Bardzo zdrowy Gest Kozakiewicza

Osobisty udział w najnowszej odsłonie konfliktu polsko-putinowskiego może przynieść większości obywateli naszego kraju bardzo konkretne korzyści i trochę przyjemności.

Jego Miłomściwość Pan Prezydent P. postanowił, że nam pokaże. Pan Prezydent to poważny mąż stanu i wie, że (parafrazując bon mot Kabaretu „Potem”) jak on nam tak bardzo pokaże, to my tak strasznie zobaczymy. Konkretnie – zobaczymy niesprzedane, bo zawrócone z rosyjskiej granicy jabłka.

Każdy zareagował na swój sposób. Bruksela podobno naradza się nad rekompensatą. W narodzie zaś obudził się, jak za najlepszych czasów, duch przekory. Obliczono, że cała rosyjska akcja obróci się w niwecz, jeżeli każdy polak zje rocznie o 4,5 kg jabłek więcej, bo wówczas popyt wewnętrzny wchłonie nadwyżkę eksportową. Rozpoczęto zatem akcję: „Nie daj się Putinowi, jedz jabłka”. Wspaniale! Postanowiłem przyjrzeć się skutkom tego, że Pan Prezydent wypatrzył owocówkę w polskich jabłkach od strony medycznej.

Zacznijmy od obliczenia: podczas dowolnych zakupów można sprawdzić, że na kilogram składa się 5–6 jabłek. Zatem jedno przeciętne jabłko waży pomiędzy 160 a 200 gramów, z czego wynika, że antyputinowskie 4,5 kilograma to 23–29 jabłek rocznie, czyli 2 do 3 jabłek miesięcznie. Czyli właściwie nic – mimo że cały czas zaokrąglałem obliczenia wzwyż, do całych jabłek. Właściwie to się zmartwiłem, że wystarczy tak mało. Nie ze względu na sadowników, ale na medyczny aspekt sprawy.

Mam bowiem nadzieję, że jabłkowa próba sił, poza zażegnaniem ekonomicznej zapaści części naszego rolnictwa, spowoduje przy okazji modę na zachowanie prozdrowotne, jakim jest niewątpliwie regularne jedzenie owoców, w tym jabłek.

Polak jest bowiem tak zbudowany w środku, że jeżeli zaleci mu się coś, „bo to zdrowe”, to zbędzie poradę drwiącym uśmieszkiem. Jeżeli jednak wie, że tym samym zachowaniem (a że prozdrowotnym, to już trudno) może komuś przyłożyć, to zje nie 2, ale 20 jabłek miesięcznie, i to z uśmiechem triumfu na obliczu. No i miałem nadzieję, że jabłkowy nawyk pozostanie. Niech będzie, że ograniczony do dwóch jabłek dziennie. Najpierw w ramach walki z Imperium, a potem na pamiątkę tej niewątpliwie zwycięskiej kampanii, przekazywany jako patriotyczny zwyczaj kolejnym pokoleniom.

Wspomniane dwa jabłka dziennie (taki jest postulat niektórych dietetyków) to spora dawka rożnych pożytecznych substancji, o czym można przeczytać w tak szacownych publikacjach, jak „My i Nasz Dom” Ireny Gumowskiej (PWN, Warszawa 1956) lub na całkiem nowoczesnych portalach.

Poza witaminami i mikroelementami bardzo cennym składnikiem jabłek są pektyny. To one wiążą i neutralizują niektóre toksyny w przewodzie pokarmowym.

We wspomnianej książce Irena Gumowska wspomina, że jabłka są doskonałą terapią biegunek. Od tego czasu minęło 58 lat, a tarte jabłko może być jednym ze środków pierwszej pomocy w łagodnej, ale dokuczliwej niedyspozycji żołądkowej podczas wakacji, gdy dostęp do lekarza jest chwilowo utrudniony.

Z drugiej strony – być może to dzięki pektynom jabłka łatwo sycą, stając się cennym składnikiem diety osób pragnących się odchudzić. „Chipsy” z suszonych jabłek są świetną przekąską dla kierowców, telewidzów, kinomanów, czytelników etc., o ile lepszą od ziemniaczano-tłustego pierwowzoru.

Efekty masowego zaangażowania w akcję projabłkową i antyputinowską zarazem mogą być zatem tylko dobre: pomożemy sadownikom (czyli gospodarce), a my będziemy zdrowsi.

Nie zapominajmy również o dwóch małych przyjemnościach, które możemy zyskać. Pierwsza to smak jabłek. Druga – świadomość, że po 24 latach od Olimpiady w Moskwie znowu pokazaliśmy Gest Kozakiewicza niektórym jej obywatelom. Wystarczy nawet, że jednemu.