, ale nie na serce. Zastanawiam się, może po prostu tak mamy i ten cholesterol nam nie szkodzi?
No ale biorę te statyny, bo lekarz kazał, bo tak naucza dzisiejsza medycyna, bo może tak i trzeba? I co jakiś czas wracam do tematu na tym blogu, choć był już wałkowany. Przepraszam. Co zrobić, ciągle mam wątpliwości.
Panie doktorze, czy istnieją jakieś domowe sposoby na wrzody żołądka?
@ Pani Bożeno – uprzedzę, za pozwoleniem, odpowiedź PT Autora: co to znaczy domowy?
Oficjalnie przyczyną owrzodzeń jest Helicobacter (co nie zmienia faktu że nosicieli tej bakterii jest o wiele więcej niż faktycznie chorych) i leczenie polega na jego usunięciu antybiotykiem (najczęściej dwoma rodzajami naraz) z jednoczesnym aplikowaniem środków osłonowych. Jak radzić sobie z wrzodami przy ujemnych wynikach testu na Helicobacter (są takie przypadki) albo zapobiegać nawrotom? Nie ma jednego skutecznego zawsze i wszędzie sposobu. Wspomagająco działają różne mieszanki ziołowe, także preparaty z pojedyńczych surowców roślinnych typu mastika, krople z propolisu (uwaga na uczulonych), wyciągu z grapefruita czy oregano, balsam Szostakowskiego (vinilinum). Na temat terapii ortomolekularnej, wpływu diety, stresu i innych czynników nie będę zabierał głosu.
Hu hu
13 sierpnia o godz. 20:33
Wtrące sie. Pani Bozenie nie chodziło o zadanie pytania, a o darmowe wklejenie reklamy wlasnej firmy. (wystarczy kliknąć na „Pani Bożena”) Takie wrzutki zdarzaja sie coraz częściej na blogach, chodzi o te sama dzialalność finansową, niestety Redakcja nie reaguje. A jest to nieuczciwe w stosunku do reklamodawców płacacych za reklamy, jest to przestępstwo scigane kodeksem karnym (wyłudzenie), oraz wykroczenie skarbowe ( nie zaplacony podatek dochodowy oraz VAT od uzyskanych korzyści majątkowych).
Pozdrawiam.
No cóż, na to uwagi nie zwróciłem. Ale zakładam, @ Andrzeju52, że moja odpowiedź komuś się przyda.
Hu hu
14 sierpnia o godz. 8:58
Ja to odkryłem przypadkowo kilka miesiecy temu.
——-
Twoja odpowiedź na pewno sie komuś przyda, chocby mnie, gdyz ładnych pare lat cierpie na zgagę. Objawia sie natychmiast po zjedzeniu kromki wczorajszego chleba, czy świeżej bułki z szynką. I słabo pomaga mieta, czy tym podobne srodki.
Pozdrawiam
PS. „Pani Bożena” do teraz nie podziękowala za diagnozę.
Andrzeju,
dobrym domowym sposobem na zgagę jest żucie kilku migdałów (ze skórką, takich brązowych). Lepszym – unikanie potraw, o których wiadomo, że powodują takie reakcje.
Poza tym mniej stresu, nie leżeć po jedzeniu, spacerować.
Przyczyną zgagi bywa refluks, który może też się manifestować w postaci chrypki, odchrząkania, drażniącego kaszlu. Jeśli zjawisko się powtarza, powinien to zbadać gastrolog.
Zgaga i refluks… hm, pomijając różne ogólnie znane metody właśnie jak wspomniane migdały, spotkałem się z jeszcze jednym poglądem na naturę nadkwaśności, ale muszę go potwierdzić w innych źródłach zanim podam do publicznej wiadomości. Powiem tylko, że metoda ta wyklucza używanie jakichkolwiek „zobojętniaczy”.
Andrzeju52 – Ze zgagą walczyłem wiele lat, aż któregoś dnia totalnie zmieniłem dietę. Wszystkie pokarmy które miały właściwości fermentacji wyrzuciłem. Zacząłem odżywiać się prawie jak niemowlę, no, poza mlekiem. A więc kaszki, żadnej kawy czy herbaty, zwykła przegotowana woda ! sucha bułka, bo chleb jest fermentującym pokarmem, lekkie owoce latem. Trzeba na własnym organizmie wypróbować jakie pokarmy są dobre. Niestety trwało to ponad rok, ale zgaga została wyparta na „z góry upatrzone pozycje”
Poza tym sen, starałem się wysypiać tak, bym miał co najmniej 8 godzin snu, choć nie zawsze się coś takiego udawało. Dużo spacerów i próba mniej nerwowego dnia.
Poza tym, już na początku „leczenia” wyrzuciłem wszystkie leki, które miałem zapisane na zgagę !!
Udało się ! Czego i Tobie życzę !
Panowie.
Bardzo dziękuje za rady.
O migdalach zapomnialem, chociaz pomagały.
Spacery. Ruszam sie na okrągło pracując 11-12 godzin dziennie, a w niedziele przemierzamy trasę ok 8 km szybkim marszem, lub jedziemy w góry a tam 12-15 km.
Stres. Chyba że podświadomy, nie denerwują mnie rózne nieprzewidziane sytuacje.
Sen. Z tymi osmioma godzinami snu może być gorzej, spie ok 7 godzin.
Dieta. z tym bedzie najtrudniej, decyduje „lepsza połowka”. Ale na szczęście, wiem mniej więcej jakie potrawy mi szkodzą. Kawy od pewnego czasu nie pije, ale z innego powodu.
Lekarstwa rzeczywiście nie pomagaja. Nie używam.
Pozdrawiam.
Andrzeju52 – jeśli spacer to spokojnie. Żołądek nie znosi wstrząsów będąc w stanie zgagi i refluksu ( On chce, by obchodzić się z nim delikatnie. Musi poczuć się komfortowo, zresztą Ty także.
Jawi się nam okazja do porozmawiania o hormonach przewodu pokarmowego. O ile bowiem „osiowe” endosekrety są czymś, co z grubsza znamy, o tyle kto wie coś – bez korzystania z wiadomego źródła na G i W – na temat gastryny, motyliny, sekretyny czy cholecystokininy?
Przykład: najpopularniejsze obecnie preparaty hamujące wydzielanie HCl w żołądku, czyli IPP, powodują wzrost wydzielania gastryny. Ponieważ jest to hormon aktywujący mechanizmy proliferacyjne, prowadzi to do wniosku, że IPP mogą zwiększać ryzyko nowotworzenia, a także maskowania objawów związanych z rakowaceniem (na pewno zaś zwiększają zapadalność na obturacyjną chorobę płuc i osteoporozę).
Ponieważ pod aktualnym wpisem nie ma okienka komentarzowego, zadam pytanie odnośne: czy jest Panu lub komukolwiek wiadomo, aby te i inne zabiegi z zakresu First Aid były obowiązkowe do przyuczenia w aktualnym programie szkolnym?
Rękoczyn Heimlicha?
Dlaczego nie chwyt, manewr, metoda?
Bardzo skuteczna i przydatna metoda, i dobrze jest ją znać, ale nazywać tak brutalnie? 🙄
Następny temat:
Masturbacja – rękoczyn czy rękodzieło? 😉
@ 1300 gramów – może to niezręczne nazewnictwo, ale czy ma akurat znaczenie?
Rękoczyn czy nie, warto znać różne metody by uratować czasami życie drugiemu.
Uważam, że lepiej znać wiele różnych metod ratowania niż bezmyślnie przypatrywać się i obserwować, jak człowiek się dusi.
Nauki nigdy dość – w każdym wieku.
Dziękuję serdecznie za ten wpis!