Mołojecka fantazja nad stołem sekcyjnym. Podsumowanie wątku.
Kiedy zderzak Twojego samochodu dotyka do czyjejś nogi, albo czyjegoś samochodu, by w ciągu następnych milisekund tego kogoś unicestwić, to nie jest to działanie przeciwko wstrętnemu państwu, ale – konkretnej, zazwyczaj nieznanej osobie. Nie wydaje mi się, żeby autorzy komentarzy potępiających fotoradary (a niekiedy kontrolę prędkości w ogóle) byli łaskawi zastanowić się nad tą kwestią.
Poglądy zaprezentowane w dyskusji nad poprzednim wpisem wydają mi się odzwierciedlać sposób myślenia wielu kierowców. Niegdysiejsze doświadczenia z dyżurów w karetce reanimacyjnej i te świeże – z tras po naszym pięknym kraju ( 45-50 tys. km rocznie, zatrzymuję się przy każdym wypadku, przy którym nie ma karetki, wożę specjalną apteczkę) są dosyć jednoznaczne.
Zacznijmy od komentarzy typu „co naprawdę zabija?”. Pan Tanaka przedstawił bardzo dokładną analizę przyczyn wypadków drogowych. Jest tylko jedno nieporozumienie. To nie jest analiza skutków. Kiedy wypadek już się wydarzy, to jego skutki nie będą takie same, gdy prędkość uderzenia w kogoś, lub coś wyniesie 25 km/h i 70 km/h. Oczywiście, prędkość uderzenia jest zazwyczaj niższa od prędkości jazdy tuż przed wypadkiem, bo uderzenie najczęściej poprzedzone jest hamowaniem. Zaś rozmiar dramatu zależy w dużej mierze właśnie od tego, ile pozostanie z początkowej prędkości. Świetnie opisał Pan to na początku swojego komentarza i znakomicie to widać na sekcji sądowo-lekarskiej.
Zastanawiam się również, jak zareaguje Pan sam, jeżeli dowie się kiedyś, że lubiana przez niego osoba zginęła, lub została inwalidą, bo ktoś uważał, że kluczem do jego sukcesu jest szybka jazda. Ciekawe jest również Pana stwierdzenie, że państwo nie może wymagać dyscypliny dopóki nie poprawi dróg. Czy to znaczy, że może Pan jechać przez wioskę 120 km/h, dopóki nie będzie Pan mógł ominąć jej obwodnicą?
Mam również fatalną wiadomość dla Pana baldena: takich – jak Pan to nazwał – państw policyjnych, gdzie o niebezpiecznym stylu jazdy zawiadomią policję pozostali użytkownicy drogi, jest sporo również w Europie. Myślą bardzo prosto: przecież za chwilę ten gość może spowodować wypadek, w którym ucierpi mój bliski lub znajomy (większość ludzi na co dzień podróżuje na niewielkie odległości). To jest forma prostej samoobrony własnego stada.
Już prawie na koniec – jeden delikatny szczegół: żaden z dyskutantów deprecjonujących sens stawiania fotoradarów nie wspomniał o tym, że zapewne nie jest entuzjastą przestrzegania ograniczeń prędkości. Dedukuję tak, bo w przeciwnym przypadku problem kontroli prędkości byłby dla Panów nieistotny.
Nikt normalny nie wyjeżdża na drogę z planem, by zostać mordercą, a tym bardziej – ofiarą., ale też niepokojąco wielu ludzi nie pamięta o tym, że taka możliwość w ogóle istnieje. Ten niewyobrażalny brak wyobraźni i pokory jest podstawową przyczyną wielu tragedii na drogach.
Komentarze
@ Szanowny Autor
Za moich czasow w USA ustanowiono maksymalny limit predkosci na 55 mph (dobuble nickel) czyli ok. 90 km/godz ze szalachetna motywacja, ze ograniczy ilosc wypadkow drogowych, a juz na pewno – smiertelnych, najwazniejsza przyczyna byl jednak kryzys paliwowy. W 1987 roku powrocono do standardu, tj. ograniczenia predkosci przez poszczegolne stany i – nic sie nie stalo. Przeciwnie, ilosc smiertelnych wypadkow sie zmniejszyla. Obroncy limitow predkosci przypisuja to zwiekszonym bezpieczenstwie samochodow (pasy, poduszki), ale to taki mialki argument.
W Polsce problem stanowia drogi, piesi oraz rowerzysci. Zbyt malo jest drog wydzielonych (autostrad), na ktore piesi nie maja wstepu. Piesi i rowerzysci poruszaja sie tak, jakby droga nalezala do nich, a przy tym bez grosza wyobrazni. Ostatnio bylem w Polsce, spieszony, przez dwa miesiace, to widzialem jakie piesi i rowerzysci robia numery. Odziani na buro o zmroku sa niewidoczni dla kierowcy do ostatniej chwili. Nikomu nie przychodzi do glowy by nakleic pasy odblaskowe na zewnetrzna odziez, albo rozejrzec sie przed wejsciem na droge. Brak wyobrazni, ale ze strony pieszych i rowerzystow. Bez wzgledu na limit szybkosci, samochod porusza sie co najmniej kilka razy szybciej niz pieszy, plus masa – wszystko przeklada sie na energie uderzenia. A piesi sa jak barany, nie rozumieja tego, ze samochod nie zatrzyma sie natychmiast, bo w zaleznosci od masy i predkosci ma okreslona droge hamowania. Dlatego tez bezmyslne ograniczenia predkosci i fotoradary niczego nie zmienia. Nalezy zaczac od stanu drog, oswietlenia i edukacji – zarowno pieszych, jak i kierowcow.
Polska ma jeden z najbardziej skomplikowanych systemow egzaminacyjnych na prawo jazdy na swiecie. I jak to pomaga? Ano nijak. Trzeba zadbac o stan drog, a potem czepiac sie kierowcow. Polskie drogi dostosowane sa do jazdy furmankami (nowoczesnymi – na gumowych kolach), ale nie do jazdy samochodem. To meka. W USA niejednokrotnie zdarzylo mi sie przemierzyc tysiac kilometrow w jeden dzien, ze zmeczeniem, ale bezpiecznie, w Polsce to w ogole niemozliwe – ze wzgledu na stan drog.
Wiec, jak mowimy o bezpieczenstwie, zacznijmy najpierw wymagac od rzadu, a potem dopiero od kierowcow. Na razie stosunek panstwa do kierowcow nie zmienil sie od lat siedemdziesiatych – sa bogaci, niech placa za wszystko. I placa, ale jak przeklada sie to na bezpieczenstwo na drogach?
Pozdrawiam.
Werbalista 30 stycznia o godz. 7:05 pisze:
„@ Szanowny Autor
bezmyslne ograniczenia predkosci i fotoradary niczego nie zmienia. Nalezy zaczac od stanu drog, oswietlenia i edukacji – zarowno pieszych, jak i kierowcow.”
Dokładnie. Zastanawia mnie, jak inteligentny i wykształcony człowiek, jakim bez wątpienia jest Autor bloga, może mylić skutki z przyczynami. Panie Autorze, proste pytanie: co NAPRAWDĘ ratuje życie:
1. fotoradary
2. chodniki lub pobocza, kładki dla pieszych, bezkolizyjne skrzyżowania, dwujezdniowe drogi, dobre oświetlenie dróg, edukacja pieszych i rowerzystów, a nie tylko kierowców
Proszę bardzo, odpowiedź 1 czy 2?
A kwestia rowerzystów i pieszych w kamuflażu ninja to zupełnie osobna sprawa…
Szanowni Kierowcy.
Wiem jedno – każdego pijanego kierowcę należy traktować, jak zamachowca. To są mordercy; nie sprawcy nieszczęśliwych wypadków. I nie chodzi o kogoś, kto wypił małe piwo albo lampkę wina przy obiedzie. Chodzi o rzesze ludzi z trudem trzymających się na nogach, za to z desperacką pewnością trzymających kierownicę. Zero tolerancji – sądzić, jak pospolitego mordercę. Za kilka lat pomoże.
@jaruta
temu nikt nie zaprzecza. Ale…
@Autor
Pan, jak i wielu innych obrońców fotoradarów, uważa wszystkich kierowców za wariatów i morderców – to właśnie wynika ze sposobu, w jaki Pan opisuje skutki wypadków. Tymczasem ja, jak większość przeciwników fotoradarów, jestem za bezpieczeństwem na drogach.
Jeżdżę od 30 lat, właśnie w styczniu mija rocznica. Zjechałem pół Polski. Widziałem chyba wszystko: wariatów i/albo idiotów na drogach, ba, na uliczkach osiedlowych. Pijanych i nieoświetlonych pieszych i rowerzystów. Policjantów łamiących przepisy drogowe. Bez sensu ustawione znaki ograniczenia prędkości.
Widziałem też, jak zmieniają się i poprawiają drogi, szczególnie ostatnio. I jak dzięki tym zmianom poprawia się bezpieczeństwo. Tyle, że mnóstwo zostało jeszcze do zrobienia. Zależy mi na bezpieczeństwie, tym bardziej, że wożę dziecko. I dlatego właśnie każdą złotówkę wydaną na fotoradary, zamiast na poprawę organizacji ruchu uważam za zbrodniczo wywaloną do kosza. A raczej do skarbonki Ministerstwa Skarbu.
Żeby uzupełnić obraz intencji prawodawców, chcących nam zrobić dobrze fotoradarami, dodam to: wszyscy, których dane w Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców (CEPiK – system automatycznego wystawiania mandatów ma się opierać na tej bazie danych) są utajnione, czyli politycy, sędziowie, prokuratorzy, policjanci – mandatów nie dostaną. Niezależnie od powodów, dla których złamali przepisy. To dobitnie świadczy o chęci strzyżenia owieczek, a nie zapewniania bezpieczeństwa.
I jeszcze link:
http://lublin.gazeta.pl/lublin/1,35640,13314150,Tajniacy_w_mondeo_jak_drogowi_piraci__ale_w_slusznej.html#MT
@Werbalista
Polecam zapoznanie się z linkiem http://dlakierowcow.policja.pl/download/15/90806/Segregator1.pdf . To jest analiza statystyczna wypadków w 2011 roku. Wynika z niej, że rowerzyści spowodowali 5,8% wypadków, a piesi 10,9%, kierowcy samochodów natomiast 76,3%. Tak więc trudno uznać ich za podstawową przyczynę wypadków na polskich drogach. Od kiedy jeżdżę samochodem nie zdarzyło mi się żeby rowerzysta mi wyjechał na czołówkę, natomiast już kilka razy hamowałem awaryjnie i oceniałem głębokość rowu widząc auto jadące z przeciwka po moim pasie. Że rowerzyści potrafią podnieść ciśnienie pojawiając się nagle znikąd w trybie stealth, to fakt (który zaobserwowałem zarówno zza kierownicy samochodu i roweru), ale trochę inna sprawa.
„Polska ma jeden z najbardziej skomplikowanych systemow egzaminacyjnych na prawo jazdy na swiecie. I jak to pomaga? Ano nijak”
A jak ma pomóc, kiedy szkolenie polega na opanowaniu „strefy egzaminowania” i zapamiętaniu istniejących tam zatartych linii i niewidocznych znaków drogowych. Ja na przykład wyprzedzania na jednojezdniówce nauczyłem się obserwując jak prowadzi kolega z pracy i oglądając filmy instruktażowe.
@tajniacy w mondeo
Że państwo sobie strzela w kolano to fakt. I bardzo kiepski piar dla jakiejkolwiek próby wymuszenia przestrzegania przepisów na drogach.
Złośliwie wybrany cytat z wypowiedzi o braku wyobraźni niezmotoryzowanych: „A piesi sa jak barany, nie rozumieja tego, że samochod nie zatrzyma sie natychmiast, bo w zaleznosci od masy i predkosci ma okreslona droge hamowania. Dlatego tez bezmyslne ograniczenia predkosci i fotoradary niczego nie zmienia.”
Pierwsze zdanie przeczy drugiemu, nawet z zachowaniem słowa „bezmyslne”.
Nie tylko piesi, ale i siedzący za kółkiem również powinni wiedzieć, że samochod nie zatrzyma sie natychmiast ….
Pickard
30 stycznia o godz. 8:48
Z pewnością punkt nr 2.
Ale skoro punkt drugi nie jest zrealizowany, to trzeba się opierać na punkcie nr 1.
Nie ma innego wyjścia. Bezpieczeństwo zwykłych ludzi jest istotniejsze od dobrego samopoczucia kierowców, którzy lubią depnąć.
Jeśli ma Pan wątpliwości, proszę zapytać mieszkańcow małych miejscowości, z jaką prędkością kierowcy powinni przejeżdżać obok ich domów. Nie sądzę, by chcieli na własnej skórze ponosić konsekwencje braku obwodnic i chodników.
Co oczywiście nie usprawiedliwia zaniedbań w infrastrukturze.
Jest dziadostwo, ale fotoradary lepsze niż nic. Bo to nie jest niestety tak, że jak się zrezyguje z fotoradarów, to stan dróg się poprawi.
Kiedyś kierowca w dzikim pędzie przejechał mi po płaszczu. Przechodziłam przez przejście dla pieszych na zielonym świetle. Mnie się udało, ale trzasnął w dziewczynę, która szła za mną. Odjechał, a rwetes był duży i nikt na jego rejestrację nie popatrzył. Sygnalizacja nie pomogła. Gdyby obok był fotoradar, to namierzyliby tego ***.
@ Pickard
30 stycznia o godz. 10:38
Absolutnie sie zgadzam. Fotoradary, to system strzyzenia owiec, nie majacy nic wpolnego z bezpieczenstwem na drogach. Wypadki zdarzaja sie wszedzie, szczegolnie przy uzyciu maszyn (nie ma znaczenia jakich). Idea jest to, by zapewnic w miare bezpieczne obslugiwanie tych maszyn, czy to bezie frezarka, czy samochod. Kontrole i akcje tu nie pomoga, tylko ksztalcenie i poprawa ogolnych warunkow bezpieczenstwa.
@ divak2
30 stycznia o godz. 10:56
Szanowny Komentator pisze o statystykach, gdy tymczasem w kolizji samochodu z pieszym, w swietle przepisow, kierowca jest winny w 100 procentach, bo mowia, ze pieszy zawsze ma pierwszenstwo i odpowiedzialnosc zawsze spoczywa na kierowcy, gdy nie potrafil uniknac wypadku z pieszym. Ogolnie – przepisy stanowia tak, ze kierowca ponosi calkowita odpowiedzialnosc za wypadek, bo w koncu, ma prowadzic tak zeby do wypadku nie doszlo. Ale wypadki maja miejsce, moment nieuwagi, wtargniecie przechodnia na ulice, niespodziewany manewr samochodu jadacego przede mna. To nie do unikniecia. Nie da sie calkowicie uniknac wypadkow. Tak samochodowych, jak i kazdych innych. Chodzi tylko, aby to zminimalizowac. Temu sluza przepisy ruchu drogowego, znaki, swiatla i kontrole policyjne. Tyle, ze glupota jest tworzenie z kontroli zrodla dochodu. To sluzy tylko antagonizacji kierowcow wzgledem policjantow.
Dawno, dawno temu istnialo w moim stanie cos takiego, co sie nazywalo Courtesy Patrol (obecnie State Patrol). Zadaniem tej sluzby byla pomoc kierowcom, choc miala rowniez upowaznienia policji. Glownym zadaniem jednak bylo pouczanie kierowcow, a nie karanie ich mandatami. Dlatego nikt sie nie bal Courtesy Patrol, bo nie chodzilo o sankcje, tylko o edukacje. I taka powinna byc rola drogowki – przede wszystkim pouczac, w ostatecznosci – karac. Ale w Polsce (u mnie tez) najczesciej chodzi o to zeby kogos „zlapac”. Co jest idiotyzmem, bo automatycznie tworzy antagonistyczna sytuacje. Policja nie ma byc od karania i zastawiania pulapek. Policja ma byc od utrzymywania porzadku publicznego – w tym na drogach. Fotoradary sa tego najlepszym przykladem. Przeciez tez moge ustawic kamere przed Komenda Glowna policji i filmowac wszystkich wchodzacych i wychodzacych. Przestrzen publiczna. Ciekawe na jak dlugo pozwolono by mi na taki eksperyment. Choc nie jest to wbrew prawu, to sadze, ze paragraf na to szybko by sie znalazl.
W konkluzji, zastosowanie systemu fotoradarow, to tylko wielka manipulacja, aby wyciagnac pieniadze od spoleczenstwa. Minister Nowak, ktory jest takim proponentem owych kamer, to ten sam, ktory dopuscil do strajku na kolei, pozbawiajac setki tysiecy ludzi mozliwosci dojazdu do pracy.
Jednym slowem – wielka sciema. Poprawa bezpieczenstwa na drogach, to przede wszystkim edukacja, po drugie – praca drogowki, ale nie na zasadzie czepiania sie braku trojkata, badz przeterminowanej gasnicy (nb. nie mam ani jednego, ani drugiego – nie jest to wymagane). Wlasnie takie pierdoly to woda na mlyn policji. Po co sie sprezac i zatrzymac wariata przekraczajacego bezpieczna szybkosc, jak mozna spokojnie i bez wysilku wystawic mandaty za parkowanie, brak gasnicy, czy trojkata. Norme sie wyrobi.
W cywilizowanych krajach tak nie ma. Albo sie jedzie bezpiecznie, albo nie. Niebezpieczna jazda – mandat. A i tak wypadki sie zdarzaja. Tyle, ze mniej jest dzialan pozornych ze strony panstwa i policji.
Pozdrawiam.
jaruta
30 stycznia o godz. 10:18
Masz absolutną rację. Do tego powinien być przepadek samochodu, jako narzędzia popełnienia przestępstwa. Jeśli pijak miał auto na spółkę z żoną, to niech ją spłaca, albo niech ona regres do niego w sądzie zgłasza. Zresztą, jeśli ktoś spali dom, albo rozbije swój telewizor, to jego rodzina jest tak samo poszkodowana jego postępowaniem, więc to bez znaczenia.
Jeśli auto było firmy, albo pożyczone – niech spłaca tego, do kogo należało, albo płaci Skarbowi Państwa „wykup”. Krótka piłka.
Jazda po pijanemu powinna wreszcie być karana. Powinna bardzo drogo kosztować, tak, żeby przestępcę bolało.
Werbalista 30 stycznia o godz. 12:00 pisze:
„Wypadki zdarzaja sie wszedzie, szczegolnie przy uzyciu maszyn (nie ma znaczenia jakich). Idea jest to, by zapewnic w miare bezpieczne obslugiwanie tych maszyn, czy to bezie frezarka (..)”
Dokładnie na tym polega istota systemu Six Sigma. Proces układa się tak, żeby na każdym jego etapie, od początku do końca, zapewnić jakość i bezpieczeństwo, a nie sprawdzać na końcu, czy rezultaty są dobre czy złe. Czy w stanowieniu prawa drogowego nie można posłużyć się wypróbowaną metodologią, tą dobrą, a nie tą nieskuteczną i przestarzałą?
I jeszcze żeby nie było: nie bronię kierowców jako takich. Codziennie spotykam na drogach kierowców, których mam ochotę zadusić gołymi rękami za głupotę i brak wyobraźni. Ale teoretycznie łatwe rozwiązania zdążające do ograniczenia prędkości do jakichś 5km/h (można kogoś zabić nawet przy 25km/h) to pozornie łatwa droga donikąd.
Nie dajmy się zwariować histerycznym populistom, nazywających wszystkich kierowców od wariatów i morderców.
Alla 30 stycznia o godz. 11:51 pisze
„Pickard
30 stycznia o godz. 8:48
Z pewnością punkt nr 2.
Ale skoro punkt drugi nie jest zrealizowany, to trzeba się opierać na punkcie nr 1.”
Nope. Trzeba wymagać na władzuchnie realizację p.1.
Tak, zgadzam się, że są miejsca, gdzie stałe (za pomocą fotoradarów) pilnowanie przestrzegania limitów prędkości są potrzebne. Ale ileż ja widziałem ograniczeń postawionych zupełnie od czapy. Zero racjonalnego uzasadnienia, z wyjątkiem chęci złupienia mandatów. Jako obywatele, nie możemy się godzić na to, żeby władza nas za przeproszeniem dymała fotoradarami, zamiast budować drogi. To podstawa społeczeństwa obywatelskiego.
al 30 stycznia o godz. 11:35 pisze
Złośliwie wybrany cytat z wypowiedzi o braku wyobraźni niezmotoryzowanych: „A piesi sa jak barany, nie rozumieja tego, że samochod nie zatrzyma sie natychmiast, bo w zaleznosci od masy i predkosci ma okreslona droge hamowania. Dlatego tez bezmyslne ograniczenia predkosci i fotoradary niczego nie zmienia.”
Pierwsze zdanie przeczy drugiemu, nawet z zachowaniem słowa „bezmyslne”.
OK, sytuacja wzięta z życia. Jedziesz 25km/h, dużo poniżej maksymalnej dozwolonej prędkości. Pieszy wchodzi ci z chodnika prosto pod maskę. Nie ma fizycznej możliwości zatrzymania się. Zabijasz go albo powodujesz ciężkie urazy. Myślisz, że to mało spotykane? Jeśli tak, to mało jeździsz.
E-du-kac-ja. A Twój argument jest inwalidą.
Najbardziej podobają mi się argumenty typu: wpierw zbudować dobre drogi, a potem ograniczać prędkość i stawiać radary. A dopóki drogi są jakie są, jeździć ile się da wyciągnąć z tych kopcących gratów. Polacy to urodzeni logicy.
PS. Polacy nie przyjmują do wiadomości, że, prawie, na całym świecie, a w krajach cywilizowanych na pewno, większość ludzi przestrzega przepisów drogowych. W tym ograniczeń prędkości. Które to ograniczenia są wszędzie. I nikomu nie przyszłoby do głowy podnosić rwetes przeciwko narzędziom służącym do egzekwowania prawa.
W sytuacji pieszego „barana” np. dziecka wchodzącego bezmyślnie na jezdnię, prędkość nadjeżdżającego samochodu ma istotne znaczenie.
Prawdopodobieństwo śmierci na miejscu przy prędkości pojazdu 30 km/h osiąga rząd 10 procent. Ale kolizja przy prędkości 55 km/h daje 80-procentowe prawdopodobieństwo zabicia pieszego, a już na 100 procent ciężkiego zranienia.
Dlatego wcale nie dziwi na Zachodzie tendencja wprowadzania w centrach miast i na osiedlowych uliczkach generalnego ograniczenia prędkości do 30 km/h. Po początkowych sarkaniach kierowcy zaakceptowali te ograniczenia i po prostu jeżdżą ostrożnie. Przy tej prędkości szansa szybkiej reakcji i wyhamowania w porę jest chyba zrozumiała dla wszystkich.
Okazało się ponadto, że likwidacja oznakowanych przejść dla pieszych (zebry) zmniejszyła w takich strefach liczbę kolizji między pieszymi i pojazdami, bo teraz uważają wszyscy, zarówno kierowcy na jezdni jak i piesi przechodzący przez ulicę, i nikt się nie czuje świętą krową.
mieszkam od 30 lat poza PL i czasami tu jestem i widze kulture jazdy Polakow, ktora poprawia sie, pieszych ktorzy tez zaczynaja chodzic poboczem ubrani w cos bialego, szczegolnie po dyskotekach wiejskich, jest wiecej dobrych drog, lepiej oznakowanych, sa wiec postepy, nie ma niestety poprawy zachowania policjantow wobec kierowcow, ktorzy po wyjezdzie na patrol dostawali i dostaja pewna ilosc mandatow jaka musza „sprzedac’, drogi podrzedne sa tak samo zle jak zawsze dostosowane do furmanek nie samochodow, aczkolwiek i tu jest poprawa, z drugiej strony bezmyslnie poustawiane znaki drogowe, jakies nowe z ciaglymi zakazami, oznakowane fatalnie z ograniczeniem predkosci do 20km/h przy ktorych stoi policja i lapie, nawet sami przyznaja szczerze ze sobie dorabiaja i jak tu nie placic im w lape mniej, skoro mandat jest o polowe wiekszy
autor tego bloga jezdzi duzo po kraju i jakos nie widzi czarno ubranych pieszych i rowerzystow, brak poboczy, brak dwujezdniowych drog,, skrzyzowania bez swiatel, brak dobrze widocznych drogowskazow, brak na tyle inteligentnych i wyksztalconych policjantow ze skoro wstawia mandat musz poinformowac ze nie podpisanie i nie przyjecie skutkuje sprawa sadowa a nie po wszystkim kiedy czlowiek taki mandat podpisze mowia ze moj podpis to zgoda na mandat i zgoda ze jakies wykroczenie popelnilem
coz ale Polska zawsze slynela w swiecie z balaganu, braku przestrzegania prawa, wyludzen w mundurze reprezentanta panstwa Polskiego, Polacy zle sie rzadza od zawsze nie potrafili obronic swojej niepodleglosci a teraz od 23 lat pokazuje na co ich wlasciewie stac…
smuci mnie ze Niemcy po zjednoczeniu i wyrownaniu poziomu w obu czesciach moze za 20, za 30 lat zaczna stawiac sobie inne cele, inne zadania kierujac swoj wzrok na ziemie pod administracja Polski i to moze byc powazna rzecz nad ktora nikt nie zastanawia sie w PL jak zawsze i od zawsze. Nic nie jest dane na zawsze, nic nie jest ustalone na stale, ktos zapyta sie, co wy zrobiliscie z tym co wam dano?
@ Pickard
Może mój wpis nie jest czytelny. O co mi chodziło miało wynikac z ostatniego zdania „Nie tylko piesi, ale i siedzący za kółkiem również powinni wiedzieć, że samochod nie zatrzyma sie natychmiast ….”
to był komentarz do cytatu obwiniającego tylko pieszych.
Pickardzie, po co wycieczki osobiste?
P.S. Jeżdżę ponad 30 lat, w kraju i zagranicą, codziennie, no prawie codziennie (czasami jestem na L4 lub na urlopie).
Wszyscy znowu mają słuszną rację, ale… znów magiczne ALE! (nie mylić z piwem). Pan Werbalista chyba zauważył, że w USA drogi idą przez bezdroża a nawet jak wchodzą do miast to są tranzytowe. W Polsce jest sui generis odwrotnie. Wina rządu i samorządów? Tak, tyle że aby nowa droga, obwodnica, czy „hajłej” powstała trzeba ją umieścić gdzieś fizycznie. Ale w kraju o nazwie Polska układ osadniczy (moja nazwa, uproszczona: można ja nazwać siecią zabudowania czy coś podobie tego) jest taki, że gdzie nie splunąć, obojętnie czy na wsiach (village), przedmieściach (suburbia, downtown) nie mówiąc o starych centrach miast i blokowiskach (to rzecz za Kałużą nieznana; wyjątki – patrz: Radiant City), mamy jakąś posesję, obojętnie czy z domem wzniesionym 100 lat temu, czy dopiero się budującym. Bierzemy się za wysiedlenia? Zdrowia życzę. Ja bym się nie dał za chińskiego boga. Było 20 lat temu – i to był ostatni dzwonek – ustalać: gdzie są tereny wyłączone z zabudowy i towarzyszącej infrastruktury, w perspektywie budowy tras samochodowych. Teraz to keczup po frytkach.
@Werbalista
To może napisz co się robi w mitycznych USA z kierowcami przekraczającymi prędkość , zwłaszcza notorycznie.
Skoro mowa w statystykach o wypadkach z winy pieszych i rowerzystów , to w jaki sposób kierowca ponosi w 100% winę za spowodowanie wypadków z ich udziałem, szanowny Komentatorze, zastanów się co piszesz? No i nie opowiadaj o zagrożeniu powodowanym przez pieszych i rowerzystów, przecież ich masa i prędkość są znikome w porównaniu z samochodowymi.
@ divak2
30 stycznia o godz. 21:49
Sluze odpowiedzia. USA nie sa mityczne. Taki sam kraj, jak kazdy inny, tylko moze o 100 procent lepszy.
Za przekraczanie predkosci dostaje sie mandaty oraz punkty. Np. za przekroczenie predkosci o ponad 10 mph (tj. 16 km na godz.) dostaje sie dosc dotkliwy manadat oraz 4 punkty, ktore na ogol udaje sie w sadzie zbic o polowe, tj. 2 punkty. Kierowca w moim stanie ma 12 mozliwych punktow na rok i 18 na dwa lata. przekroczenie ilosci tych punktow skutkuje odebraniem prawa jazdy, do czasu gdy liczba punktow nie spadnie z rejestru. Jazda po pijanemu skutkuje automatycznym odebraniem prawa jazdy. Kamery tez sa i „lapia” przekroczenia takie jak przejechanie na czerwonym swietle oraz przekroczenie predkosci. Mandaty sie za to sypia, ale juz nie punkty, bo amerykanskie prawo przewiduje, ze oskarzyciela (prawo karne – policjanta) oskarzony ma prawo przesluchac przed sadem. Kamera to nie oskazyciel, wiec stan kasuje za przekroczenie szybkosci, ale w trybie prawa cywilnego. Ja wiem, ze to skomplikowane, ale – prosze mi uwierzyc na slowo, ze tak jest. Czyli grzywne trzeba zaplacic, bez wzgledu na to, kto prowadzil. Wlasciciel samochodu jest odpowiedzialny – ale tylko za grzywne. Moze sie z tego wymigac tylko, jesli poda, kto byl faktycznie kierowca, ale wtedy sprawa trafi do sadu – wlasciciel samochodu oraz kierowca straca mnostwo czasu, grzywna pozostanie ta sama, a kierowca moze jeszcze „zarobic” punkty, jesli prokurator bedzie zlosliwy.
Wypadki z udzialem pieszych sa niezmiernie rzadkie, ale niestety, tak jak napisalem, jesli policja nie stwierdzi proby samobojstwa, to odpowiada kierowca w 100 procentach. Nie pomoga zadne tlumaczenia. Przepisy mowia wyraznie, ze pieszy ma absolutne pierwszenstwo, a kierowcy musza jezdzic tak, aby nigdy nie doszlo do potracenia pieszego. Od 30 lat chodze do sadow i w tym czasie tylko jeden raz spotkalem sie z przypadkiem, ze pieszego uznano winnym spowodowania wypadku. Byl pijany i po prostu zatoczyl sie na jezdnie, wprost pod samochod. Przypuszczam, ze gdyby byl trzezwy, to za winnego uznaliby kierowce.
W Ameryce dosc latwo jest zachowac dozwolona predkosc, bo przepisy ustalone sa dosc logicznie. Najnizsza dozwolona predkosc w terenie zabudowanym, mieszkalnym (to troche inne pojecie, niz w Polsce) to ok. 40 kmh. Na terenie zabudowanym, z budowa mieszana, tj. tam, gdzie stoja biurowce, a domow mieszkalnych nie ma, predkosc ograniczona jest od 50 do 55 kmph. Poza tym – to juz zalezy od drogi i gminy. Maksymalna predkosc na autostradzie to 120 kmph, chociaz i tak jezdzi sie szybciej, bo autostrady byly budowane z tolerancja jazdy z predkoscia co najmniej 150 kmph. Ale to juz zalezy od warunkow; pory dnia, pogody, ruchu, itp.
Co jest zmora, to fakt, ze drogi maja ciagle jakies ograniczenia dodatkowe, bo przez caly czas sa remontowane, badz przebudowywane. Denerwujace to, ale zrozumiale, bo jezdzi sie po nich coraz lepiej. W Polsce tego nie zauwazylem.
Mam nadzieje, ze odpowiedzialem na zadane pytanie.
Pozdrawiam.
@Werbalista
No więc kwestia winy pieszych wygląda inaczej niż w USA. Wystarczy wejść na jezdnię w miejscu, gdzie nie jest to dozwolone (generalnie poza przejściem dla pieszych i strefą zamieszkania). Jeśli dojdzie do potrącenia, to oczywiście bywa podnoszona kwestia, czy kierowca mógł mimo wszystko (np casus śmiertelnego potrącenia pijanego kibica w Zielonej Górze przez samochód policyjny, co doprowadziło do zamieszek) uniknąć wypadku, ale generalnie orzecznictwo nie jest jednolite w tego rodzaju przypadkach. Z kolei rowerzysta jadący po jezdni ma się zachowywać tak jak kierowca – jechać po prawej, sygnalizować manewry i mieć światła jeśli potrzeba, przestrzegać zasad pierwszeństwa, znaków itd., jak również nie przejeżdżać po przejściach dla pieszych z chodnika na chodnik (zmora). Jeśli nie spełnia któregoś z tych warunków i spowoduje wypadek, to jest winny. Więc. A że ludzie czasami łażą i jeżdżą rowerem bez żadnego pomyślunku, to mamy te w sumie 15% w statystykach.
A fotoradary? Nie jestem drogowym świętoszkiem, ale jeszcze żadnego mandatu z fotoradaru nie dostałem. Niedawno jechałem DK5 na północ od Wrocławia – „kukułki” stały tam w miejscach absolutnie racjonalnych – ta droga prowadzi przez wszystkie wioski (Dąbrówki, Kaczkowa, rynek w Bojanowie) po kolei i ktoś kto chce tam jechać 100 km/h ma dzwon „w zamiarze ewentualnym”, a o fotoradarach informują znaki ileśtamset metrów wcześniej. Podobnie na DK8 tym razem na południe od Wrocławia – taka jednojezdniowa droga z obciążeniem na autostradę – i tam na drodze ciężarówek zasuwających do Czech w niepozornej miejscowości Łagiewniki stoi sobie skrzyżowanie ze światłami. Przez które nigdy nie udało mi się przejechać bez zatrzymywania. Więc udawanie, że to jest autostrada może się źle skończyć. Oczywiście, to są archaiczne rozwiązania drogowe, ale póki co nie ma innych. Fotoradar zaskoczył mnie raz – taki przenośny ustawiony tuż za zakrętem. Co jakby potwierdza nie do końca czyste intencje radarowców. Przejechałem koło niego za szybko, ale zdjęcia nie dostałem.
Jest jeszcze jedna różnica, jak chcesz porównywać Stany z Polską. Tam jest średnia gęstość zaludnienia 34osoby/km2 a tu 123os/km2. Co prowadzi do zjawiska opisanego przez „?”.
divak2 pise30 stycznia o godz. 21:49
„nie opowiadaj o zagrożeniu powodowanym przez pieszych i rowerzystów, przecież ich masa i prędkość są znikome w porównaniu z samochodowymi.”
Mon Dieu, c’est pas vrai. Co ma masa i prędkość do przyczynienia się do wypadku? Chyba tylko głupotę i brak wyobraźni pieszych i rowerzystów. I tu znów kłania się edukacja. Spasi Boh, jeśli jakiś kretyn nie zdaje sobie sprawy, że samochód nie jest w stanie zatrzymać się w miejscu, to jest wina kierowcy? No z całym należnym szacunkiem dla każdej żywej istoty. Ale seriously? Nie próbujmy zrobić z Polaków narodu idiotów.
werbalista: „Wiec, jak mowimy o bezpieczenstwie, zacznijmy najpierw wymagac od rzadu, a potem dopiero od kierowcow. Na razie stosunek panstwa do kierowcow nie zmienil sie od lat siedemdziesiatych – sa bogaci, niech placa za wszystko. I placa, ale jak przeklada sie to na bezpieczenstwo na drogach?”
Rozumiem ze jak drogi sa do du… to mozna na nich rznac spokojnie 150 kilometrow na godzine? I poniewaz owe drogi nie sa w porzadku, to nie nalezy ich za te 150 scigac mandatami? Dosyc osobliwy poglad. I ciekawe co ma Rzad do powszechnego obyczaju wypzredania na drugiego, tzreciego i czwartego oraz jezdzie po pijaku. Tez powinno byc dozwolone dopoki Rzad nie zbuduje porzadnych drog?
Niech Pan sie troche posciga w tej swojej Ameryce i zobaczy jak sie to Panu pzrelozy na obciazenie kieszeni
Werbalista: „Za przekraczanie predkosci dostaje sie mandaty oraz punkty”
Zapomnial Pan napisac ze mandaty skrupulatnie odnotowuje firma ubezpieczeniowa, i po kilku takowych mozna miec stawke podniesiona o 100 czy iles tam procent, a po paru wiecej wypowiedzona umowe. Kierowcy znacznie mniej boja sie punktow i mandatow niz reperkusji ze strony firm ubezpieczeniowych. Bo to sa DUZO wieksze pieneidze niz mandaty, a podwyzki ciagna sie pzrez pare lat. Zmiana firmy ubezpieczeniowej niz nie pomoze
Pickard
a czyż wśród kierowców nie ma idiotów? Co się tak rzuciłeś na tych pieszych i rowerzystów?
Kiedy jadę przez jakieś wioski, pieszych właściwie wcale nie widać. Ludzie nie spacerują po swoich wsiach, nie chodzą do kościoła czy do znajomych – wszędzie jeżdżą. Jest to zachowanie racjonalne – mniej ich ginie dzięki temu. Jako piesi nie mają szans.
W miastach to trochę inna bajka. Weź proszę pod uwagę, że nawet jak piesi będą wspaniale wyedukowani i nie będą wypadać znienacka na jezdnię, to zawsze może wyskoczyć dzieciak, którego jeszcze nie zdążyli wyedukować. Dlatego kierowcy ZAWSZE muszą uważać w zabudowanym terenie. Chyba że się tym „baranom” (pieszym) zabroni wychodzić na miasto, które w ten sposób zostanie się tylko dla samochodów. A jeśli nie, to nie ma rady, trzeba ograniczać prędkość. Ponoć granica przebiega gdzieś na 50 km/h. Poniżej – to życie, powyżej – to śmierć. Dla pieszego oczywiście.
Pozwolę sobie powtórzyć mój komentarz, który dłuugo czekał w kwarantannie, a dotyczy właśnie pieszych „baranów” na drogach.
W sytuacji pieszego „barana” np. dziecka wchodzącego bezmyślnie na jezdnię, prędkość nadjeżdżającego samochodu ma istotne znaczenie.
Prawdopodobieństwo śmierci na miejscu przy prędkości pojazdu 30 km/h osiąga rząd 10 procent. Ale kolizja przy prędkości 55 km/h daje 80-procentowe prawdopodobieństwo zabicia pieszego, a już na 100 procent ciężkiego zranienia.
Dlatego wcale nie dziwi na Zachodzie tendencja wprowadzania w centrach miast i na osiedlowych uliczkach generalnego ograniczenia prędkości do 30 km/h. Po początkowych sarkaniach kierowcy zaakceptowali te ograniczenia i po prostu jeżdżą ostrożnie. Przy tej prędkości szansa szybkiej reakcji i wyhamowania w porę jest chyba zrozumiała dla wszystkich.
Okazało się ponadto, że likwidacja oznakowanych przejść dla pieszych (zebry) zmniejszyła w takich strefach liczbę kolizji między pieszymi i pojazdami, bo teraz uważają wszyscy, zarówno kierowcy na jezdni jak i piesi przechodzący przez ulicę, i nikt się nie czuje świętą krową.
Notabene, w żadnym zachodnim kraju nie widzi się tylu rozjechanych na drodze zwierząt, co w Polsce 🙁
Marit 31 stycznia o godz. 16:31 pisze
„Pickard
a czyż wśród kierowców nie ma idiotów?”
SVP, poczytaj, co wcześniej pisałem o kierowcach. Nie czepiłem się specjalnie pieszych i rowerzystów. Niemniej, osobnik obdarzony odrobiną rozumu, będąc pieszym, będzie pamiętał, że w zderzeniu z autem ma małe szanse, nawet przy małej prędkości. To kwestia rozumu, wyobraźni, edukacji. Tudzież organizacji ruchu. Nie róbcie z kierowców „wariatów-morderców”, ludzie prawosławni. Rozsądku!
Pickard
Ludzi prawosławnych tu raczej mało uświadczysz 🙂
Piosenka świąteczna (czyli kaliadka) w prezencie:
http://www.youtube.com/watch?v=3QMNBy4S8os
@ A.L.
31 stycznia o godz. 14:44
Rzeczywiscie zapomnialem dodac o konsekwencjach finansowych ze strony firm ubezpieczeniowych. Te sa najbardziej dotkiliwe, bo trzeba kilku lat aby wrocic do normalnego poziomu platnosci. Na usprawiedliwienie tylko dodam, ze mandatow nie mam, wiec mnie to raczej nie dotyczy.
Chcialbym przypomniec Szanownemu Komentatorowi, ze nie zalecam nikomu przekraczania limitu szybkosci, tylko niepokoi mnie tendencja panstwa do nakladania mandatow za wszystko, jednoczesnie niewiele robiac ze stanem drog w Polsce. A szczegolnie, ze probuje to robic za pomoca fotoradarow. I to w warunkach, gdzie na wezwanie policja przyjezdza za pol godziny. Tu gdzie mieszkam, czas reakcji policji jest ponizej 2 minut. To dla mnie swiadectwo sprawnosci policji. O pijanych rowerzystach i bezrobotnych, zalegajacych z alimentami juz pisalem. Wiec dla mnie priorytetem bylaby poprawa stanu drog, edukacja wszystkich uzytkownikow drog i normalne patrole policji.
Pozdrawiam.
werbalista: „Chcialbym przypomniec Szanownemu Komentatorowi, ze nie zalecam nikomu przekraczania limitu szybkosci, tylko niepokoi mnie tendencja panstwa do nakladania mandatow za wszystko, jednoczesnie niewiele robiac ze stanem drog w Polsce. A szczegolnie, ze probuje to robic za pomoca fotoradarow.”
A co ma przyslowiowy piernik do przyslowiowego wiatraka? Mandatami tzreba karac tak czy siak, niezaleznie czy drogi sa dobre czy zle, a moze nawet czesciej jak sa zle, bo wtegy drobne nawet wykroczenie moze miec zgubne skutki. Wymuszanei na kierowcach poszanowania pzrepisow i inwestycje w drogi to zupelnie, ale to zupelnie neizalezne rzeczy. Odpowiedzialni sa za to inni ludzie i inne kiesznie. Widze ze Panu ciagle sie przypominaja mityczni ONI.
W Polsce nie jezdze, bo sie boje, Ale po tym co widze, twierdze ze mandatow naklada sie zbyt malo i sa zbyt niskie. Fotoradarow tez jest zbyt malo. Powinno byc duzo, duzo wiecej. I codziennie gdzie indziej, Do czasu az polscy kierowcy naucza sie szanowac przepisy, co moze nastapic, wedle ostroznych ocen, za lat 100
„I to w warunkach, gdzie na wezwanie policja przyjezdza za pol godziny. Tu gdzie mieszkam, czas reakcji policji jest ponizej 2 minut”
To jest tez jedna zrzeczy ktore w Polsce nie funkcjonuja. Funkcjonuje natomiast znakomicie nakladanei „szczek” za niewlasciwe parkowanie. I to sie zgadzam: madaty za parkowanie nic nie maja wspolnego z bezpieczenstwem kogokolwiek, a tylko i wylacznei z KASA. Gdzyby ci faceci od „szczek” zajeli sie tym jak kierowcy jezdza, byloby zapewne troche bezpieczniej.
Ale to wszystko nic, bo do tego zeby podniesc bezpieczenstwo ruchu tzreba zmienic mentalnosc narodu. A ta sie raczej nei zmieni.
@ A.L.
31 stycznia o godz. 22:40
Przyslowiowy piernik do przyslowiowego wiatraka ma sie tak, ze w kazdym kraju policja kaze manadatami tych, ktorzy przekraczaja przepisy. Jednakze robia to w grzeczny i pelen szacunku sposob, a czesto ograniczaja sie do pouczenia, zamiast mandatu. Prosze sobie wyobrazic, ze jest to zarowno w interesie policji, jak i kierowcow, bo zantagonizowac kogoś jest latwo, a o wiele trudniej naklonic go do wspolpracy. Moze się myle, ale wydaje mi się, ze ma to ogromne znaczenie w interakcji kierowca – policja. I nawet jeśli się dostanie mandat, to odbiera się to inaczej niż ze spotkania z gburowatym policjantem, a – nie daj Boze – fotoradarem. Toz to zaproszenie do wojny, honorowej vendetty. Co jest zupelnie niepotrzebne. Ja wole w policjancie widziec kogoś, kto mi pomoze, a mandat mi daje, bo przekroczylem przepisy, z czego zdaje sobie sprawe, a nie w roli wroga, który na mnie czyha za kazdym krzakiem. Fotoradarow nie cierpie, bo nie lubie być filmowany bez mojej zgody. Jest to legalne, ale nieprzyjemne, tak jakby fotografowano mnie w toalecie. Pisalem już; proszę stanac przed komenda policji i robic zdjecia wszystkim wchodzacym i wychodzacym – tez legalne, ale ciekawe ile czasu Szanowny Komentator tam postoi.
Absolutnie się zgadzam z Szanownym Komentatorem, ze należy zmienic mentalnosc narodu, tylko – według mnie – nie na zasadzie karania, a nauczanie i kooperacji. Polacy wiele w historii wycierpieli i wladze traktuja instynktownie, jako wroga sile, nastajaca na ich prawa, dlatego uzyja kazdego sposobu aby ja wywiesc w pole. Takie nastawienie sluzylo Polakom przez cale pokolenia. Jednak w demokracji nie da się wprowadzic porzadku za pomoca nahajki. Pewno wiele czasu uplynie zanim zrozumieja to obie strony – kontrolujacy i kontrolowani. Wiec obecna percepcja fotoradarow jest taka, ze to maszynki do wyciagania pieniedzy, ale tak się postrzega fotoradary na calym swiecie. Bezduszne automaty.
Pozdrawiam.
Werbalista,
reprezentujesz jakże polskie, anarchistyczne myślenie 😉
Mieszkam w kraju, gdzie popularne jest powiedzonko:
Polizei, dein Freund und Helfer
Ale nikt nie traktuje przyłapania na wykroczeniu jako próby „antagonizowania” społeczeństwa i władzy. Reguły są klarowne, mandatu nie da się „negocjować”, można dochodzić swoich praw przed sądem.
Fotoradary nie „filmują” bogu ducha winnych kierowców, więc porównywanie z fotografowaniem kogoś w toalecie jest śmieszne. Po to jest w nich radar, aby wyłapywał tych, co przekraczają dopuszczalne limity i im robił fotkę. Na zdjęciu nie musi być widoczny kierowca, lecz numer rejestracyjny pojazdu. Mandat otrzymuje właściciel samochodu, który może uniknąć zapłaty, jeśli poda dane rzeczywistego kierowcy, a tamten się przyzna.
I jeszcze powiedz, dlaczego polscy kierowcy za granicą nie traktują władzy „instynktownie, jako wroga sile, nastajaca na ich prawa, dlatego uzyja kazdego sposobu aby ja wywiesc w pole” tylko (na ogół) potulnie stosują się do obowiązujących przepisów?
Uważają je za bardziej sensowne?
werbalista: „Jednakze robia to w grzeczny i pelen szacunku sposob, a czesto ograniczaja sie do pouczenia, zamiast mandatu”
Uchum… tak jakby Pan nie spotkal w Ameryce nieupzrejmego policjanta. A nei zdarzylo sie Panu kiedys ze policjant z wrzaskiem kazal Pamu wysiasc z samochodu i polozyc sie na masce z wyciagnietymi rekami? A nie zdarzylo sie Panu dostac mandatu za nie zatrzymanie sie na znaku Stop o 4 rano na zupelnie pustej ulicy? Nie zdarzylo sie Panu widizec policjantow ustawionych w krzakach w zupelnie nonsensownym miejscu tylko po to aby lupic mandaty?… A nie pamieta Pan tych historii gdy policjanci spalowali bogu ducha winnych ludzi, a wydalo sie tylko dlatego ze ktos ich filmowal z kooprki? (nielegalnie zreszta, bo firmowanie policjamtow w czasie akcji jest zabronione). Nie wie Pan o tym ze policjant ma „norme” mandatow ktore musi wyrobic bo jak nie to mu pojada po premii?… A nie zdarzylo sie Panu czytac poradnikow dla cudzoziemcow o postepowaniu gdy zatrzyma policjant? I jak sie tzreba zachowywac aby nie byc arestowanym lub po prostu zastzrelonym?
Czo sie Pan za bardzo rozkochal w tej Ameryce, Panei werbalista. Radze ostroznie. Milosc jest slepa
A.L.
Wszystko to prawda, ale też zależy w jakiej okolicy 😉
USA znam wprawdzie zaledwie z 3-miesięcznej podróży „from coast to coast”, samochodem, ale policję udało mi się widzieć tylko na wybrzeżach, najwięcej na zachodnim. Po drodze kilka patroli pojawiających się „znikąd” na highwayu i ścigających za szybko jadących, jak na filmie 😉
Moi przyjaciele mieli gorsze doświadczenia, z rzucaniem na glebę i kajdankami włącznie, bo jeden miał dziką brodę i wygląd gangstera, a drugi niebacznie wysiadł z auta po zatrzymaniu do kontroli.
Skończyło się pouczeniem 😎
Generalnie trzeba pamiętać, że wszędzie do policji garnie się określony typ człowieka o specyficznej inteligencji i mentalności, generalnie pozbawiony poczucia humoru i drażliwy na tle honoru własnego i służby, którą reprezentuje 😎
http://kontakt24.tvn.pl/temat,akcja-fotoradary-pokaz-gdzie-sa-niepotrzebne-a-gdzie-niezbedne,72804,html?categoryId=496
i o to właśnie chodziło, przynajmniej jeśli chodzi o intencje rządu.
Dokładnie chodzi o ten fragment:
„Minister transportu Sławomir Nowak zapowiedział przy okazji, że zostanie przeprowadzony audyt bezpieczeństwa ruchu drogowego, analizy ograniczeń prędkości wprowadzanych przez lokalne samorządy oraz badanie oznakowania dróg wojewódzkich i samorządowych w całym kraju. Badana ma być też zasadność stosowania fotoradarów.”
Dedykuję to wszystkim, którzy ślepo i bezmyślnie wierzą w słuszność WSZYSTKICH wprowadzonych ograniczeń prędkości, oraz uważają polską infrastrukturę komunikacyjną za ideał, psuty tylko i wyłącznie przez kierowców wariatów i morderców – a przecież każdy posiadający samochód może być za takiego uważany, zdaniem obrońców fotoradarów. To taki sam przypadek, jak posiadanie „sprzętu” mogącego służyć za narzędzie gwałtu.
@ A.L.
1 lutego o godz. 10:11
Wie Szanowny Komentator, ze jakos nie spotkalem sie z takim policjantem, a bylem zatrzymywany wiele razy, czasem zupelnie za nic. Ale to bylo „polowanko” na pijanych kierowcow, wiec zatrzymywali pod byle pretekstem, ale zaraz – orientujac sie, ze nie maja do czynienia z pijanym kierowca – od razu zmieniali swoj stosunek, byli grzeczni i mili.
Sposob postepowania z policja jest prosty; rece na kierownicy, w polu widzenia policjanta. Rozmawia sie grzecznie i uprzejmie. Na pytania sie nie odpowiada, najwyzej „nie wiem”. Z auta sie nie wysiada, bo to akcja agresywna. Jak ktos ma wyglad gangstera, to trudno – musi sie liczyc z konsekwencjami.
Zlosliwych policjantow tez spotkalem, nawet takich, ktorzy dali mi mandat za brudna szybe. Byl to pretekst, bo jechalem w nocy, bo policja musi miec powod do zatrzymania, a szukali pijanych kierowcow. Mandat zaplacilem, bezpunktowo, ale byl to jedyny raz, gdy spotkalem sie z nieuprzejmym policjantem.
„Norma” mandatow jest nielegalna jak nie wiem co i gdyby udowodniono przelozonemu, ze taka norme ustawia, to polecialby z pracy na bruk, bez prawa do emerytury policyjnej. A jak Szanowny Komentator mysli, ze nikt na niego by nie doniosl, to Szanowny Komentator popelnia gruby blad. Oczywiscie, ze policjantow rozlicza sie ze skutecznosci, ale liczba mandatow akurat nie ma na to wplywu. Mialem przyjaciol w tym gronie, ktorzy opowiadali mi o tym. Licza sie aresztowania, mandaty sa na dalekim drugim miejscu.
Pozwole sobie napisac, ze za kazdym razem, kiedy mialem kontakt z policja, spotkalem sie zawsze z szacunkiem i calkowicie profesjonalnym podejsciem do rzeczy. Byc moze mial na to wplyw moj wyglad oraz historia wykroczen, ktore policjant zawsze sprawdza. Poniewaz mialem tylko drobne wykroczenia, to moze dlatego traktowano mnie ulgowo.
Prosze sie nie martwic o milosc do Ameryki. Z Polski ucieklem przed wiezieniem za Solidarnosc, a Ameryka mnie przygarnela, jak wielu, wielu innych. Jak mozna takiego kraju nie kochac?
@ nemo
1 lutego o godz. 10:35
Nie garnie sie do policji „okreslony” typ czlowieka, bo w USA obowiazuja standardy. Czyli – studia wyzsze, potem Akademia Policyjna. Sluzba wojskowa (ktora jest ochotnicza) – preferowana. Czyli policjantem nie zostaje sie w wieku 20 lat, tylko pare lat pozniej, bogatszym o doswiadczenia zyciowe, a najczesciej wojskowe. Stad – dystans policji do drobnych wykroczen, a ostra reakcja w sytucji potencjalnego zagrozenia. W przeciwienstwie do polskich przepisow, policja uzywajac broni ma na celu wyeliminowania przeciwnika, jako potencjalnego zagrozenia. Stad nie ma tam zadnego „strzelania w noge”; strzela sie w centrum masy ciala i tak dlugo, dopoki przeciwnik sie rusza. Czyli na ogol konczy sie to smiercia. Ale podobny standard dotyczy obrony obywatela; nie ma czegos takiego, jak „obrona konieczna”, czy jej przekroczenie. Kazdy obywatel – zaatakowany ma prawo uzyc wszystkich srodkow do obrony, wlacznie ze spowodowaniem smierci napastnika. Malo tego, moj stan slynie z prawa „make my day”, co przeklada sie na to, ze nikt nie moze sie wlamac do mojego domu, nie narazajac sie na smierc.
Roznice prawa i podejscie policji – sa ogromne, ale jednak preferuje amerykanski system (choc w moich zakamarkach nie ma policji, tylko szeryf).
Pozdrawiam.
Werbalisto,
moim zdaniem standardy nie wykluczają określonego typu mentalnego, który nie oznacza braku inteligencji czy nadmiernej skłonności do agresji. Pewne cechy charakteru są poniekąd potrzebne do tego zawodu, a poczucie humoru się do nich nie zalicza.
Nigdy więc nie należy pod adresem kontrolującego nas policjanta kierować żartobliwych uwag ani komplementów, uśmiechać się patrząc na niego lub jego wyposażenie, używać obcych słów, ani stosować cytatów z literatury klasycznej 😎
Podróżując po świecie przez wiele lat ma się kontakty z policją i służbami porządkowymi wielu krajów i pewne wnioski można wysnuć.
Niektórzy policjanci mają problemy z odróżnieniem drobnych wykroczeń od potencjalnego zagrożenia i ich nieadekwatne reakcje stają się niekiedy nawet przyczyną rozruchów. W USA zdarza się to wcale nie tak rzadko.
@Pickard
Co ma masa i prędkość do przyczynienia się do wypadku?
Do przyczynienia się nic, ale do skutków owszem. Jak rower wjedzie w przystanek z ludźmi, to krzywdy wielkiej nikomu nie zrobi (no chyba że ktoś ma ogromnego pecha). Samochód w takiej samej sytuacji robi kaszankę. Znajmy proporcje. Po drugie jeżeli ktoś robi głupoty jadąc rowerem po drodze, może zaszkodzić przede wszystkim sam sobie. Ok., podobno są przypadki jakoby ktoś skasował auto omijając cichociemnego (co za durnie!) i wpadając do rowu. Nie byłem w takiej sytuacji (aczkolwiek nieraz słałem zaklęcia pod adresem niechronionych wyczyniających cuda na drodze), ale nie wiem czy zaryzykowałbym odruchowy wjazd do rowu, kiedy na tylnym siedzeniu siedzą moja żona i córka, czy cynicznie zapewniłbym sobie powstanie śladów hamowania.
@ nemo
1 lutego o godz. 12:40
Zgadza sie dokladnie. Ale piszemy tu na temat fotoradarow, ktorym jestem przeciwny. W USA policjant podchodzac do samochodu jest spiety, bo za chwile moze zginac. Byl taki przypadek, ze gowniarz zastrzelil policjanta. Niestety. Wiec kazdy zatrzymany kierowca, to potencjalny zabojca (teoretycznie). Ale juz po wymianie kilku slow atmosfera sie zmienia. Dlatego napisalem, ze w wiekszosci policjanci sa mili i przyjacielscy, co nie znaczy, ze nie dadza mandatu, ale staraja sie to zrobic w sposob zeby kierowca zrozumial za co ten mandat dostaje i ze to nie jest zlosliwosc policjanta. Wszystko sie zmienia jezeli kierowca jest agresywny albo lekcewazacy. Wtedy moze sie zle skonczyc. Ale to juz glupota kierowcy. Tym niemniej z policjantem mozna wiele wynegocjowac jesli sie to robi w kulturalnym stylu. Moze calkiem odstapic od mandatu i wydac tylko pouczenie (pare razy tak mi sie udalo). Ale nauczke i tak dostalem, z taka skutecznoscia, ze nie dostalem mandatu przez 15 lat. Nauczka byla taka, ze policjant uswiadomil mi, ze jechalem za szybko i choc mnie puscil tylko z pouczeniem, zapamietalem to wiecej, niz gdybym dostal mandat. Policjant nie polowal na kase, tylko autentycznie dbal o bezpieczenstwo – a pouczenie warte bylo dziesieciu mandatow, bo nie byl wrogiem, tylko obronca porzadku publicznego. Tak sa szkoleni policjanci w USA. Nie wszedzie. I tak powinno byc w Polsce.
Jak ktos napisal wymaga to zmiany mentalnosci, na co sie szybko nie zapowiada. Edukacja … to klucz. I zmiana stosunku do policji, ze to nie wrog, tylko sojusznik. Ale to sie szybko nie zmieni.
Pozdrawiam.
divak2 1 lutego o godz. 12:43 posze
„@Pickard
Co ma masa i prędkość do przyczynienia się do wypadku?”
No właśnie. Ale zaraz… przecież zwolennicy fotoradarów jako jedynemu remedium na poprawę bezpieczeństwa na drogach, podają stawianie fotoradarów, pilnujących przestrzegania przez kierowców samochodów limitów prędkości. Czy te limity mają sens czy nie, who cares. I tak w końcu winni są kierowcy mordercy. I to nic, że wjechanie rowerzysty np na małe dziecko może skutkować śmiercią tego ostatniego.
Tak jest, uważam bezmyślnych zwolenników fotoradarów za bezmyślnych kretynów. Tak, zależy mi na bezpieczeństwie na drogach. Tak, uważam, że bezmyślne stawianie ograniczeń prędkości i fotoradarów za dowód ostatecznej głupoty albo chęć oskubywania obywateli. Co mnie pociesza, to że ta prosta idea dotarła do pana ministra. Wreszcie. I to za sprawą obywatelskiego społeczenstwa, co jest podwójną korzyścią.
Jak postepuje w miarę myślący – nie całkowity idiota – właściciel domu, gdy zobaczy, że z łazienki na pietrze wylewa mu się wartki strumień wody i kaskadą po schodach spływa na dół, zalewając elektronikę na ścianach, książki, pamiatki rodzinne, obrazy, dywan i wykładziny?
Zabiera się za weryfikację uprawnień budowlanych firmy budowlanej, która jego dom zbudowała? Zaczyna wertować plany budynku w poszukiwaniu niezgodności rysunków i wyliczeń z rzeczywistością albo z praktyką inżynierską? Szuka błędów budowlanych? Dzwoni do Izby Rzemieślniczej i weryfikuje uprawnienia hydraulika? Pędzi do wodociagów miejskich i upewnia się czy ciśnienie wody w sieci nagle nie wzrosło? A może taszczy na pietro do łazienki mikroskop z nadzieją na znalezienie wady materiałowej starej rury w przygotowaniu sprawy sądowej o odszkodowanie?
Wiem, moja ironia jest kompletnie nie na miejscu. Na tym blogu jest pełno takich – za przeproszeniem głupków – którzy dokładnie takie rzeczy będą wyczyniali. Przynajmniej sądząc po ich własnych słowach.
W moim przykładzie ciekła tylko woda.
W przykładzie Gospodarza ciekła ludzka krew.
A palantom jak mało tak mało. To jak palanta przekonać, żeby zwolnił bo kogoś zabije? Palant zabije i będzie mordę darł, że droga była krzywa albo dziurawa.
@ zza kałuży
2 lutego o godz. 8:01
Prowadzac samochod juz lat wiele, nigdy nie spotkalem sie z przypadkiem, by sama predkosc byla przyczyna wypadku. Mogla byc czynnikiem dodatkowym, ale na ogol wypadki sa spowodowane brakiem uwagi na drodze. Gadanie przez telefon, z pasazerem, albo zwykla nuda i odwrocenie uwagi, to sa glowne przyczyny wypadkow. Mam wielu klientow, przejezdzajacych setki tysiecy kilometrow rocznie (zawodowi kierowcy) i jakos wypadki zdarzaja im sie szalenie rzadko, choc nagminnie przekraczaja limit szybkosci. Ale, znajac warunki drogowe, potrafia przewidziec reakcje innych kierowcow, pieszych i rowerzystow, skupiajac przy tym pelna uwage na to, co dzieje sie na szosie. Wiec nawolywanie „Zwolnij palancie”, troche mija sie z celem. Znam przypadki, ze kierowca przejechal dziecko wyjezdzajac z garazu, a wiec z zupelnie minimalna predkoscia, to jednak nic nie pomoglo, bo nie sprawdzil przedtem, co znajduje sie za nim. Wyobraznia, Szanowny Komentatorze oraz przewidywanie co moze stac sie na drodze – to sa klucze do bezpiecznej jazdy. A i tak niektorych wypadkow nie da sie uniknac. Jak ktorys z komentatorow zauwazyl, jedyna
bezpieczna predkoscia jest 0 kmph. A i to nie, bo tez mialem wypadek, stojac na swiatlach, kiedy zagapiony na cos kierowca wjechal we mnie od tylu.
Pozdrawiam.
Werbalista 3 lutego o godz. 7:27
Pamiętając o opinii Gandhiego na temat cywilizacji zachodniej jestem świadomy wysokiego poziomu tzw. zachodniej kultury technicznej.
Uważam też, że tylko skrajne zbydlęcenie – przepraszam bydlęta – współczesnych władców krajów takich jak np. Stany Zjednoczone, skrajny serwilizm tamtejszych środków masowego przekazu i mieszanka skrajnego ogłupienia, wygodnictwa, oportunizmu i przekonania o swojej wyjątkowości większości mieszkańców USA spowodowała to, że zamiast zatroszczyć się o ludzi ginących w wypadkach drogowych koncentruje się nieziemskiej wielkości środki na zbrodniczych wojnach.
Podatnik amerykański jest okradany z pieniędzy, które przepływają do kieszeni wojskowych, pracowników i właścicieli przemysłu zbrojeniowego, najemników, niektórych gałęzi innych przemysłów, w tym naftowego, nadmuchują ego i kampanie wyborcze polityków, itp. Per saldo przesuwa się pieniądze z kieszeni jednych Amerykanów do kieszeni innych, kłamiąc o „kosztach wojny w Iraku” tak jakby jakiś Irakijczyk zobaczył jakieś pieniądze. Jeżeli, to w postaci pocisku lub miny, która go zabiła lub zraniła. Lub w postaci łapówki dla Taliba albo jakiegoś innego lokalnego watażki przekupionego w ramach genialnych niewątpliwie surge’ów nadludzko inteligentnych, seksownych Petraeusów.
Niewypowiedziane zbrodnie, pożoga, wypędzone z domów miliony ludzi, setki tysięcy pomordowane, miliony poranione. Wszystko to byli Irakijczycy. Niszczeni w ramach rachunku za bycie najbardziej cywilizowanym krajem arabskim i w tym sensie lokalnym zagrożeniem dla Izraela, za nie rzucenie się do gardła swojemu dyktatorowi i, byłbym zapomniał, za 3 tysiące trupów „nadludzi” zabitych w Nowym Jorku przez obywateli Arabii Saudyjskiej, Egiptu, Libanu i ZEA. Która to zbieranina nie-Irakijczyków była wytrenowana za pięniadze Saudyjczyka żyjącego w Afganistanie.
A całość dziesięcioletniego „projektu” pochłonęła n razy 10^12 dolarów.
Niekiedy skrajni oszuści i bezdenni faryzeusze pozbawieni sumienia nazywają to morze zbrodni „pomocą wojskową”. Rings a bell?
Otóż cały ten wstęp był mi potrzebny, aby powiedzieć, że współcześnie istnieją całkiem wystarczające środki techniczne, aby dopomóc kierowcy w prawie wszystkich aspektach technicznych trudności opisanych na tym blogu przez poprzednich dyskutantów.
W o wiele lepszym stopniu na terenie USA ale i w Polsce za pieniądze utopione w niemoralne „trenowanie zdolności bojowych” na karkach obywateli obcych krajów.
Za te tryliony dolarów USA mogłoby bardzo znacząco zminiejszyć liczbę zabitych i rannych w wypadkach drogowych. Nie zrobiło tego, bo wolało – nie tylko jako zbrodniczy rząd, ale jako większość obywateli, którzy uczestniczyli w tym nieludzkim procederze zarabiania na studia przez zabieranie życia innym ludziom. W USA dzieciak 17-letni nie może kupić piwa ale może – za pozwoleniem rodziców – zaciągnąć się do armii i zabić innego człowieka. Może Szanowny Komentator przypomnieć mi, za pozwoleniem CZYICH RODZICÓW wolno temu nastolatkowi zastrzelić Irackie dziecko? Może rodziców owego dziecka?
Miesiąc w miesiąc, poczynając od 2001 roku to już prawie 12 lat, czyli 12x12x3tysiące zabitych w wypadkach samochodowych miesięcznie. Razem około 430 tysięcy zabitych. I wiele milionów rannych Amerykanów. Jako odwet za 3 tys. trupów i za danie psztyczka w nos Imperium Dobra? Oraz danie powodu neokonom do inwazji Iraku?
Serio? Ameryka pozwoliła świadomie zabić się swoim własnym 430 tysiącom obywateli i poranić kilkunastu milionom w ODWECIE na terrorystach, którzy pozbawili życia jedną stuczterdziestączwartą część tej liczby, czyli 3 tysiące? Nie lepiej było tryliony wpompować w bezpieczne auta i bezpieczne drogi?
Gdzie tu sens?
Tak właśnie są ustawiane priorytety w cywilizacji, która „byłaby dobrym pomysłem”. Pół miliona zabitych kierowców, wiele milionów rannych.
Za tryliony miałby Szanowny Werbalista duuużo bezpieczniejsze samochody, inteligentne drogi i cały system komunikacji pomiędzy samochodem, drogą i jakimi tam by chciano wybudować sieciami i centrami sterującymi tym wszystkim.
Samochód Werbalisty wyświetla mu mijane znaki drogowe przed nosem? Komunikuje mu je głosowo? Monitoruje jego oczy cały czas sprawdzając poziom uwagi? Analizuje oddech pod względem składu chemicznego? Pracę serca? Nadzoruje warunki drogowe dobierając np. warunki hamowania, napiecie pasów, sposób reakcji zderzaka i maski-siatki łapiącej pieszego? Komunikuje się ze wszystkimi mijanymi samochodami, z wiaduktami, ze zjazdami, z czujnikami temperatury i wilgotności w drodze, z sygnalizacją drogową, z karetkami pogotowia, z telefonami komórkowaymi mijanych pieszych, decyduje w jaki sposób najlepiej przekazać mu obraz drogi? Czy i kiedy dodać zintegrowaną z widokiem przez szybę informację z kamer podczerwonych, z radarów dalekiego i bliskiego zasiegu, z laserów i z informacji radiowych od otaczających aut? Proponuje całkowite przejęcie kontroli i wzorem autopilota zamiast durnego cruise control rzeczywiście samodzielne prowadzenie?
Gdyby zbrodnicza wojna w Iraku miała kosztować tylko 1 trylion dolarów (10^12) to przesunięcie tych pieniędzy np. do kieszeni producentów samochodów, przy sprzedaży rocznej plus minus 15 mln sztuk w USA pozwoliło by im zainwestować około 67 tysięcy dodatkowych dolarów w każdy sprzedany samochód. Wyobraża sobie Werbalista, jakie usprawnienia można poczynić w samochodzie i w infrastrukturze drogowej mając takie środki?
Pod warunkiem oczywiście, że pieniądze te nie byłyby wydawane przez księgowych z Pentagonu na złote sedesy. Ani używane do robienia zdjęć na lotniskowcach przez udającyc pilotów prezydentów-dekowników.
W każdym razie będziemy wydziwiali na głupotę natychmiastowego zrobienia czegoś, czy to podjęcia próby przyhamowania pedzących idiotów, czy to zabierania jazdy pijakom. Czy jakikolwiek kierowca może sobie w ogóle wyobrazić odebranie – na zawsze – prawa jazdy za jazdę po pijanemu?
Będziemy jęczeli, że ponieważ nie ma radaru wykrywającego braki wyobraźni kierowcy, to już nic nie można zrobić. Jak to dobrze, że Werbalisci zajmują sobie czas wypisywaniem na emeryckich forach banialuk o „pomocy wojskowej” dla Iraków a nie decydowaniem o fotoradarach w Polsce.
zza kaluzy; Zaloze sie ze polowa Panskiej pensji tak czy siak, wprost czy nie wprost idzie z DoD
@ zza kałuży
3 lutego o godz. 10:09
Szanowny Komentatorze, bardzo nie lubie, gdy sie napada na moja ojczyzne – werbalnie, a co dopiero zbrojnie. U nas do wojska idzie sie na ochotnika, z pelna swiadomosci, ze trzeba bedzie sluzyc w jakims zbrojnym konflikcie. Gdybym byl mlodszy, to pewnie siedzialbym w Afganistanie, Iraku, czy Korei Poludniowej. W Polsce takiego luksusu w mojej mlodosci nie bylo. Wszystkich w kamasze.
Jak Szanowny Komentator chce naszpikowac swoj samochod elektronika, to prosze bardzo. Ja uwazam, ze w Ameryce mamy pilniejsze potrzeby, jak modernizacja infrastruktury, szczegolnie sieci elektrycznej, staranie sie o niezaleznosc energetyczna (o, ceny benzyny wlasnie spadly do ponizej dolara za litr), co w Polsce przekladaloby sie na 3,20 – 3,30 zl.
Jak chodzi o wypadki to jezdze juz bardzo dlugo i mialem w zyciu dwa oraz zadnego mandatu przez ostatnie 15 lat. To po co mi ta cala elektronika? Jezdze klasycznymi samochodami (tzn. starymi), celowo unikajac nowoczesnych pudelek z folii i tektury, za to naszpikowanych elektronika. Dzieki temu, majac pod soba 2,5 tony samochodu z blacha pancerna, niebardzo sie obawiam wypadku, a – stosunkowa prosta budowa wszystkich systemow – pozwala mi uniknac bardzo kosztownych napraw.
Na centrach sterujacych samochodami i inteligentnych drogach mi nie zalezy, bo uwazam, ze rzad (jakikolwiek) ma za duza kontrole oraz mozliwosci inwigilacji obywatela. Prosze pamietac, ze dalej mieszkam na „dzikim” Zachodzie, gdzie nade wszystko ceni sie wolnosc, nawet jesli trzeba zaplacic wysoka cene.
Pozdrawiam.
A.L. 3 lutego o godz. 13:47
„zza kaluzy; Zaloze sie ze polowa Panskiej pensji tak czy siak, wprost czy nie wprost idzie z DoD”
Proszę pana, chyba zgodzimy się, że to wcale nie jest dobre. Oczywiście, że zgadzam się co do ogromnej roli DoD w godpodarce USA, ale proszę powiedzieć, czy to nie świadczy tylko o kompletnie zaburzonych priorytetach mieszkańców USA? Zresztą dzieje sie tak nie tylko w USA, więc chyba wszyscy ludzie mają fisia na punkcie strachu przed innymi ludźmi. Nb. w moim przypadku ma pan nawet więcej racji niż pan przypuszcza z tymi pieniędzmi z DoD. A w przypadku mojej córki, której pieniądze DoD zapłaciły za całe studia i kilka konferencji naukowych – nie była to połowa tylko całość.
Dlaczego trzeba jakichś IEDs eksplodujących pod wojskowymi pojazdami aby komuś w USA chciało się sfinansować bardzo teoretyczne badania nad sieciami neuronowymi i ich roli w modelowaniu uszkodzeń mózgu? Dlaczego potrzeba tysięcy kontuzjowanych żołnierzy cierpiących w wyniku takich terrorystycznych zamachów a cierpienia milionów chorych na chorobę Altzheimera oraz ich rodzin nie wystarczyły? Dlaczego samochodowe żyroskopy zapobiegające roll-overs musiały być adaptowane z systemów kierowania rakietami międzykontynentalnymi?
Skutkiem Iraku będziemy mieli ciężarówki z płytami podłogowymi w kształcie litery „V”. Po co to komu?
Werbalista 3 lutego o godz. 16:00
Pańska odpowiedź mogłaby być na temat. Szkoda, że sie nie udało.
„Szanowny Komentatorze, bardzo nie lubie, gdy sie napada na moja ojczyzne – werbalnie, a co dopiero zbrojnie.”
A to niespodzianka! Szanowny Werbalista potrafi liczyć na liczydle (na suwaku logarytmicznym, skoro jest takim zwolennikiem staroci) to pewnie policzył, ile wydał swoich pieniążków na te wszelkie super systemy rakietowe, czołgi, lotniskowce obsługiwane przez miliony wysoko wykształconych przedstawicieli „elity”. I co, czy obroniły go te systemy i ta „elita” przed bandą amatorów porywających latające baki z benzyną za pomocą noży do papieru?
Ci terroryści tak boleśnie ugodzili dumę własną niektórych mieszkańców Imperium Dobra dlatego, że za cel wybrali sobie wieże katedr religii, do której taka ogromna większość obywateli tego Imperium zanosi swoje codzienne modły.
„U nas do wojska idzie sie na ochotnika”
Co to ma wspólnego z tematem priorytetów wydawania pieniędzy w nominalnym zamiarze ochrony życia ludzkiego?
Chyba tylko to, że skoro większość Amerykanów myśli o innych ludziach (mieszkających „overseas”) jak o podludziach. Skutkiem od wieków obowiązujacej w USA propagandy o swojej „wyjatkowości” tak łatwo przychodzi im pogodzenie w swoim amerykańskim sumieniu odpracowywania stypendium na studia zabijając tychże podludzi.
Inną „korzyścią” z ochotniczej armii jest całkowite oddzielenie klasy politycznej od jakiegokolwiek ryzyka uczestniczenia w wojnie. Zmieniłbym zdanie na temat armii ochotniczej pod warunkiem, gdyby fakt głosowania za wojną przed danego kongresmana czy senatora skutkował AUTOMATYCZNYM pójsciem na front – nie do jakichś tyłowych formacji, nie do kontenerów kierujacych dronami z terenu USA – wszystkich członków ich rodzin w odpowiednim wieku ORAZ odpowiedniej liczby ich wyborców z danego dystryktu. Głosujesz „za” i Z AUTOMATU twoja wnuczka i czterech wnuków oraz np. 10 tys. wyborców z twojego okręgu ląduje w armii w Iraku. Ciekaw jestem jak taki mechanizm zmieniłby „decision making process” w USA.
„Ja uwazam, ze w Ameryce mamy pilniejsze potrzeby, jak modernizacja infrastruktury, szczegolnie sieci elektrycznej, staranie sie o niezaleznosc energetyczna”
I tu sie różnimy, bo ja najpierw popatrzyłbym na powody zgonów a potem wypisywał listę moich priorytetów. O ile się orientuję, to najpierw trzeba być żywym, aby mieć jakieś potrzeby. Najwięcej ludzi umiera z powodu różnych chorób serca. A zatem ja inwestowałbym najwięcej pieniędzy w taki sposób, aby zmniejszyć liczbę tych zgonów. Lekarze mają chyba wystarczającą ilość pomysłów na ten temat i rzadsze używanie samochodów a częstsze chodzenie piechotą z pewnością jest na tej liście.
Nie wiem, ile osób umiera w USA z powodu starzejącej się „sieci elektrycznej” ale to już są tajemnice rozumowania Werbalisty. Jeżeli ktoś umiera z powodu „sieci elektrycznej” to zapewne czas pomyśleć o zakopaniu przewodów elektrycznych pod ziemię, tak jak to się robi w Europie, aby nie było tych ośmieszających USA przerw w dostawach energii elektrycznej skutkiem każdego silniejszego wiatru czy mrozu.
„To po co mi ta cala elektronika?”
Nie życzę nikomu aby „ta elekronika” musiała mu kiedykolwiek pomóc. Ale niepoważnym jest twierdzenie, że np. lepiej jest nie mieć układu ABS, rollover/stability control, czujników ciśnienia w oponach, air bags, patrzących wstecz kamer czy OnStara.
„Jezdze klasycznymi samochodami (tzn. starymi), celowo unikajac nowoczesnych pudelek z folii i tektury, za to naszpikowanych elektronika. Dzieki temu, majac pod soba 2,5 tony samochodu z blacha pancerna, niebardzo sie obawiam wypadku”
I niestety wykazuję swoją całkowitą ignorancję w tym temacie, gdyż owe „pudełka z folii i tektury” są skonstruowane w o wiele bezpieczniejszy zarówno dla pana jak i dla drugiego uczestnika kolizji sposób. Stare samochody, zbudowane z grubszej i cięższej stali, były zbudowane jednocześnie ze słabszej stali. Drogi werbalisto, waga czołgu nie przekada się na wytrzymałość pancerza. Jakość stali i konstrukcja czołgu zaś jak najbardziej. Drzwi starych samochodów nie są tak mocne bo nie mają specjalnych belek wzmacniających. „Folia” czyli cieńsza blacha jest jednocześnie mocniejszą blachą i została tak zaprojektowana, aby zapewnić tzw. strefę zgniotu w razie wypadku. Stary samochód całą energię uderzenia przeniesie w sztywny sposób na kregosłup i organy wewnętrzne Szanownego Werbalisty. Brak poduszek powietrznych „naszpikowanych elektroniką” przywita żebra Werbalisty kierownicą wbijającą się w płuca i głową wybijającą szybę przednią. No chyba, że auto Werbalisty ma poduszki powietrze w razie wypadku nadmuchiwane prze Szanowną Małżonkę Werbalisty – bardzo szybko.
„a – stosunkowa prosta budowa wszystkich systemow – pozwala mi uniknac bardzo kosztownych napraw.”
Jeszcze raz – nie życzę, aby kiedykolwiek elektronika była Werbaliście krytycznie do czegokolwiek potrzebna.
„Na centrach sterujacych samochodami i inteligentnych drogach mi nie zalezy, bo uwazam, ze rzad (jakikolwiek) ma za duza kontrole oraz mozliwosci inwigilacji obywatela”
FBI wydaje 3 mld dolarów rocznie na pensje 15 tysięcy informatorów szukających przyszłych terrorystów po meczetach i na finasowanie tychże przyszłych „terrorystów”. Idiota uczniak, opowiadający banialuki o „wysadzeniu w powietrze” jakiegoś banku czy budynku administracji publicznej bez informatorów FBI, bez ich ekspertyzy technicznej, bez ich materiałów i pomocy nie miałby najmniejszej szansy na zrobienie czegokolwiek. FBI – za pieniądze podatnika – finansuje uprzejmie takiego idiotę-uczniaka tylko w jednym celu. A mianowicie w takim , aby móc zrobić konferencję prasową i triumfalnie ogłosić, jaka to bohaterska organizacja, jak efektywnie zapobiegła „kolejnemu zamachowi terrorystycznemu”. Gdyż całkowicie prowadzony na pasku dureń, któremu FBI dostarczyła wszystko od a do z na końcu był łaskaw wybrać podany mu numer telefonu komórkowego jakoby uruchamiający zapalnik bomby.
Takie to mądrości wyczynia nam państwo i urzędasy uzasadniające swoje istnienie. A w tym czasie całkiem realna, już dymiąca bomba na Times Square była o sekundy od eksplozji. O czym FBI nie miała zielonego pojęcia. Czyżby jeszcze więcej inwigilacji było porzebne?
Proszę wyłączyć swój telefon komórkowy i pociąć na kawałki karty kredytowe. Wielki Brat patrzy!
O pomysłach z inteligentnymi drogami czytałem w książkach drukowanych w latach sześćdziesiątych. We Wrocławiu w latach siedemdziesiątych zamontowano pierwsze „zielone fale” podające kierowcy prędkość, jaka zapewni mu trafienie na zielone światło na następnym skrzyżowaniu. Coś, o czym jak opowiadam moim kolegom, amerykańskim inżynierom wywołuje u nich szeroko otwarte oczy i słabo skrywane niedowierzanie, podobne zdziwieniu powodowanym moimi opowieściami o wakacjach spędzanych w komunistycznej Polsce na harcerskich obozach żeglarskich oraz miejskich elektrociepłowniach ogrzewających podziemnymi rurami całe miasto.
„na Zachodzie, gdzie nade wszystko ceni sie wolnosc, nawet jesli trzeba zaplacic wysoka cene”
Szanowny Werbalista tak na poważnie? Nie widzi oczywistej śmieszności takiej bufonady? Proszę uważać na Indian. Szczególnie o zmroku i nad ranem. Tutaj rzeczywiście potrzebny jest lekarz.
zza kałuży 2 lutego o godz. 8:01 pisze
„(ble ble ble) W moim przykładzie ciekła tylko woda.”
Joł, bro, co wciągasz? Dasz adres swojego dealera? 😉
Milosti prosim, że tak wprost, ale dawno nie czytałem takiego wywodu zupełnie oderwanego od rzeczywistości. Bo nie zaglądam na forum Onetu. Panie, Pan powinieneś reaktywować The Monty Python Flying Circus 🙂 ewentualnie występy braci Marx – zależy, jak daleko Pan jesteś za tą kałużą :-).
W każdym razie dziękuję serdecznie za porcję pure nonsensowego humoru, w lutym dobra rozrywka naprawdę jest w cenie.
Panie Autorze bloga
mołojecka fantazja? Tak, sporo jeżdżę i widzę na drogach „nieśmiertelnych”, kierowców, pieszych, rowerzystów, mniejsza o proporcje. Ale, bogowie, stawianie fotoradarów i wziętych z czapy ograniczeń prędkości nie jest ŻADNYM rozwiązaniem. To jak zaklejanie odciętej ręki plasterkiem. Jako lekarz, powinien Pan to zrozumieć. Nie ma czegoś takiego, jak minimalna bezpieczna prędkość, jak pisał werbalista, wypadek może mieć miejsce przy 0km/h. Tak, właśnie tak proszę Pana.
Nie jestem przeciwko radarom jako takim, są miejsca, w których faktycznie się przydają. Ale kurczę, to już lepsze są te kontrole średniej prędkości, z jaką został przejechany dany odcinek. POD WARUNKIEM, że ograniczenie prędkości na danym odcinku rzeczywiście służy zapewnieniu bezpieczeństwa wszystkim uczestnikom ruchu, a nie kaskę dla budżetu, wszystko jedno, lokalnego czy centralnego. Plus, inwestycje w infrastrukturę komunikacyjną i edukację. Uważam zlikwidowanie egzaminów na kartę rowerową za zbrodnię. Uważam, że powinno się wprowadzić kartę pieszego. A każda złotówka, wydana na bez sensu postawiony fotoradar, jest pokryta krwią. Ditti.
Pickard 3 lutego o godz. 21:13
„wziętych z czapy ograniczeń prędkości”
Pański samochodzik wyświetla panu przed noskiem każdy mijany znak ograniczenia prędkości? Nie? To przestań pan jeździć „dzionkiem” i kup se pan nowoczesne auto. Jak Szanownego Pana oczywiście stać. 😉
zza kałuży 3 lutego o godz. 21:37 pisze
„Pickard 3 lutego o godz. 21:13
„wziętych z czapy ograniczeń prędkości” itd, że niby mam stary samochód, który „nie wyświetla mi ograniczeń prędkości”
Słowo daję, to co wciągasz jest naprawdę mocne. Mam wyjaśnić? 🙂 Do oceny, czy ograniczenie prędkości ma sens czy nie, wystarczy najczęściej staroświecki zdrowy rozsądek. Natomiast informację o ograniczeniu prędkości podają przepisy Kodeksu Drogowego, znaki informujące o tych ograniczeniach, a jak ktoś ma, również porządna nawigacja (od lat posługuję się Automapą). Tylko jaki niby, psze pana, na być związek z informacją o nałożonych ograniczeniach z sensownością tych akurat konkretnych ograniczeń?
Panie, gonisz pan w piętkę i nie potrafisz odpuścić. Ziółka na nerwy polecam popijać, a nie gardłować za bzdurami.
Pickard 4 lutego o godz. 13:06
Miłych i przypuszczalnie akademickich dyskusji z panem policjantem albo z rachunkiem w skrzynce pocztowej życzę.
A to Polska własnie. Śmiech mnie ogarnia na wspomnienie, jak służbiście gotowi do współpracy i zdyscyplinowani staja się Rodacy po wyjeździe za granicę. Cuda się dzieją i nagle wszystkie znaki drogowe w obcych krainach nabierają sensu a policja drogowa mądrości.
Rozbiory miały swoją przyczynę, oj miały.
@ zza kałuży 4 lutego o godz. 16:48
Misiu pluszowy, Pickard bywał u i tam, widział ograniczenia. Był nawet za twoją kałużą. Za to ty, misiu pluszowy, nie znasz realiów mojego kraju. Dlatego pleciesz, jakbyś się blekotu najadł. Choć oczywiście istnieje możliwość, że Bozia rozumku poskąpiła. Tak czy siak, svp, nie wypowiadaj się o sprawach, o których jak widać nie masz zielonego pojęcia, mój ty misiu pluszowy.