Świąteczna terapia, czyli – zapomnijcie o SMSach

Z punktu widzenia prostego kardiologa święta Bożego Narodzenia mają potencjalnie istotne znaczenie terapeutyczne – niezależnie od tego, czy ktoś jest wierzący, czy nie.

„Samotności! Jakaś ty przeludniona!” – można westchnąć za Mistrzem Lecem. Żyjemy coraz szybciej, na głębsze kontakty mamy coraz mniej czasu. Rozmowy „od serca”, niespieszne, oczyszczające chociaż na chwilę, to rzadkość. Ludzie razem robią interesy, projekty artystyczne, chodzą wspólnie na imprezy, ba – sypiają ze sobą, właściwie nic o sobie nawzajem nie wiedząc. Trwa licytacja na liczbę „lajków” na portalach społecznościowych, a jednocześnie – psychoterapeuci i psychiatrzy mają coraz więcej roboty. Bo efekt tych ogólnikowo opisanych zjawisk jest bardzo wymierny – depresja. Spytacie Państwo, dlaczego kardiolog mądrzy się na temat,  o którym zapewne nie ma pojęcia? Otóż, mało kto zdaje sobie sprawę, jak bardzo kardiologicznym tematem jest depresja. Zwiększa ryzyko zachorowania na choroby serca i układu krążenia, następnie – ryzyko zawału serca i zgonu. Co więcej, wykazano, że przyjmowanie leków przeciwdepresyjnych nie zmniejsza ryzyka kardiologicznego – pomaga wyłącznie to, co nazwano „odbudowaniem więzi społecznych”. Czyli serdeczne rozmowy, wspólnota zainteresowań i wszystko, co Państwo sobie w tej kwestii wymyślicie.

Tu dotarliśmy do terapeutycznej roli Świąt. Jest to bowiem znakomita okazja, by do kogoś zatelefonować, lub napisać w e-mailu kilka zdań rozwiniętych, wychodzących poza nieszczęsny szablon. Czyli – by zainteresować się nawzajem swoim losem, wyrazić swoją radość z powodu sukcesów drugiej osoby, dodać otuchy w kłopotach, czy wręcz dramatach, pozwolić sobie na kilka refleksji. Może nie skończy się na zdawkowym: „Musimy się kiedyś spotkać.” ? Może po latach zacieśnią się znowu, rozluźnione w życiowych potyczkach więzi? To naprawdę może przełożyć się pozytywnie na zdrowie obydwu stron kontaktu, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Jakaż to tania terapia i w dodatku – pozbawiona efektów niepożądanych. Poza tym, dzięki Internetowi, możemy poczuć się bardzo blisko nawet z przyjaciółmi przebywającymi na innym kontynencie.

Oczywiście – wszystkie powyższe uwagi nie dotyczą e-mailowej, ani SMSowej, świątecznej korespondencji seryjnej, czyli bardziej lub mniej rokokowych w formie życzeń, wysyłanych hurtowo do kilkuset adresatów, będących oczywiście sygnałem: „pamiętam, że istniejesz”, ale nie stanowiących zachęty do jakiegokolwiek znaczącego kontaktu.

Zechciejcie zatem Państwo przyjąć serdeczne życzenia zdrowych (bo czego doktor może życzyć?), spokojnych, spędzonych w poczuciu wspólnoty z bliskimi duchem osobami Świąt.