Protest rezydentów: czym tak boleśnie ugodzili ego prezesa?

Na protesty ustrojowo-sądowe i na „czarny protest” Drogi Przywódca odpowiedział nienawiścią. Pielęgniarki zlekceważył. Obrońców Puszczy Białowieskiej rozgania bojówkami. A rezydenci boleśnie użarli go w ego i ma z nimi kłopot.

Skąd wiem o obolałym ego nadprezesa? Oczywiście nie wiem (nieprzenikniony bowiem on jest jak mimika pani premier), ale mogę domniemywać na podstawie poszlak. Pojawiły się one w ową sobotę, gdy protestowano przed Kancelarią Rady Ministrów.

Jeszcze rankiem tamtego dnia przeczytałem niesłychaną wypowiedź Słońca Narodu: „Udział wydatków na służbę zdrowia w PKB, czyli tej ogólnej puli corocznych dochodów, tego wszystkiego, co odliczając koszty w Polsce, jest wytwarzane, to ciągle jest bardzo mało, to jest 4 proc. z kawałkiem. To ciągle rośnie, ale to rośnie dość wolno. Takie minimum minimorum, ale podkreślam minimum minimorum to jest 6 proc.”. Czyli najbardziej decyzyjna osoba w państwie poparła postulaty rezydentów!

Fakt, że później prezes dodał: „Do tego będziemy musieli rzeczywiście dojść, ale nie możemy tego robić pod wpływem nacisków grupy młodych ludzi”. Był to oczywisty, charakterystyczny dla autora wypowiedzi tzw. kop wyrównawczy, żeby gówniateria nie pomyślała sobie ani przez chwilę, że może poważnym ludziom narzucać tempo, w jakim ci będą realizowali swoje deklaracje. Bilans tej wypowiedzi był jednak zaskakujący. Dla żadnego z poprzednich dużych protestów Jarosław Kaczyński nie wyraził dotychczas takiego zrozumienia.

Wieczorem, już po proteście, wódz powiedział jednak (podaję za najbardziej wiarygodnym w tym przypadku źródłem, czyli tvp): „Jest przypuszczenie, że to od samego początku jest coś, co nie ma nic wspólnego ze służbą zdrowia, ale mam nadzieję, że tak nie jest”. Czyli stało się coś takiego, co kazało mu przejść od wyrażenia zrozumienia do agresywnej insynuacji. Co takiego? Tu właśnie zaczyna być ciekawie.

Rezydenci trafili prezesa wszystkich prezesów w czułe miejsce osobowości. Bolesny okazał się zapewne fakt, że przyjęli potencjalnie bardzo skuteczną strategię, odmienną od innych protestujących grup. Stali się przez to przeciwnikiem niespodziewanie wymagającym, a tego Drogi Przywódca znieść nie może. Co mogło sprawić mu taki ból?

1. Rezydenci wysłali do opinii publicznej jasny, prosty komunikat: żądają zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia. Dopiero w drugim planie przewija się postulat dotyczący ich pensji. Uniknęli błędu, który popełniły pielęgniarki z Centrum Zdrowia Dziecka – główny akcent ich postulatów spoczywał na wynagrodzeniach i niedopuszczalnych warunkach pracy, a kwestia bezpieczeństwa małych pacjentów gdzieś w tym wszystkim umykała obserwatorom spoza branży.

2. Rezydenci pokazują w swoich wystąpieniach, jak niedofinansowanie systemu i brak kadr przekładają się na konkretne ludzkie losy. To chyba największy ich sukces: zsynchronizowali ludzkie wkurzenie, o co w kwestiach zdrowia niełatwo. O ile bowiem np. dzieci idą do szkoły w jednym terminie i wściek rodziców może być w związku z tym synchroniczny, to choroba przychodzi do każdego w trochę innym momencie. Co więcej – osoba chorująca i jej bliscy nie mają wtedy z pewnością głowy do kwestii systemowych. Pozostają jednak po tym wszystkim wspomnienia, niekiedy traumatyczne.

Rezydenci i doświadczeni lekarze opowiadają o historiach pacjentów, którzy za długo czekali na jakieś procedury albo nie mogli jakichś świadczeń otrzymać. W ten sposób odwołują się również do ludzkiej pamięci. Powodują, że tamte niedobre wspomnienia u wielu osób wracają, ale już jako refleksja. Coraz więcej ludzi uświadamia sobie, że nie musiało być tak, jak było. Odczucia różnych osób – gniew, żal i chęć zmian – synchronizują się w czasie. Zwiększa się presja społeczna na dokonanie tych zmian, czyli przyzwolenie, jeżeli nie poparcie, dla protestujących. Takie historie pacjentów to potężna broń. Moim zdaniem zbyt mało używana przez rezydentów i te media, które rozumieją wagę problemu.

3. Rezydenci podkreślają, że walczą również o sens swojej pracy. To kolejny ważny punkt. Jeżeli bowiem zastanowimy się, co może sprawić, że chcemy wykonywać jakąś pracę, to odpowiedzi mogą być dwie: poczucie sensu, jaki ta praca daje, oraz dobre wynagrodzenie. Przy czym to drugie częściej może być kwestią do rozważania kompromisu niż to pierwsze.

W wypowiedziach rezydentów uderza frustracja. System nie pozwala im skutecznie leczyć. Nie wspiera efektywnego doskonalenia umiejętności, co w ostatecznym rozrachunku szkodzi pacjentom. Przeciążenie lekarzy nie tylko szkodzi ich zdrowiu, ale przede wszystkim zwiększa ryzyko suboptymalnego postępowania z pacjentami lub nawet błędów. Pytanie jest proste: skoro pracuję ponad siły i nie mogę pomagać ludziom, to po co mam jeść tę żabę? Po co narażać swoje zdrowie, a przede wszystkim swoje życie osobiste, czyli poczucie sensu życia? Może lepiej być lekarzem rodzinnym w brytyjskim NHS niż wysublimowanym specjalistą w Najjaśniejszej Rzeczypospolitej? Tę kwestię – sensu wykonywanej pracy – rozumie coraz więcej ludzi, bo mają podobne problemy.

4. Coraz bardziej powszechna staje się świadomość, że – przynajmniej w części – pieniądze w systemie ochrony zdrowia mogłyby być większe, gdyby nie przeznaczano ich tyle na cele z pewnością mniej istotne od ludzkiego zdrowia i życia. Przykładem mogą tu być ogromne fundusze na IPN czy TVPiS. Innym przykładem – finansowanie militarnych milicji ministra obrony. Chociaż w tym drugim przypadku rzecz nie jest już tak jednoznaczna. Formacje owe wpływają bowiem korzystnie na samopoczucie swojego szefa, więc efekt prozdrowotny jest. Tyle że w nieco zbyt małej skali społecznej. Nad tymi i innymi potencjalnymi źródłami zasilenia systemu ochrony zdrowia zastanawia się coraz więcej osób, a nadprezes takiego zastanawiania się bardzo nie lubi.

5. Postulaty zgłaszane przez rezydentów są identyczne z tymi, które obecny minister zdrowia zgłaszał tuż przed wygranymi przez Dobrą Zmianę wyborami. Niezręcznie więc by było, gdyby owa Zmiana potraktowała je teraz jako koncepcyjny śmieć.

6. Rezydenci, którzy początkowo wydawali się słabą, osamotnioną grupą, uzyskali nieoczekiwanie duże poparcie wszystkich liczących się środowisk i organizacji medycznych: Naczelnej Rady Lekarskiej, poprzez OZZL, Porozumienie Zielonogórskie, organizacji pielęgniarek, techników medycznych, ratowników medycznych i diagnostów. Nie ma oczywiście z protestującymi „Solidarności”, ale może to i lepiej, a wsparcie jest i tak potężne. Taka siła musi władzę niepokoić.

7. Rezydenci nie mogą w żaden sposób być propagandowo dyskredytowani jako rozwydrzone elity, bo wszyscy wiedzą, że są golcami na dorobku. Oczywiście, było kilka prób, przeprowadzonych przez słabszych mentalnie pracowników TVPiS, ale nawet część mediów i polityków z prawej strony zareagowała na nie oburzeniem. Czyli trudno rezydentów oczernić. To pozbawia Dobrą Zmianę jej ulubionego – obok insynuacji – oręża. To dla prezesa wszystkich prezesów oczywisty (że użyję jego ulubionego słowa) dyskomfort.

8. Rezydenci odcięli się od polityków i walki politycznej. Nie chcą zwalniać ministra Radziwiłła, bo nie na tym polega rozwiązanie problemu, który jest dla nich najważniejszy. Nie identyfikują się z partiami opozycji. Nie można ich zatem potraktować jako stronę lub przynajmniej narzędzie w walce politycznej (chociaż Jego Miłomściwość w swej bezsilności próbował).

Czy rezydenci odniosą sukces? Nie wiem, ale jestem przekonany, że od ostatnich wyborów żaden protest nie miał takich podstaw, by osiągnąć swój cel. Kluczem do zwycięstwa mogą być powtarzające się przekazy ilustrujące, jak obecne funkcjonowanie systemu opieki zdrowotnej może przełożyć się na losy poszczególnych pacjentów. Czyli wszystkich wyborców – teraz albo w przewidywalnej przyszłości.