Znachor prawdę ci powie
Na nowosądecką tragedię zagłodzonej, sześciomiesięcznej Magdy można spojrzeć z nieco innej strony, niż czynią to dyskutanci w mediach.
Przypadków, kiedy ludzie rezygnują z uznanych oficjalnie metod leczenia, nie jest znowu tak mało. Można by powtarzać, że zabobon i w ogóle, ale jest jeszcze kilka kwestii mniej dostrzeganych.
Po pierwsze: tęsknota za jasnym przekazem. Lekarze nie umieją rozmawiać z pacjentami. Nikt ich tego nie uczy, a z biegiem lat odchodzą z zawodu i ci nieliczni, którzy mogliby być wzorcem. W młodszym pokoleniu przeważają niekomunikatywni, mało empatyczni technokraci. Pacjenci nie rozumieją ich, a w konsekwencji – nie rozumieją istoty swojej choroby ani logiki procesu leczniczego. Tymczasem znachor lub internet dostarczy informacji jasnej, podanej przekonywająco, tym bardziej że nieodczłowieczonej. Punkt dla znachora, bo jeśli pacjent nie rozumie lekarza, to mu nie ufa, a bez tego nie ma skutecznego leczenia. Dlatego w niektórych krajach nie da się zdać egzaminu lekarskiego bez wykazania się umiejętnością rozmowy z pacjentem.
Po drugie: tortura nadziei. Powiadano mi o przypadku dziecka, u którego w klinice rozpoznano nowotwór. Ratunkiem mogła być operacja – do pewnego stopnia okaleczająca, ale niepowodująca głębokiego inwalidztwa, a co najważniejsze – stwarzająca ogromne szanse na przeżycie. Warto podkreślić, że po takiej operacji możliwe są normalna nauka, wykonywanie większości zawodów oraz uprawianie sportu, a także normalne życie rodzinne.
Rodzice jednak – wstrząśnięci rozpoznaniem i perspektywą zabiegu (co jest absolutnie zrozumiałe) – zwrócili się do znachora. Ten zalecił, by dziecko natychmiast zabrać ze szpitala i oddać pod jego opiekę. Kilka miesięcy później chłopca przywieziono do kliniki ponownie – już tylko po to, żeby umarł. Czy to wina lekarza, że etyka nie pozwala mu powiedzieć: „Na pewno będzie dobrze”? Wie przecież, że w medycynie nie ma pojęcia: „na pewno”. Tymczasem znachor takich oporów nie ma, a ludzie oddadzą wszystko za wiarę w dobre zakończenie.
Po trzecie: marketing kulturowy. Skoro celebryci – aby zaistnieć – nawołują, na przykład, do stosowania medycyny alternatywnej albo nieszczepienia dzieci, to ktoś w końcu pójdzie za ich przykładem. Tutaj wypada tylko przypomnieć i nawołującym, i ulegającym nawoływaniom, że myślenie ma przyszłość.
Po czwarte: media. Przynajmniej raz w tygodniu znajduję w wiadomościach informację o skandalicznym błędzie lekarskim. To dobrze, że takie sprawy nie są zamiatane pod dywan. Jednak sposób ich przekazu czasami ma nazbyt emocjonalny charakter, pozbawiony spokojnej analizy.
Rozumiem dziennikarzy: karmią się śmiercią, tragedią, występkiem. Nie odróżniają, co jest błędem, a co niepowodzeniem leczenia (nie potrafimy wszak zapewnić nieśmiertelności). Na to, by poznać chociażby podstawową potrzebną do tego wiedzę, nie mają zazwyczaj ani czasu, ani ochoty. Takie są media, bo tacy są ich odbiorcy i tak było zawsze – od czasów, gdy jedynym źródłem informacji był ustny przekaz. Rozumiem, że to nudne: „ktoś był ciężko chory i został uratowany”, jeżeli choroba jest wprawdzie groźna, ale wcale nie egzotyczna. Dziennikarze powinni jednak zrozumieć, że pewien sposób przekazu tworzy wrażenie: „lekarze cię zabiją”. Wniosek? „Ratuj się kto może! Chodźmy do znachora!”.
Po czwarte: manowce internetu. Tam szuka się pożądanych informacji, nie zawsze chcąc poświęcić czas na ich analizę i weryfikację. Internet zaś jest łatwiej dostępny niż fachowa porada.
Czasami prowadzi to do absurdów. Niedawno osoba, którą mam za wysoce rozgarniętą i rozumiejącą świat, uległa drobnemu urazowi. W pierwszym odruchu panicznego poszukiwania pomocy najpierw rzuciła się do forów internetowych, a dopiero potem (co ze wstydem przyznała) zadzwoniła po poradę lekarską. Bo tego rodzaju odruchy są normalne w młodym pokoleniu. Bo chcemy wiedzieć natychmiast – jasno i jednoznacznie. Opowiedziała mi również owa młoda osoba, jakie to bzdury znalazła na forach i że to ją otrzeźwiło. Wyobraźcie sobie zatem młodych rodziców trafiających na forum, gdzie szukają pomocy dla chorego dziecka. Ktoś anonimowy poleca znachora, podając przykłady wspaniałych uzdrowień w przypadkach, gdy medycyna oficjalna była absolutnie bezradna. Tak, internet naprawdę może zabić.
Wydaje się, że niektóre zachowania powinny odejść do historii wraz z rozpowszechnianiem się wiedzy i postępem technologii. Tymczasem widać jasno, że od zamierzchłych czasów ludzie gubią siebie lub swoich bliskich przez niezmiennie podobne nadzieje i lęki. Zmieniają się tylko dekoracje.
Komentarze
Trochę sobie tutaj Gospodarz przeczy, gdyż sam postępuje w taki sposób w jaki postępują dziennikarze opisani w punkcie czwartym. Statystyki „błędów lekarskich” są przerażające i wystarczy je porównać z błędami „znachorów” aby się przekonać dlaczego ludzie oszacowują ryzyko tak a nie inaczej. Co więcej, podejście lekarzy jak i samego systemu do pacjenta jest wybitnie instrumentalne czego już nie ma przy medycynach niekonwencjonalnych. Skala skutków ubocznych przy lekach konwencjonalnych jest tak ogromna, że potrzeba by milion homeopatów aby przebić jeden nieudany produkt firm farmaceutycznych, chyba każdy ma kogoś w rodzinie, komu leki zaszkodziły albo zasponsorowały nową chorobę. Dlatego jeśli mówimy o porządnym dziennikarstwie to wypadało by przedstawić profesjonalne porównanie. Coś czuję, że tak pięknie by nie wyszło, a to że nie ma nieśmiertelności to żaden argument.
szkoda,
ze pan nie podał statystki z USA mówiącej ilu pacjentów lekarze rocznie wysyłają na drugi świat. Znachorzy przy nich to niewinne dzieci. Albo zagrywki WHO, np. ze świńską grypa, o szczepionkach nie wspominam
Proszę Pana głupota i szarlataneria rozlewa się po świecie wielkimi falami. Dowodem na to choćby ciągła popularność wróżek, leczących piramidek, różdżek, jasnowidzów, panów „ręce, które leczą”, homeopatii (tą ostatnią – o zgrozo – można już nawet w Polsce studiować na tzw. Uczelni Medycznej!!!). Gdzie nie ma wiedzy, tam wkracza zabobon.
To chyba nie tylko rozpaczliwe poszukiwanie ratunku dla bliskiej, ciężko chorej osoby, albo dla siebie samego; szukanie nadziei. Odrzuca technokratyzm, odhumanizowanie medycyny oficjalnej. A przecież medycyna wyrosła z magii plemiennej i jest wynalazkiem ostatnich 5 tys lat. Znachorzy leczyli o wiele dłużej, a człowiek zmienia się o wiele wolniej, niż technika. Nie pamiętam który z wielkich lekarzy 20-lecia międzywojennego powiedział, że medycyna to jest 70% wiedzy, 10% szczęścia i 20% magii (na użytek chorego). Coś w tym jest. Może w zespołach szpitalnych albo większych praktykach lekarskich zatrudniać osobę (osoby) szczególnie predysponowane do rozmów z pacjentami i ich rodzinami? Kogoś, kto nie tracąc niczego z rzeczowego przekazu potrafi przystępnie wyjaśnić istotę choroby i wybrany sposób leczenia, a na dodatek potrafi stworzyć taką unikalną atmosferę kompetencji i zaufania? I nie łudźmy się – zawsze znajdą się osoby, które poszukają „cudowności” – to jest atawistyczna potrzeba niektórych ludzi – oszukać śmierć, kalectwo obojętnie jaką drogą. I oczywiście media z kuriozalnymi oskarżeniami „pogotowie nie udzieliło pomocy 96-letniej pacjentce i kobieta zmarła”. Nadal widuje się niemowlęta w wózeczkach z zawiązaną wokół rączki czerwoną wstążeczką „od uroku”, a ponoć jesteśmy niesłychanie wykształconym społeczeństwem.
Ja bym wział za łeb nie znachorów ale wszystkich durnych rodziców, którzy posyłają własne dzieci na tamten świat
Wpisy blogowiczów sa dowodem na to, ze jeszcze niepredko ludzie zrozumieja, ze „medycyna” w wykonaniu znachorow to głównie szczęście pacjenta, jesli szaman go nie zabije. Pretensje do lekarzy, ze nie dokonali cudu i nie uratowali smiertelnie chorej osoby – to zjawisko towarzyszace wierze w hochsztaplerow. No i ogolna ludzka ciemnota, jesli nawet delikwent posiada dyplom uniwersytecki. Pamiętam, jak moja znajoma, znany historyk sztuki, nie mogla sie nadziwic, ze moj synek, choc nie chrzczony, nie choruje, a jej chrzczone dzieci na okraglo:))
@VPS
Statystyki „błędów lekarskich” są przerażające i wystarczy je porównać z błędami „znachorów” aby się przekonać dlaczego ludzie oszacowują ryzyko tak a nie inaczej.
Podaj, gdzie można znaleźć „statystyki znachorów”? 🙂
No i życie, to nie durny serial medyczny. Chcesz mieć gwarancję, to kup toster. Bo w medycynie, masz tak, że zależnie od twojej przypadłości i staranności lekarzy masz xx% szans. Porównaj to xx% z tym zz% jak to się skończy bez interwencji lekarskiej, a nie ze zdrowym człowiekiem.
Dzień Dobry;
Niestety Panie Doktorze z dwóch poprzednich wpisów już widać,że problem ma niestety charakter nieuleczalny-może by tu znachora.
Podoba mi się Pańska próba zamknięcia zjawiska w krótkiej formie.Rozmowa z pacjentem,uważam w niej leży większość jeśli nie wszystkie praprzyczyny konfliktów.Niestety nawet jeśli lekarz ma „wyposażenie osobiste” umożliwiające jasny przekaz to odbiorca może być pokroju Panów/Pań VSP i Adam 2222,znakomitej ilustracji Pańskich wywodów.
„Skala skutków ubocznych przy lekach konwencjonalnych jest tak ogromna, że potrzeba by milion homeopatów aby przebić jeden nieudany produkt firm farmaceutycznych”.
Nie trzeba ich aż tak wielu. Wielu ludzi umiera lub doznaje poważnego uszczerbku na zdrowiu, bo zamiast się leczyć, idą do homeopaty, który udaje, że leczy. Więc, owszem, homeopatia jest bardzo groźna.
Powodów moim zdaniem jest więcej. Ot choćby głupie kolejki. Wiadomo ile czeka się do specjalistów, do znachorów kolejek nie ma. Nawet jeśli do lekarzy pierwszego kontaktu trafiamy stosunkowo szybko to często są to różni lekarze. Jeśli chcę zapisać dziecko do pediatry to już teraz wiem o której z rana muszę zadzwonić żeby zdobyć miejsce, ale jeśli nie mogę czekać kilku dni trafiam losowo do jednej z kilku lekarek do wyboru. I każda mówi co innego. Pół biedy jeśli są to drobiazgi. Jedna mówi, że mój syn jest za gruby i muszę natychmiast go odchudzić, a druga mówi, że wcale tak nie jest. Jedna przy identycznych objawach mówi, że to trzydniówka nie zaglądając do uszu, druga najpierw zagląda do uszu, bo boi się ich zapalenia. Ze specjalistami jest jeszcze gorzej. Czekam miesiąc na wizytę u laryngologa, żeby usłyszeć że może to trzeci migdał, ale powinnam przyjść jeszcze raz. Płacę za kolejną wizytę żeby była szybciej, a lekarka mnie nie pamięta i mówi „a pani po co tu właściwie przyszła”. Niechby już byli nieempatyczni, niemili ale na miłość boską niech mówią z grubsza to samo, niech nie będzie tak łatwo złapać ich na niekonsekwencji. Zdarzało mi się też usłyszeć, że problem wykracza poza specjalizację lekarza i już i nic więcej. Żadnej rady do kogo w takim razie powinnam pójść i jak w takim momencie nie korzystać z internetu? Skąd ja mam wiedzieć, że skoro ten lekarz mnie odesłał z kwitkiem to gdzie ja mam isć?
Pozostaje jeszcze kwestia wiary w tzw. cudowne uzdrowienia „przy pomocy” tzw. świętych.
Modlimy się i lekarze są zbędni. Paranoja.
Tutaj, esencja naszej mentalności; mózgi sprane na amen:
http://jerzyurban.blog.pl/2014/05/12/kraj-szamanow/
Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka. Po pierwsze – nieuctwo i wiara w zabobony. (Również wiara w cuda, propagowana przez Kościół Katolicki). Po drugie – fatalny system ogólnej opieki medycznej w Polsce. Po trzecie – sami lekarze, którzy nie patrzą na człowieka jako pewną całość, ale jak na przypadek. Brak jest empatii, rozmowy, zrozumienia. Czy ktoś z lekarzy porozmawiał z rodzicami tego chorego chłopca? Czy tylko na sucho obwieścił, że dziecko ma nowotwór? Profesor Szenajch mawiał, że medycyna jest nauką bardziej humanistyczną niż ścisłą. Niewiele kto o takich słowach pamięta. Z pacjentami trzeba rozmawiać, trzeba znaleźć na to czas i mieć odpowiednią kulturę i wiedzę, żeby umieć rozmawiać. A współcześni lekarze to bardzo często wąscy specjaliści, zapominający że człowiek jest całością psycho-somatyczną. Częsty (niestety) brak ogólnej kultury, arogancja i obojętność lekarzy wpychają pacjentów w ręce znachorów, co niejednokrotnie kończy się tragedią
@Robert P
No właśnie, wiesz jakie szkody przynoszą znachorzy? Ilu szkodzi i zabija? Podaj liczby, bo jak na razie to możesz podać tylko to co przeczytasz w mediach, czyli jeden przypadek na jakiś czas. Na jakiej więc podstawie porównanie? Skoro „ręce które leczą” nie leczą to proszę o dane i o liczby, bo bardzo łatwo można pokazać jak nie leczą lekarze i jakie żniwa zbierają leki, które co roku pojawiają się i znikają z rynku. Sam wylądowałem w szpitalu przez leki na grypę, mam 6 osób w rodzinie „załatwionych” przez błędy lekarzy w tym jedna osoba omal nie umarła przez lek, który już wycofano z rynku i to nie są moje wnioski, to się słyszy w szpitalu na diagnozie – skutek uboczny leku.
Czekam więc na dane o znachorach, homeopatach itp. Chciałbym porównać, choć dla kogoś myślącego, obejdzie się i bez statystyki, wystarczy popatrzeć na Kubę, która ma służbę zdrowia zbudowaną na medycynie niekonwencjonalnej i jak już umierają to z brudu i biedy ale nie w wyniku „leczenia”.
Co to za logika – lekarze leczą, ale jak nie wyleczą to jest to wynik niedoskonałości ludzkiej egzystencji, czyli człowiek śmiertelnym jest. Homeopaci i znachorzy nie leczą, i za każdym razem jak nie wyleczą to jest to wynik ich szkodliwego działania, a jak wyleczą, to przez przypadek, czynnik ludzkiej śmiertelności i niedoskonałości już tu nie działa. Jak nazwać to kwadratowe koło? Może jakaś propozycja?
Fajnie by było też wymyślić nazwę na lek, który dziś jest na rynku i „działa” ale jak za rok zniknie niszcząc zdrowie kilku losowym pechowcom, okazuje się, że „prawie działał” – jak to nazwać, bo chyba nie lekarstwo, może ruletka? Myślę, że to dobra nazwa bo konwencjonalna służba zdrowia przypomina kasyno – jeden coś wygra, drugi przegra, większość staje się uzależniona i nieustannie wraca, a na plus zawsze i tak wychodzą firmy i lekarze. Kasyno, nic dodać nic ująć.
@vps – zaprezentowałeś w soim poście tak pokręconą nibylogikę, że zaczynam dostrzegać źródło religijności Polaków… Nie można dostarczyć danych, że czegoś nie ma („ręce które leczą, nie leczą”). Po drugie to ty wrzuciłeś tezę, jakoby znachorzy byli skuteczniejsi, więc to ty musisz udowodnić swoje stwierdzenie. Zapytany o dowody uciekasz w anegdoty.
> ” bardzo łatwo można pokazać jak nie leczą lekarze i jakie żniwa zbierają leki” –
cudów nie ma, ale są dane, bada się, obserwuje, wyciąga wnioski, naprawia. Nie dotyczy znachorów.
> Homeopaci i znachorzy nie leczą, i za każdym razem jak nie wyleczą to jest to wynik ich szkodliwego działania, a jak wyleczą, to przez przypadek (…)
Logika ci nawala: nie leczą ale czasami wyleczą? Problem w tym, że nie leczą. Magia nie leczy. Więc nie wyleczą, ale pacjent często sam wyzrowieje (bardzo wiele dolegliwości mija samoistnie), szaman zapisuje sukces na swoje konto, głupi ludzie wierzą…
> Fajnie by było też wymyślić nazwę na lek, który dziś jest na rynku i „działa” ale jak za rok zniknie niszcząc zdrowie kilku losowym pechowcom, okazuje się, że „prawie działał” (…)
Wiesz, nauka to nie magia, to są odkrycia, poszukiwania, ciągłe badanie, postęp i …zawsze ryzyko. „Prawie działał” to i tak setki tysięcy razy lepiej niż homeopatia, która nigdy i zupełnie nie działa.
Na koniec żart dla odśmiania: zamiast zastrzyku, lekarz homeopata uszczypnął tylko pacjenta w dupę.
Sparafrazuje znane powiedzonko, o lekarzu; vps, lecz się sam.
Znachorzy też mają rację. W ich obronie.
Artykuł i większość komentarzy wydają się pochodzić z czasów naukowego światopoglądu i świetlanej naukowo medycznej przyszłości. Szkiełko i oko. Czasy się zmieniły a komunistyczny światopogląd żyje: Podaj liczby, miliony giną. Naukowo. No tak, jednostka bzdurą, jednostka niczym, pisał już Majakowski. Bla bla bla.
Tymczasem czasy się zmieniły i niektórzy zauważyli, że lekarze klasyczni leczą choroby a owi leczą człowieka. Jakoś to do Polski jeszcze nie dotarło. Bo jak wytłumaczyć, że placebo działa nawet na psy. W moim postkomunistycznym łbie to się to się też nie mieści, ale tak jest. Okazuje się, że 60% leków w ogóle nie musi zawierać substancji czynnych. Lekarze mają zawarte z aptekami umowy, że znaczek na recepcie oznacza placebo. Ale taki lek działa bo ludzie czegoś więcej potrzebują, kompleksowego oddziaływania na człowieka a nie na chorobę. (Osobiście nie radzę złamanej nogi leczyć machaniem rąk. Dlatego niech nikt mi tu nie trąbi o statystyce i przykładach).
Dalej, znachorzy!
Niemieccy lekarze zauważyli, że obecność uzdrowiciela (w PL to znachor) pozytywnie wpływa na przebieg choroby, operację i proces zdrowienia. Nie wiem jak, ale chorzy odczuwają, że ręka nad operowanym kolanem rozgrzewa je i uspakaja chorego. Wiele szpitali w Niemczech zatrudnia dziś znachorów towarzyszących lekarzom i opiekunów chorych. To skraca czas leczenia i przynosi szpitalowi finansowe zyski.
Proszę mnie nie wyzywać, mnie też się nie chce wierzyć. To niezgodne z nauką na aktualnym poziomie. Tyle, że proces leczenia to nie tylko przepisywanie leków i leżenie w łóżku. Można powiedzieć, że i w Polsce jest to samo, tylko uzdrowiciela zastąpił klecha – taki znachor bez wykształcenia medycznego i psychologicznego. No i dla NFZ szybsze zejście też jest korzystne.
A dlaczego w PL tak marnie idzie? Proste! W Niemczech oni wszyscy pracują wspólnie dla pacjenta a w PL przeciwko sobie kosztem pacjenta i w celu zniszczenia jeden drugiego. Panie doktorze! To dlatego, że tam lekarzy utrzymują pacjenci a tutaj etaty i pensje.
P.S. W Niemczech też rocznie 10 000 ludzi umiera przez lekarzy (chyba więcej). Przy 200 milionach wizyt rocznie to 1/20 000. O tym się pisze ale nie zastępuje prokuratora i sędziego.
@Myszka
Właśnie tak jest i sama chciałam o tym napisać gdybyś mnie nie uprzedziła.
Wszystkiego
vera,
chrzanisz. Pogadaj sobie z vps-em.
@camel
A gdzie ja stawiam tezę, że znachorzy leczą? Ja nie mam pojęcia co oni robią i na czym polega medycyna niekonwencjonalna. Wiem tylko, że lekarze i klasyczne systemy zdrowia to zwykła ruletka i biznes tak samo jak niekonwencjonalne metody, które mogą czasami okazać większą skuteczność lub choćby mniejszą podatność na skutki uboczne. Jeśli jest inaczej to czekam na jakieś dane których nikt nie chce nigdy dostarczać. Kogo obchodzi efekt placebo skoro to działa, skoro ludzie czują się lepiej dzięki „magii” i innym trikom, a czują bo wracają i pocztą pantoflową roznoszą pozytywne opinie, to w czym problem?
Jak oficjalny głoś służby zdrowia, który ma na swoich rękach tyle trupów z powodu błędów i skutków ubocznych (wcale nie twierdzę, że umyślnych trupów ale to świadczy o skuteczności) może mówić, że ma „prawdę” po swojej stronie, a wszyscy niekonwencjonalni tylko szkodzą, skoro nie przedstawiają żadnych danych na ten temat? Wręcz przeciwnie z powierzchownych obserwacji można wyciągać wnioski, że konwencjonalna medycyna jest bardziej szkodliwa co pokazuje przykład Kuby. Aczkolwiek to nie jest teza tylko zwykła obserwacja laika, jak ktoś chce wmawiać, że jest inaczej i że ktoś szkodzi, to jakiś konkretny argument by się przydał. Ja z lekarzami mam same przykre doświadczenia, nie leczę się od 7 lat choć powinienem łykać leki dożywotnio. Czuje się idealnie, mam idealne wyniki, wbrew wszelkim prognozom i to się nazywa wiedza/prawda? Dla mnie to się nazywa ruletka lub szacowanie w ciemno prawdopodobieństwa.
Dla mnie jak ktoś mówi, że leczy to wyleczy, a jak mu się tylko udaje czasami kogoś wyleczyć to zacytuję Twoją logikę – „ale pacjent często sam wyzdrowieje (bardzo wiele dolegliwości mija samoistnie)”.
To zacznijmy weryfikacje lekarzy oraz dobra ich edukacje. Sami tworza swoj system, rzecznik praw pacjenta to fikcja.
Vps – ty żałosny głupi gnoju. Czytam te twoje kretynizmy na forach Polityki …nigdy nie reagowałem – bo mi się nie chciało. Z resztą – moja reakcja to nic takiego. Ale mam nadzieję,że twoich najbliższych dotknie konieczność wyboru – między lekarzem i terapią – a pamięcią wody – popatrzysz sobie imbecylu na umieranie. I, że to TY będziesz wybierał. I TY ponosił konsekwencje wybory – w sensie kryminalnym. Ale pewnie nie będziesz – więc skazani jesteśmy na twoje brednie i dziamgania. I serio – życzę Ci aby spotkało cię to wszystko o czym tak elokwentnie pieprzysz. Oraz pamięć wody na raka mózgu – ty wygadany troglodyto. Nie komentuj – to ponad twoją godność.
Proponuję dyskusję o światach równoległych przenieść na inne forum, a to skromne miejsce zostawić ludziom racjonalnie myślącym (bo w końcu trzeba by zaprosić egzorcystę, a dla mnie byłoby to doświadczenie ponod siły organizmu pod 80-tkę).
vps
20 maja o godz. 13:09
„Dla mnie jak ktoś mówi, że leczy to wyleczy”
A ja myślałem, że CZŁOWIEK nie jest samochodem, który wystarczy w serwisie podpiąć do komputera i wymienic zespół.
Szanowny Panie Doktorze,
Pominę wpisy ignorantów w osobach Baki („zabobon” pn. homeopatia stosuje i honoruje cała EUropa – co za ciemniaki, nieprawdaż?), Kaliny, Sabasi, Camela, etc. i zadam Panu jako fachowcowi, biorącemu odpowiedzialność za słowa, pytania źródłowe:
Co rozumie Pan pod pojęciem „znachor” i jaki jest Pan stosunek do kolegów po fachu używających także (nie zamiast!)metod spoza oficjalnego wykazu terapii?
Co rozumie Pan pod pojęciem „medycyna alternatywna/niekonwencjonalna”? Czy nie jest tak, że wszelkie nowatorskie metody w medycynie – mniej więcej od 200 lat jej istnienia w nowoczesnym kształcie – były/są traktowane jako „niekonwencjonalne”? Bo ktoś, kto zaczyna uskuteczniać np. nowy typ operacji czy chemioterapii robi to w ciemno: żadne ciała, żadne fantomy i symulacje komputerowe nie są polem, gdzie można orzekać o skuteczności i bezpieczeństwie danego typu operacji czy leków. Notabene, chętnie przeczytam prace dowodzące np. potwierdzenia skuteczności mastectomii czy cholecystoctomii z podwójnie ślepą próbą 😉
Z góry dziękuję za odpowiedzi.
A tak w ogóle to zgadzam się z wymową Pańskiego tekstu.
po piąte:
medycyna niekonwencjonalna potrafi, choć bez gwarancji – leczyć duszę. Która zawsze boli, a której ani medyk-technokrata w wersji na zimno, ani nawet w wersji „na letnio” (rozmowa) nie leczy i nie uleczy.
Zdaje się, że i Hipokrates i Chińczycy dawno temu rozumieli, że aby wyleczyć ciało trzeba wyleczyć duszę.
po szóste:
Mamy epokę cudów, co jest mocno nagłaśniane i uroczyście promowane. Nasz świeży święty dokonał co najmniej dwóch cudów medycznych. Ich sens polegał na leczeniu duszy (modlitwy), a nie ciała, bo z tym sobie medycyna nie poradziła w stopniu całkowitym. Bezradnie rozłożyła ręce. Ludzie są wierzący, przekaz o wielkiej sile oddziaływania wchłaniają i zgodnie z nim postępują.Mało tego, uważają to za wypełnienie wiary żywym uczynkiem, a od tego nawet i policja anie da rady odgonić. Tak to pojmują.
po siódme:
Medycyna naukowa z definicji nie chce mieć do czynienia z „szarlatanerią”, która nie zawsze nią jest. Uprzedzenia, duma i pycha lekarska działają. Oraz konkurencja: nie wyleczy szpital, może wyleczy zielarz albo podobna osoba. a jak nie wyleczy, to wytłumaczy dlaczego nastąpił niepożądany finał.
po ósme:
Polak jest osobą wierzącą w Zmartwychwstanie i Niebo. Życie doczesne nie jest szczególnie cenne, a prawdziwą wartość i nagrodę za męki na tym padole łez otrzyma w Niebie. Dlatego przeciętny polski czterdziestoparolatek nie ma 17 zębów. Nie dlatego, że nie może kupić szczoteczki ani pasty.
po dziewiąte:
zdrowie somatyczne i zdrowie psychiczne są ściśle powiązane. Nad somą góruje psyche. Nad rozsądkiem i racjonalnością góruje psyche i jej emocjonalne stany, podświadomość, nieświadomość i ich przejawy, nieuświadamiane z definicji , więc niezwykle trudne do zracjonalizowania i poddania procedurom medycyny naukowej. Jeśli rządzą lęki, zawiłości duszy i wiara – medyk tego nie przemoże.
Panie Tanaka,
Interesujące, ale wewnętrznie sprzeczne:
Ludzie (tzw. Polacy wg Pana) właśnie masowo korzystając z leczenia swoich ciał (obojętnie jakiego i u kogo) udowadniają, że w Niebo czy inne formy „life after life” nie wierzą, albo boją się tego, co ich tam spotka.
Poza tym, proszę o definicję pojęcia „dusza”.
Poza tym, panowie Sugadaddy i Sir Jarek wykazali się niekulturalnymi wycieczkami pod adresem Pani Very, przy braku argumentacji z ich strony. Gospodarz powinien wziąć to pod uwagę.
Hu hu
20 maja o godz. 20:59
Człowiek jest wewnętrznie sprzeczny.
Definicję duszy każdy sobie tworzy. Może jest to coś niekomórkowego, ale od komórek zależnego. Mając przed sobą poważną sprawę medyczną,ludzie miewają większe skłonności ku takim rozważaniom. wtedy najlepiej pytać.
Powtórzę to może dotrze do niektórych:
Nie wierzę w znachorów, różdżkarzy, horoskopy, wróżbitów, Kaszpirowskich, homeopatię i inne bajki.
Nie podważam badań leków z użyciem placebo.
Nie podważam ani wyśmiewam medycyny klasycznej.
Nie bronię idioty, który zabił dziecko.
Podam swój przykład:
W roku 1993 po pół roku ciągłego bólu jednego miejsca w głowie zrobiłam badania CT (tomografia). Badanie nic nie wykazało i głowa natychmiast przestała boleć, na 20 lat. Rok temu po 2 miesiącach bólu poprosiłam lekarkę o jakiś lek placebo. Wolała wysłać mnie na badanie MRT (rezonans magnet). Pan Profesor stwierdził, że poza objawami zużycia wszystko w normie. Nawet demencji nie widzi. Ból ustał następnego dnia. Do dzisiaj.
Dla mnie uzdrowicielem (znachorem) jest Pan Profesor ze swoim nowoczesnym sprzętem. Gdybym z dostępem do lekarza miała kłopoty opisywane przez @Myszkę pewnie byłabym u znachora, który też by wyleczył. Taniej.
Uzdrowiciele mogą i powinni pełnić rolę komplementarną w stosunku do lekarzy i pracować razem z nimi a nie przeciw. To dzieje się dzisiaj coraz szerzej w Niemczech.
Szkoda, że neurotyczne osobowości opanowują fora blokując dyskusje. Nie tylko tutaj.
A dyskusja pokazuje, że błędy i nieudolność występują we wszystkich zawodach. Przykładami przestępstw można tylko napędzać histerię a nie wskazywać rozwiązań.
Pani Vero
całkowicie zgadzam sie z Panią. bardzo często przyczyna „choroby” siedzi w umyśle. Tez mi sie zdarzylo. Ale dobry lekarz powinien „wyczuć” pacjenta.
@Andrzej52
Super, też tak myślę, jeszcze zastosuj to samo rozumowanie przy próbie krytyki znachorów, homeopatów i innych „magików”, bo od nich to krytykujący chyba wymaga, aby człowieka naprawiali jak auto, albo wcale bo przecież szkodzą.
@Sir Jarek
Jak mogę pomóc? Najwidoczniej kusi Cię aby podejmować życiowe decyzje pod wpływem moich komentarzy, ale odradzam, bo lekarzem ani znachorem nie jestem.
@Sir Jarek
Jak łatwo rozwiązać Twoje problemy, wystarczy tylko, że poczytasz coś więcej niż komentarze na forach:
http://www.rynekzdrowia.pl/Uslugi-medyczne/Francja-co-trzeci-chory-na-raka-stosuje-homeopatie,110593,8.html
Dzięki takim jak Hu hu, mamy zalew idiotów i innych inteligentnych inaczej, dosłownie wszędzie.
Najgłupsze przysłowie na świecie – głupiemu należy ustąpić -doprowadziło do takiego stanu rzeczy.
Durnia trzeba gnoić i pędzić gdzie pieprz rośnie; trzeba go zepchnąć na margines, gdzie jest jego miejsce, a nie się z nim cackać.
A przynajmniej trzeba tak robić wszędzie tam, gdzie, o dziwo jeszcze, ludzie używający swoich szarych komórek, mają nad durniami przewagę liczebną.
Jeśli jest odwrotnie – trzeba brać nogi za pas – non hercules….itd.
PS. Hu hu, co Ty bredzisz o jakiś argumentach? Vera opowiada o czymś, co się nawet „fizjologom” nie śniło, a ty chcesz z tym argumentować? Z czym? Ze „wyleczył” ją jakiś aparat medyczny, przez to że ją przebadał?
Ludzie nie w takie rzeczy wierzą – np. w życie pozagrobowe – będziesz ich przekonywał, ze są w błędzie?
Pan Sugadaddy jak zwykle niemerytorycznie.
Co do mnie, jestem zmuszony zdecydowanie polemizować z faktem, iżbym przyczynił się do produkcji (cyt:) „idiotów i inteligentnych inaczej”, chociażby dlatego, że nie wiem, jak to się robi. To raczej domena polityków, kleru i „ciennikarzy”. Toteż nie wiem, o co panu właściwie chodzi, chociaż zgadzam się, że durniów, kimkolwiek by nie byli, należy „gonić”; nie wiem jedynie czy południowo-wschodni Azjaci, gdzie pieprz (Piper nigrum) rośnie, będą z tego zadowoleni…
Pozwolę sobie zauważyć również, że w przeciwieństwie do panów sceptyków, Pani Vera relacjonuje rzeczywiste zdarzenia z „własnej autopsji” jak to mawiał pewien satyryk, z tym że owe doświadczenia, jakkolwiek jednostkowe, muszą być wzięte pod uwagę jako wiarygodne i godne analizy. Aroganckie i krzykliwe reakcje osobników w rodzaju pana Sugadaddy raczej merytorycznej wymianie poglądów nie sprzyjają. Natomiast psycholog, a zwł. psychosomatyk, miałby tu na przykładzie właśnie o znaczeniu placebo i nocebo (negatywne placebo) coś do powiedzenia.
O „życiu pozagrobowym” nie wypowiadam się, ponieważ nie wchodzi to w zakres mojej wiedzy.
Pozwolę również skomentować słowa Pani Very: ja również nie wierzę w bioenergoterapię, różdżkarstwo, homeopatię, etc., a także w drobnoustroje, geny, hormony, etc. Natomiast WIEM, że wszystko to istnieje i dzięki temu wiara w tym zakresie jest mi całkowicie zbędna. Pozwala mi to natomiast radować się z fantastycznych osiągnięć współczesnej medycyny z chirurgią, IOM i rewelacyjną diagnostyką na czele, a jednocześnie doceniać wiedzę różnych systemów medycyny tradycyjnej, oraz oświeconej holistyki, przydatną zwłaszcza w profilaktyce.
PS. Panie Tanaka – ciekawe, ja mam na temat tzw. jaźni („duszy”?) podobne przemyślenia.
Problem znachorstwa uważam za marginalny, podobnie jak problem dzieci wypadających z okna bo rodzice nie dopilnowali.
O obydwu prasa napisze bo sensacja-rewelacja a nie dlatego, że to problem społecznie istotny z racji częstości występowania.
Ale oba problemy powinny dać do myślenia- co zlekceważyłem?
Niestety, bardzo dużo pacjentów zniechęca do lekarzy właśnie lekceważenie, którym i jest brak informacji zrozumiałej dla pacjenta. Bo „mówię jak ja chcę i nie obchodzi mnie czy pojąłeś” to jest lekceważenie. Niezadanie sobie trudu wysłuchania pacjenta lub z góry zakładanie, że dostarczone przez niego informacje są mało ważne jest dokładnie tym samym. Sporo lekarzy popełnia rażące błędy w diagnozie, stosuje niewłaściwe leczenie tylko dlatego, że wysłuchać pacjenta im się nie chce, z góry zakładają, że pacjent jest zbyt ciemny by powiedzieć coś przydatnego. Oczywiście, czasem tak jest. Często rzeczywiście „lekarz wie lepiej”- dlatego błędy są rzadsze niż skuteczne leczenie. Ale łatwiej do społecznej świadomości docierają informacje negatywne.
W sprawie znachora, którego działanie spowodowało śmierć dziecka być może „wątek lekarski” nie pojawi się, choć wątpię czy rodzice nie zwrócili się w pierwszej kolejności do lekarza. Który powinien sobie zadać pytanie „co zrobiłem nie tak, że ludzie nie chcieli słuchać mnie a jakiegoś szarlatana?”
Hu Hu
Zwracam jeszcze uwagę, że zależnie od sytuacji, nastroju i oświetlenia te same rzeczy widzi się zupełnie różnie. I wcale nie oznacza to, że tylko jedno widzenie jest prawdziwe.
Właśnie czytam o moim zdaniem dużym odkryciu medycznym. Okazuje się, że choroby psychiczne jak depresje czy schizofrenia mogą być skutkiem chorób zakaźnych jak grypa czy koklusz, a leczenie polegać na podawaniu środków typu herbatka lipowa (od znachora?). Rzecz w tym, że zauważono to prawie 100 lat temu ale zwolennicy wyśmiewani byli i wyzywani od idiotów (znamy to). Tymczasem udało się wyleczyć naukowo i bez znachora kilka osób w fazie choroby, kiedy ich układy nerwowe nie zostały jeszcze uszkodzone.
Wniosek: Nie ma nic bardziej zwiewnego i relatywnego niż jedynie słuszne naukowe widzenie.
Przez całe życie organizm radzi sobie sam ze wszelkimi zagrożeniami mniej lub bardziej skutecznie. Gdy sobie nie radzi potrzebuje wsparcia. System odpornościowy organizmu to jak siły zbrojne – można je w tym zastąpić ( co wg mnie czyni medycyna klasyczna ) albo „udzielić im wsparcia” – rzeczowego lub „duchowego” – to domena medycyny niekonwencjonalnej.
Tak ja sobie to tłumaczę – czy słusznie to inna sprawa. Z własnego doświadczenia zaś wiem, ze odpowiednia dieta i kuracja ziołami, które powszechnie uważane są za uciążliwe chwasty ( pokrzywa, krwawnik, mniszek lekarski i inne, których pełno w moim ogrodzie ) dały lepsze efekty niż wielomiesięczne zażywanie leków. Ca ważne – bez skutków ubocznych.
Pani Vero, dziękuję za odpowiedź. Notabene, chętnie dowiem się gdzie została zamieszczona publikacja o której Pani mówi. Słyszałem już podobne hipotezy, ale jeżeli tym razem są to mocne dowody…
@herbarka lipowa na schizofrenie
A co na ciezka demencje?
Odnoszę wrażenie ze lekarze nie tylko coraz gorzej sobie radzą z rozmawianiem z pacjentem, ale też coraz mniej rozmawiają. Przez lata zbieranie wywiadu / historii choroby to była najważniejsza część procesu diagnostycznego, a także okazja by naprawdę wejść w interakcję z pacjentem. Teraz w niektórych krajach za anamnezę odpowiadają pielęgniarki, a lekarz dostaje do rak tylko wypełniony kwestionariusz, ale dzięki temu oszczędza czas na pacjenta, bo już NIE MUSI ROZMAWIAĆ z pacjentami. Nie dziwi, że pacjent szuka rozmowy u znachora lub na anonimowych forach, jeśli lekarz z nim nie chce rozmawiać…
@Gronkowiec
re ankieta przed wejsciem:
Lekarz czyta wypelniona ankiete i owa ankieta (mowa o zwykle stosowanej papierowej) nigdy nie moze byc „domknieta”, w znaczeniu ze na paru kartkach zmiescisz wszelkie mozliwe pytania dotyczace nawet nie calego ciala a jedynie jednego organu. Dlatego jak przychodzi pacjent z dusznica to lekarz najzwyczajniej dopyta o to czego w ankiecie nie bylo. Rzecz sie moze zmienic jak ankietowac beda nas komputery, takie co zapytaja o wszystko, zakladajc ze osiagna poziom „rozumienia” wprowadznej informacji, zapewne przy pomocy wykwalifikowanej pielegniarki/nowego specjalisty medycznego. Bo gorala ze „slabi mnie w spodku” to nie tylko komputer ale i malo ktory lekarz zrozumie.
Pytania rozszerzajace do wypelnionych juz ankietsa norma w tak „nieludzkich” i „nieefektywnych” systemach opieki zdrowia jak np USA czy UK. Gdzie zdrowy, szczuply kolega 30+ letni robil probe wysilowa na pierwszej wizycie a prostate tez mu obmacywano na wszelki wypadek (USA).
I poza zupelnymi swirami nikt do znachora z powodu wypelniania ankiety nie chodzi. Tak ze kula w plot.
@all
Ludzie wala do znachora/odrzucaja szczepionki bo wydaje im sie ze po licencjacie w Wyzszej Szkole Tego i Owego przepasc pomiedzy laikiem a profesjonalista prawie nie istnieje. Normalnie kazdy zna sie na wszystkim, od katastrof lotniczych przez globalne ocieplenie, epidemiologie i leczenie nowotworow. A jesli taki zadufany w sobie gluptak dochodzi do wnioskow przeciwstawnych do obowiazujacych w w/w dziedzinach to sie tylko z radosci po udach klepie jaki z niego spryciul ze te spiski wykryl i jajoglowy establishment obalil.
@Hu hu
Bardzo mi przykro, tyle nie mogę znaleźć artykułu. To nie publikacja tylko artykuł prasowy. Odkrycie pochodzi z roku 1918 kiedy w USA umieszczano chorych na hiszpankę w zakładach dla umysłowo chorych i zauważono, że symptomy obu grup są identyczne. Ale dopiero ostatnio analizy płynu rdzenia kręgowego wykazały obecność zarazków. Zwalczenie ich uzdrowiło osoby już nie reagujące na bodźce. Klucz do problemu leży w zakażeniu płynu rdzeniowego. O ile choroba nie zniszczy układu immunologicznego. Tyle pamiętam. Badania w Niemczech. Jest wniosek: Ludzie w miastach chorują częściej na choroby psychiczne przez łatwość zarażenia chorobami zakaźnymi.
Vera,
czy chodzi o ten artykuł o cytokinach i tryptofanie etc.?
Vera
22 maja o godz. 19:32
Wszystko to wydaje mi się mocno niejasne i niepewne. Ludzie w miastach mają przede wszystkim więcej stresów i częściej pozostają w takich warunkach życiowych, które silnie sprzyjają depresji i różnych schorzeniom psychicznym. Miasto jako takie selekcjonuje ludzi w kierunku podatnym. Ale, może, zarazki też mają coś do tego.
Pani Vero: ponownie dziękuję za odpowiedź. Być może po jakimś czasie sprawa „wypłynie” tzn. zostanie reaktywowana przez kogoś ze środowiska medycznego/naukowego.
A Panu Mtwapie dziękuję, że swoją wypowiedzią zasadził kopa w d… 90% tzw. dziennikarzy naukowych (a raczej naukawych), że swoimi kolegami z Polityki (typu Rotkiewicz) na czele. Szacun.
mtwapa
@herbarka lipowa na schizofrenie
A co na ciezka demencje?
Niezapominajki?
@1300 gramów
Dobre. Tyle ze skutecznosc taka sama jak naparu lipowego w schizofrenii a nawet mniejsza bo przynajmniej kwiat lipy jest surowcem zielarskim a niezapominajka(i) jakby nie bardzo.
re infekcyjne podstawy chorob psychicznych:
cos mi sie zdaje ze ze swieca (koniecznie wetknieta w ucho) szukac mozna znachora co przewlekle zakazenie toksoplazma diagnozuje nie mowiac juz o leczeniu.
@Hu hu
Herbatki lipowej bys sie napil. Albo wzial eksperymentalnie minocykline. Kto wie, moze objawy ustapia?
http://www.trialsjournal.com/content/14/1/406
@Hu hu
Mam mam. Chodzi o pismo Technology Review
http://www.heise.de/tr/artikel/Machen-Infektionen-psychisch-krank-2158031.html
P.S. Oczywiście twierdzenie, że lipowa herbatka leczy schizofrenię brzmi jak żart i to jest mój własny żart. Zadziwiające, że akurat to wywołało komentarze. Może dlatego, że najłatwiej zrozumieć.
Powoływanie się na artykuły ze znakiem zapytania w tytule, świadczy o, delikatnie mówiąc, naiwności.
@1300 gramów
Tak, to analogiczny artykuł, może nawet szerszy niż mój.
Dzięki za poparcie
@Vera
Chroniczne infekcje / reakcje immunologiczne CNS w chorobach psychicznych jako hipoteza z pewnymi podstawami to jedno. Bada sie to, jest EU grant temu poswiecony (MOODINFLAME), etc.
Tyle ze mielismy juz miazdzycowe choroby serca i naczyn „wywolywane” przez cytomegalowirusa. Po czym po wielu latach dalej nie zdolano owej blyskotliwej hipotezy wystarczajaco potwierdzic. For a quick read:
http://scienceblogs.com/aetiology/2010/02/23/cytomegalovirus-and-heart-dise/
Natomiast tobie sie wszystko zajaczkuje nie gorzej od Hu Hu.
Różne badania potwierdzają – ryzyko popadnięcia w schizofrenię w mieście jest 2 razy wyższe niż na wsi, w depresję – 1,4 raza. W dodatku im większe miasto, tym prawdopodobieństwo wyższe.
Natomiast prawdopodobieństwo uzależnienia (alkohol, medykamenty, narkotyki, hazard) jest jednakowo duże.
Dlaczego?
Czy miasta wpływają negatywnie na stresopochodne życie emocjonalne, czy może przyciągają więcej niestabilnych emocjonalnie i podatnych na stres? Fachowcy od psychologii twierdzą, że to pierwsze.
Przypuszczalnie wynika to z jednoczesnej „gęstości” socjalnej połączonej z socjalną izolacją.
Badania z Mannheim wykazały różnice w reakcji mózgów na negatywny stres (rozwiązanie trudnych zadań matematycznych plus krytyczny feedback) w zależności od miejsca zamieszkania.
Im więcej czasu człowiek spędził w mieście, zwłaszcza już jako dziecko, tym mniejsza zdolność do panowania nad emocjami.
Ta wrażliwość pozostaje trwała, nawet po przeprowadzce na wieś w wieku dorosłym.
Tyle fachowcy od zdrowia psychicznego.
O związku z grypą i kokluszem nie pisali.
Z moich własnych (wycinkowych) obserwacji wynika, że na wsi po prostu nie idzie się do psychiatry, tylko jak zawieje halny to chwyta się za siekierę lub widły, albo bierze się w rękę postronek…
Jakie to przykre, że każda dyskusja na dowolny temat kończy się tym, że jacyś pozbawieni poczucia humoru wyciągają noże z kieszeni. Dyskusja była na temat znachorów i napisałam żartobliwie, że nie wiadomo, czy oferowana przez znachora herbatka nie jest tym, co na prawdę leczy bo może ten znachor coś czuje, do czego nauka potrzebuje 100 lat. Może to trudne do zrozumienia ale mój wpis jest przeciw znachorstwu. Nie mnie też oceniać artykuł. Ani jestem lekarką ani mnie to interesuje. Wpadł mi w oko. Zresztą jest takich przynajmniej 7 na tydzień. Wiedziałam, że będą ataki i napisałam, że to wczesna faza i tylko kilka osób. Sam artykuł mówi o bardzo wąskim oknie czasowym skuteczności.
Ale nie! Najpierw zrozumieli tylko herbatkę, a kiedy się ośmieszyli, zaczęło się wyciąganie armaty „za unijne pieniądze”. Stały argument. Bo tu nie chodzi o rozmowę, luźną bo to Polityka a nie Tygodnik Medyczny. Tu chodzi o pokazanie własnej wielkości metodą poniżania innych. Smutne to bo zawsze na końcu wyzwiska. Ciekawe, że ci wyznawcy naukowego światopoglądu w postkomunistycznym wydaniu zwykle zaczynają dzień od pacierza i horoskopu w gazecie. I brak reakcji tylko ich rozzuchwala.
Pani Vero – dziękuję uprzejmie. Niestety, nie jestem germanojęzyczny, a opcji tłumaczenia na stronie nie zauważyłem. Niemniej, będę pamiętał o zagadnieniu.
Panie Mtwapa – ja osobiście preferuję pogląd o epigenetycznym charakterze większości chorób umysłowych. Byłoby to warte rozważenia odnośnie tu obecnego osobnika, który żarty o herbatce lipowej wziął na poważnie 😛
@1300
Zobacz epidemiologie schizofrenii na swiecie. Mimo tego ze przyjmuje sie ze zapadalnosc jest podobna, poludniowo-wschodnia Azja i Oceania jest na samej gorze. Indonezja jest przed Singapurem. Moze genetyka podatnosci, moze drobnoustroje/pasozyty ale konia z rzedem temu kto zgadnie dlaczego mieszkancy wyspy Tuvalu tez sa w czolowce.
re schiza wiejskaa miejska:
mysle ze to czym piszesz (slabsza diagnostyka) to moze miec miejce w lagodniejszych depresjach. Schizofrenia to nie jest choroba z ktora da sie zyc nawet w Pipidowicach.
Co doczestosci samobojstw to trzeba by bylo rzucic okiem na statystyki, i to takie z rozdzialem na plcie i grupy wiekowe, aby cos sensownego moc powiedziec o roznych zachowaniach wiejskich i miejskich.
@Vera
Trudno abym gratulowal funkcjonalnego analfabetyzmu i podziwial stawianie chocholow. Zarzuty o wydawanie $$$ z EU sa tylko w twojej, najwidoczniej straszliwie przeladowanej „przynajmniej 7ma artykulami na tydzien”. Wiesz co? Moze sie tak nie przemeczaj skoro kilkulinijkowego postu w jezyku chyba ojczystym nie jestes w stanie zrozumiec…
Szanowny Panie Doktorze,
czy jest Pan może sygnatariuszem tego czegoś?
„DEKLARACJA WIARY – Lekarzy katolickich i studentów medycyny w przedmiocie płciowości i płodności ludzkiej
Nam – lekarzom – powierzono strzec życie ludzkie od jego początku…
1. WIERZĘ w jednego Boga, Pana Wszechświata, który stworzył mężczyznę i niewiastę na obraz swój.
2. UZNAJĘ, iż ciało ludzkie i życie, będąc darem Boga, jest święte i nietykalne:
– ciało podlega prawom natury, ale naturę stworzył Stwórca,
– moment poczęcia człowieka i zejścia z tego świata zależy wyłącznie od decyzji Boga.
Jeżeli decyzję taką podejmuje człowiek, to gwałci nie tylko podstawowe przykazania
Dekalogu, popełniając czyny takie jak aborcja, antykoncepcja, sztuczne zapłodnienie,
eutanazja, ale poprzez zapłodnienie in vitro odrzuca samego Stwórcę.
3. PRZYJMUJĘ prawdę, iż płeć człowieka dana przez Boga jest zdeterminowana biologicznie i jest sposobem istnienia osoby ludzkiej. Jest nobilitacją, przywilejem, bo człowiek został wyposażony w narządy, dzięki którym ludzie przez rodzicielstwo stają się „współpracownikami Boga Samego w dziele stworzenia” – powołanie do rodzicielstwa jest planem Bożym i tylko wybrani przez Boga i związani z Nim świętym sakramentem małżeństwa mają prawo używać tych organów, które stanowią sacrum w ciele ludzkim.
4. STWIERDZAM, że podstawą godności i wolności lekarza katolika jest wyłącznie jego sumienie oświecone Duchem Świętym i nauką Kościoła i ma on prawo działania zgodnie ze swoim sumieniem i etyką lekarską, która uwzględnia prawo sprzeciwu wobec działań niezgodnych z sumieniem.
5. UZNAJĘ pierwszeństwo prawa Bożego nad prawem ludzkim – aktualną potrzebę przeciwstawiania się narzuconym antyhumanitarnym ideologiom współczesnej cywilizacji,
– potrzebę stałego pogłębiania nie tylko wiedzy zawodowej, ale także wiedzy o antropologii chrześcijańskiej i teologii ciała.
6. UWAŻAM, że – nie narzucając nikomu swoich poglądów, przekonań – lekarze katoliccy mają prawo oczekiwać i wymagać szacunku dla swoich poglądów i wolności w wykonywaniu czynności zawodowych zgodnie ze swoim sumieniem”
Pozwolę sobie wkleić mój komentarz z innego blogu, bo na temat podniesiony przez Nemer
Mam rozdwojenie jaźni (lekarsko – etyczne). Prasa podaje pełen spis nazwisk sygnatariuszy „deklaracji wiary” – no i niby szacun (jak mawiają małolaty) każdy ma prawo do poglądów i do ich publicznego wyrażania. Gorzej, jeżeli kilkaset osób twierdzi publicznie, że będzie łamać prawo – żadnego in vitro, żadnych badań prenatalnych, żadnej aborcji i żadnych środków antykoncepcyjnych. I Potem biedna, skołowana Pyra rozchichotała się na całego, bo lista jest ze specjalnościami, alfabetycznie. Słuchajcie – 3/4 z nich ma świętą rację. Ja bym nie chciała, żeby reumatolog wykonywał mi badania prenatalne, a ratownik medyczny z patomorfologiem prowadzili . zabieg in vitro, I nie dziwię się, że chirurg szczękowy nie chce przepisywać tabletek anty a nefrolog dziecięcy nie chce prowadzić uświadamianie młodzieży. Owszem, tam jest z 50 osób z położnictwa i ginekologii i 2 stronice położnych, reszta to najróżniej – nawet dr biologii medycznej. Na masówkę poszli, ot.co
@ Jaruta
Dokładnie. Dietetycy i dermatolodzy niechaj nie biorą się za abortowanie 😛
Jaruta, Hu hu
Ale lekarz niemal każdej specjalności może odmówić kobiecie w ciąży właściwego leczenia, by nie zaszkodzić płodowi. To ogranicza prawa kobiet i moim zdaniem może być niebezpieczne.
Sygnatariusze tego apelu powinni dla spokoju własnego sumienia zrobić specjalizację w geriatrii i opiece paliatywnej, zero niepewności co do intencji Stwórcy.
Skoro lekarzom nie można ufać, bo dobro pacjenta mniej dla nich znaczy niż własne sumienie, trzeba się będzie jednak przerzucić na znachorów. Przykro mi, Panie Gospodarzu 🙂
Jaruta, jakiś czas temu czytałam informację o odmowie leczenia ciężarnej kobiety, która miała nieszczęście zachorować bodajże na wrzodziejące zapalenie jelita grubego. Pacjentka zmarła. Nie natknęłam się nigdzie na informację, czy szpital i konkretny lekarz za to odpowiedzialny poniósł jakiekolwiek konsekwencje.
Wszyscy ci lekarze są niebezpieczni dla pacjentek i ja im życzę, aby w przypadku, gdyby przydarzył się im masywny krwotok trafili na kierującego się klauzulą „sumienia” lekarza, którego świeżo przekabacili na swoje wyznanie świadkowie jechowy.