Eskimoska wpadka i nie tylko. Odpowiedzi na komentarze.

Co za świat! Z jednej strony – określenie: „chemia!” jest dla dowolnej substancji spożywczej, lub leczniczej, w najwyższym stopniu deprecjonujące. Z drugiej – metody terapeutycznie, nie oparte na przemysłowej syntezie chemicznej zbywane bywają protekcjonalnym politowaniem. Ta polaryzacja poglądów znalazła odbicie w Państwa komentarzach.

Pani jaruta przypomniała, że w leczeniu chorób przewlekłych środki nie będące efektem przemysłowej syntezy chemicznej mogą być co najmniej równie skuteczne, jak te nowocześniejsze i agresywniej promowane. Przez wieki nie miały alternatywy, a przecież w jakimś stopniu pomagały ludziom w cierpieniu.  Przy okazji pozwalam sobie przypomnieć, że pogląd, jakoby środki roślinne były pozbawione efektów niepożądanych, jest niebezpiecznym mitem. Niektóre z nich stanowiły podstawowy składnik trucizn, które zmieniły bieg historii.

Pan mtwapa z właściwą sobie precyzją wskazał na konieczny dystans, jaki powinniśmy zachować wobec kubańskich wyników, do czasu ich potwierdzenia w dużym, międzynarodowym, randomizowanym badaniu. Byłbym jednak, z drugiej strony, ostrożny opierając ten uzasadniony sceptycyzm na zawartości poszczególnych substancji czynnych w produkcie spożywczym – w tym przypadku: w siemieniu lnianym. Nie powtarzajmy historii tzw. Eskimoskiej Wpadki.  Jak powszechnie wiadomo, jeden z głównych elementów diety Eskmosów stanowią ryby morskie, zawierające bardzo zdrowe tłuszcze nienasycone. Wykazano, że taka dieta obniża ryzyko chorób serca i układu krążenia. Wymyślono zatem, że może zamiast ryb wystarczy spożywać codziennie pozyskany z nich tran, oczywiście zamknięty w kapsułkach, bo smak mógłby być powodem rezygnacji z takiej terapii. Przeprowadzono kilka starannie zaprojektowanych i zrealizowanych badań, które kosztowały sporo pracy i pieniędzy. I co? I nic! Nie wykazano znaczącego pozytywnego efektu tranowych kapsułek mimo, że ryby działają prozdrowotnie. Myślę, że Pan sam był bliski takiej pułapki, przeliczając liczbę butelek wina na konieczną do zaistnienia efektu terapeutycznego ilość substancji aktywnej w nim zawartej. Z własnych nienaukowych obserwacji wiem to, co wszyscy: że zapewne żaden Francuz nie wypija 600 butelek wina dziennie, a przy tym palenie tytoniu jest tam rozpowszechnione bardziej, niż w innych krajach. A jednak w analizach statystycznych to właśnie wino okazało się jednym z czynników chroniących serce, pomimo spożycia znacznie poniżej teoretycznie wyliczonego poziomu. Wracając zaś do terapeutycznych dawek siemienia lnianego i sezamu – to odpowiednio 3 i 4 łyżki stołowe. Uważam, że dosypanie trzech łyżek siemienia do porannych płatków śniadaniowych (nota bene, najlepiej skomponować sobie takie muesli samodzielnie) i czterech łyżek sezamu do popołudniowej sałatki, nie zmieni zasadniczo ich masy. Tej wersji będę się trzymał do końca.

Przy okazji mam do Pana prośbę, by zechciał Pan złagodzić swoje mianownictwo statystyczne, którego był Pan łaskaw użyć w drugim swoim wpisie.

Pan/Pani ilko: przedstawiono na razie wstępne wyniki. Analiza po zebraniu pełnych danych musi trochę potrwać, więc wyników po roku badania można oczekiwać zapewne niebawem.

Pan mpn próba była randomizowana, podwójnie ślepa.  Uwarunkowania polityczne nie wydaja się mieć w takich przypadkach znaczenia. Kulturowe i genetyczne – owszem, tak. Dlatego czekamy na szersze badania. Jednak tak, jak warto unikać nadmiernego entuzjazmu, tak samo warto  – nadmiernej negacji.

Pani Marit, Pan byk, Pan Pickard cóż, rozsądny sceptycyzm jest zawsze cenny. Pozwolę sobie tylko zauważyć, że nie opisano efektów niepożądanych terapii przy pomocy szeptuchy. Czyli bezpiecznie. Recepta Pan byka na leczenie siemieniem hemoroidów – bardzo oryginalna. Żeby tak rozpoczęty Poradnik medycyny domowey wzbogacić, dodam jeszcze jedną: dla młodzianów, nie mogących doczekać się na pierwszy wąs. Zewnętrzną powierzchnię górnej wargi należy posmarować gęsim smalcem, a wewnętrzną – kocim łajnem. Efekt podobno murowany: pierwsza substancja ciągnie, a druga pcha.