Religijno-medyczna wojna polsko-polska: którędy przebiegają okopy?

Brednie ideowego charakteropaty albo celebryty można zignorować. Opinia przyzwoitego lekarza musi być traktowana serio i może martwić.

Zanim zacytuję komentarz, na który zamierzam odpowiedzieć, pozwolę sobie na kilka słów o jego autorze. Czuję się do tego uprawniony z trzech powodów.

Po pierwsze – komentator podpisał się imieniem i nazwiskiem. Po drugie – wydarzenia, o których chcę napisać, zostały opisane przez ogólnie dostępne media. Po trzecie – wspomniane wydarzenia wystawiają autorowi komentarza jak najlepsze świadectwo.

Otóż w wyniku konfliktu w szpitalu w Nowym Sączu (pozwolę sobie pominąć jego szczegóły) dyżurowania odmówił praktycznie cały zespół lekarski Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. Jest to oddział kluczowy dla funkcjonowania szpitala, ale przede wszystkim – dla bezpieczeństwa nowo przybyłych chorych.

Wówczas zastępca dyrektora szpitala do spraw medycznych, Pan Doktor Andrzej Fugiel, rozpoczął dyżurowanie w trybie ciągłym, bez zmiany, żeby zapewnić pacjentom pomoc. Dyżurował tak aż do chwili, gdy musiał rozpoznać u siebie samego zaostrzenie choroby wieńcowej, założyć sobie historię choroby i przyjąć siebie – jako pacjenta – do oddziału kardiologicznego. Zachował się zatem jak człowiek przyzwoity, bo podjąwszy się bycia dyrektorem medycznym, postępował konsekwentnie w trudnej sytuacji.

Jakże bym chciał widzieć taką postawę u wszystkich naszych funkcjonariuszy publicznych – niestety, zazwyczaj kierują się oni maksymą z Kabaretu Pod Egidą: „Ja gram w to, w co wygrywam”.

Pan Doktor Fugiel napisał komentarz do wpisu o klauzuli sumienia:

„Jeszcze kilka takich klauzur sumienia, problemów aborcyjnych etc. i plan rządzących zostanie zrealizowany. Przeciwstawić naród nacji lekarskiej, żeby doktorki kombinatorki miały się z pyszna i żeby nie podnosili głowy. Czekajmy, co nam siły rządzące jeszcze zgotują. A my, doktorzy – niby tacy mądrzy, inteligentni – dajemy się sterować i wodzić za nos.
Dokąd nas zaprowadzi ta polityka zohydzania nas, lekarzy…”.

Pozostając z głębokim szacunkiem i osobistą sympatią dla autora komentarza, pozwolę sobie jednocześnie nie zgodzić się i wyrazić zaniepokojenie.

Dowodów na to, że linia podziału w tej kwestii nie przebiega pomiędzy lekarzami a resztą społeczeństwa, jest wiele. Łatwo można usłyszeć lub przeczytać opinie lekarzy o całkiem sprzecznych wzajemnie poglądach – i będę się upierał, że nasza czcigodna władza nie ma dość siły ani rozumu, żeby do takiego skłócenia doprowadzić.

Obojętnie, czy mówimy o przeciwstawieniu lekarzy nie-lekarzom, czy o wewnętrznym skłóceniu środowiska. Co więcej – wydaje się, że nawet pośród lekarzy-katolików nie ma jedności w kwestiach związanych z klauzulą sumienia i jej stosowaniem. Nie komplementujmy ministra Arłukowicza i wiceministra Neumanna podejrzeniami o sprawstwo tych wszystkich konfliktów. W naszej czcigodnej władzy jest – że zacytuję Wokulskiego – tyle demona, co siarki na zapałce.

Co więcej, dokładnie takie same podziały – niezależne od profesji i deklarowanej wiary – można spotkać w przeróżnych grupach zawodowych. Tak przynajmniej wynika z publikacji medialnych.

Niepokojące jest to, że część przedstawicieli zawodu traktuje atak na któregokolwiek lekarza jako atak na całe środowisko.

Obawiam się, że świadczy to o narastającym „zespole oblężonej twierdzy”, wynikającym z użerania się z NFZ przy dramatycznej niesprawności zarządzania ze strony ministerstwa zdrowia. Ta zaś jest następstwem przewagi myślenia doraźnego nad strategicznym. Być może również pewnych deficytów odwagi, wyobraźni i inteligencji u czołowych postaci ministerstwa. W wyczerpaniu walką nawet tak twarde osoby jak Pan Doktor Fugiel mogą stracić dystans.

Oczywiście postawa: „atak na jednego z nas jest atakiem na wszystkich”, bywa również następstwem źle rozumianej dumy zawodowej, zwłaszcza u medycznych celebrytów.

Obawiam się, że jeżeli coś ma zdeprecjonować lekarzy w oczach większości społeczeństwa, to właśnie takie stawianie sprawy. Ale winy nie będzie w tym przypadku ponosić jakakolwiek władza, lecz sami przedstawiciele środowiska lekarskiego.